[ Pobierz całość w formacie PDF ]

danych do jej rozbudowania.
- Opowiem wam o dziwnym zamachu - zacząłem utrzymując intonację głosu lepszą
chyba do filmów grozy. -  Heinkel 111 powoli kołował na lotnisku w pobliżu Kętrzyna. Po
chwili poderwał się i ruszył na zachód. Prawie od razu pilot zauważył, że coś niedobrego
dzieje się z urządzeniami. Zaczął zawracać jednocześnie obniżając pułap. Nagle w kabinie
pilotów eksplodował ładunek wybuchowy. Płonąca maszyna uderzyła o ziemię. Inżynier Fritz
Todt zginął w samolocie, który wystartował z lotniska niedaleko kwatery Hitlera w Gierłoży
koło Kętrzyna.
- Czemu Todt leciał takim szmelcem? - dopytywał się Piotrek. - Przecież  Heinkel
111 został zaprojektowany w 1936 roku jako samolot bombowy z pięcioosobową załogą,
wyposażony w dwa silniki o mocy 1750 koni mechanicznych. Mógł unieść zaledwie dwie
tony bomb. Jego prędkość maksymalna wynosiła 400 kilometrów na godzinę, pułap 7300
metrów, a zasięg 3400 kilometrów. Już w 1942 roku samolot był przestarzałą konstrukcją jak
na bombowiec.
- Za to świetnie nadawał się na samolot kurierski lub maszynę przewożącą ważne
osobistości - wtrąciłem. - Z tego powodu wielu przywódców Trzeciej Rzeszy chętnie używało
go. Feralnego styczniowego dnia, gdy Fritz Todt odwiedził Hitlera w Gierłoży, postanowił
wracać do Monachium samolotem wypożyczonym przez feldmarszałka Sperrle. Komisja
śledcza, która zakończyła swoją pracę blisko rok po wypadku, stwierdziła:  W odległości
około 700 metrów od lotniska i od granicy lądowiska pilot samolotu prawdopodobnie
zamknął gaz, a w dwie-trzy sekundy pózniej najwyrazniej znów dodał gazu. W tym
momencie w przedniej części samolotu, prawdopodobnie na skutek eksplozji, buchnął
pionowo w górę silny płomień. Pożar, który wybuchł natychmiast wskutek upadku samolotu -
nastąpiło przy tym kilka detonacji - zniszczył go całkowicie . Całość zakończono osobliwymi
zdaniami:  Nie powstało zwłaszcza podejrzenie co do możliwości sabotażu. Dlatego też
dalsze kroki ani nie są potrzebne, ani się ich nie przewiduje . Mówiąc wprost, ktoś ukręcił łeb
całej sprawie. Hitler mógł pytać, co się stało. Informowano go, że z nieznanych przyczyn
wybuchł ładunek umieszczany w samolotach kurierskich latających w strefie przyfrontowej, a
uruchamiany przez podniesienie dzwigni umieszczonej pomiędzy fotelami pierwszego i
drugiego pilota. Zimą 1942 roku strefa przyfrontowa znajdowała się setki kilometrów od
Gierłoży i tysiące od celu podróży, czyli Monachium. Hitler jednak uwierzył w wypadek.
- Kim był Todt? Komu zależało na jego śmierci? - pytała Zosia.
- Inżynier Todt był doskonałym organizatorem i budowniczym. To on założył
Organizację Todta, której efekty działania oglądałaś w Krzyżanach. Zmierć inżyniera Todta
poprzedziła prawdziwa parada przypadków. Jeszcze wiosną 1939 roku, gdy Hitler odwiedził
budowę Wału Zachodniego, czyli umocnień niemieckich na granicy z Francją, stwierdził, że
następcą Todta, gdyby temu coś się stało, będzie Albert Speer. Drugi przypadek jest
doprawdy zastanawiający. Todt na kilka dni przed śmiercią zostawił w swojej kasie pancernej
kopertę z pokazną sumą pieniędzy, która miała być przekazana jego osobistej sekretarce,
 gdyby coś się stało . Przypadek trzeci daje wiele do myślenia. Albert Speer i Fritz Todt mieli
razem wracać z Kętrzyna do Niemiec. Speer jako drugi miał spotkanie z Hitlerem, które
skończyło się o trzeciej nad ranem. Samolot miał wystartować dopiero za pięć godzin. Speer
uznał jednak, że nie będzie miał sił na taki lot, mimo iż wcześniej zdarzało mu się pracować o
wiele ciężej. Jeżeli śmierć Todta była wynikiem zamachu, to trzeba odpowiedzieć na pytanie,
komu mogło zależeć na jego śmierci? Fritz Todt, generalny inspektor budownictwa
drogowego, twórca sławnych niemieckich autostrad, minister do spraw uzbrojenia i amunicji,
na kilka godzin przed śmiercią rozmawiał z Hitlerem. Po nim z Hitlerem spotkał się Speer,
który stwierdził, że Hitler jest w złym nastroju. Zarówno Todt jak i Speer byli wrogami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl