[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez chwilę, że runie urwisko, na szczycie którego siedział. Wreszcie zaczęła się naj-
koszmarniejsza część operacji. Hitlerowcy zastrzelili wszystkich robotników. A potem
zdarzyło się coś jeszcze dziwniejszego. Strażnicy siedzieli grzejąc się przy ognisku, trzej
oficerowie trochę dalej oglądali zawały. A potem nagle odwrócili się i zastrzelili siedzą-
cych przy ognisku z pistoletów maszynowych. Tylko jednemu udało się uciec. Oficero-
wie ruszyli w pościg. Dalej bał się obserwować i wycofał się do lasu. Następnego dnia
zniknęły wszystkie posterunki, ale Niemcy jeszcze przez kilka godzin chodzili po wzgó-
rzu wysadzając w powietrze wyloty szybów. Wreszcie po dziesięciu dniach od opusz-
czenia podziemi przyjacielowi udało mu przejść przez zasieki. W pustej chałupie zna-
lazł cywilne ubranie i poszedł w głąb Karkonoszy. Po kilku dniach na te tereny wkro-
czyła Armia Czerwona. Spotkaliśmy się po wojnie. Szukał fabryki. Jezdziliśmy razem do
Piechowic. Chodził po górach. Niemcy wszystko zamaskowali, ale sądził, że podziemia
ukryte są pod górą Sobiesz. Próbowaliśmy kopać w kilkunastu miejscach, ale bezsku-
tecznie. Raz tylko trafiliśmy na beton. Ciągle wracał w tamte strony, usiłował przekonać
ludzi, że trzeba odszukać wejścia. Pisał do wojska, do milicji, do rządu. Przez te pierw-
sze lata po wojnie borykaliśmy się z trudnościami technicznymi, zwłaszcza brakowało
maszyn, a on twierdził, że w wykończonych już halach więzniowie obsługiwali precy-
zyjne tokarki. Jednak wszystkie jego wysiłki spełzły na niczym. Tylko raz górę Sobiesz
obejrzała jakaś komisja do spraw pozyskiwania urządzeń technicznych i surowców, ale
stwierdzono, że nie widać tam żadnych śladów podziemnej fabryki. Ale ona tam była.
Którejś wiosny, gdy badał górę, został zastrzelony. Sprawcy nigdy nie wykryto.
 Pociąg  mruknął szef.  Nasz pociąg.
 Wasz  uśmiechnął się stary historyk.  Ale to nie wszystko. Gdy zamieszka-
łem po wojnie we Wrocławiu żyło tu jeszcze bardzo wielu Niemców. Opowiadano so-
bie taką historię. Zaraz po wojnie wrócił do domu młody Niemiec, który wcześniej
wstąpił do SS. Zwołał swoich kumpli z czasów przedwojennych i zaproponował im wy-
prawę w celu odszukania podziemnej fabryki, w której miały być ukryte nieprzebrane
skarby. Twierdził, że udało mu się uciec, gdy oficerowie likwidowali wszystkich świad-
ków ukrycia kilkunastu wagonów skarbów w pewnej górze. Zebrał coś ze trzydziestu
chętnych, kompletowali sprzęt. Naradzali się w piwnicy w jego kamienicy. No i ktoś tam
wrzucił przez okienko dwa granaty. Zginęli wszyscy. To potwierdza opowieść mojego
przyjaciela. Tylko czy naprawdę chodziło o górę Sobiesz? Po wojnie niektórzy wysie-
dleni Niemcy wrócili do Piechowic. Na górze, jak stwierdzili, prowadzono jakieś pra-
ce na dużą skalę. Pojawiły się znaczne obszary pokryte kamiennymi odłamkami. Niem-
cy ci zaczęli węszyć i wtedy ktoś zaczął ich zabijać. W 1947 roku, gdy na zamku Chojnik
88
chciano zorganizować schronisko turystyczne, nieoczekiwanie okazało się, że twierdza
jest zajęta przez sporą grupę Wehrwolfu. Udało się ich oczywiście wybić do nogi, ale ob-
lężenie trwało kilka dni.
 To podważa mit, że zamek Chojnik nigdy nie został zdobyty  pomyślałem, ale
nie powiedziałem tego głośno.
 Oni czegoś pilnowali  powiedział cicho staruszek.  Druga taka grupa graso-
wała w okolicach Walimia. Trzecią dopadło KBW w ruinach Starego Książa. Mogło być
ich więcej... Ludzie są przekonani, że jeszcze dziś niebezpiecznie pchać nos w te sprawy.
Sobieradzki musiał być blisko rozwiązania. Zbyt blisko. Mówiłem mu, żeby się bardziej
krył, ale on wiedział lepiej. Konferencję prasową zwołał. No i niestety...
 Sądzi pan, że go zabili?  włączył się szef.
 Na pewno. Za dużo wiedział.
 Skąd dowiedział się o fabryce?  zapytałem.
 Usłyszał od starych Niemców powojenne plotki o tym młodzieńcu z SS i jego wy-
sadzonych kumplach. Węszył wokół tej sprawy od dwudziestu lat. Dowiedział się od ja-
kiejś Niemki, że pociąg ukrywał von Ronvik. Przez jakichś neonazistów szukał na nie-
go namiaru, bo Ronvik ponoć ciągle żyje...
 Zabili go ludzie z YJD  powiedziałem.
Na jego twarzy odmalowało się głębokie zdumienie.
 Ci mili młodzieńcy, żywo interesujący się historią? Coś podobnego. Będę musiał
ostrożniej dobierać sobie znajomych. Nie wiem, czy macie jakieś szansę odnalezienia
depozytu, ale bądzcie ostrożni.
 Cóż, my nie mamy innego wyjścia  westchnąłem.  Jeśli nie znajdziemy pocią-
gu, przyjdzie nam pewnie poszukać innej pracy.
Pożegnaliśmy się
 I co dalej, szefie?  zapytałem patrząc na zegarek.
 Przekąsimy coś i gnamy do Piechowic. Jeśli pociąg tam jest, to naszym obowiąz-
kiem jest go odnalezć. Nie zamierzam na starość szukać sobie nowego zajęcia. A ty wy-
ślij raport do ministra.
 I co mam napisać?
Zamyślił się na chwilę, a potem twarz rozciągnęła mu się w szerokim uśmiechu.
 Do licha, wymyślisz coś. Przecież masz wyższe wykształcenie.
Rozdział trzynasty
JAK SI SZUKA PODZIEMNYCH FABRYK " CO ZNALEyLIZMY
W STRUMYKU " PORZUCONE SZTOLNIE " DZIWNE STUDNIE "
TROCH CHEMII " TEST TWARDOZCI WODY " ZAKAADAMY OBO-
ZOWISKO " PLANY SZTURMU
 A więc tak wyglądają Piechowice  mruknął pan Tomasz patrząc bez entuzjazmu
na pamiętające jeszcze niemieckie czasy odrapane domy i sąsiadujące z nimi współcze-
sne klocki. Zdecydowana większość była nie otynkowana.
 No cóż, wujku  powiedziała Zosia.  Opakowanie nie zawsze świadczy o za-
wartości.
Rozejrzałem się. Nad miasteczkiem wznosiły się góry porośnięte gęstym lasem. Oko-
lica sprawiała wrażenie smutnej i beznadziejnej. Czy to możliwe, żeby kryła nieprzebra-
ne skarby, zgromadzone przez nazistów w połowie Europy? Powoli minąłem płot z płyt
betonowych ozdobiony drutem kolczastym. Zakłady Karelma.
 Prosto  powiedziała Zosia patrząc na mapę.
 No to prosto  mruknąłem.
Przed nami pojawiło się dziwne skrzyżowanie. Droga stała się coraz bardziej werte-
powata. Minąłem głęboki wąwóz, dnem którego płynęła rzeczka. Po chwili przejecha-
łem przez mostek nad strumieniem i zatrzymałem samochód na niewielkiej polance. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl