[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nierozważnego.
Była niemal północ, gdy Jupe przekręcił się na brzuch i rozchylił namiot. Gospoda
tonęła w mroku. Było cicho. Jakiś cień opadł na komin gospody i rozległo się pohukiwanie.
Sowa.
Jupe przetarł oczy. Zdawało mu się, czy rzeczywiście dostrzegł błysk światła w
dolnym oknie gospody? Wpatrzył się z uwagą. Znowu! Przesuwające się światło w dużym
pokoju, widocznym przez otwarte drzwi biura. Trącił Pete'a.
- Obudz się - szepnął.
- Co...co jest? - Pete usiadł. - Znowu niedzwiedz?
- Bądzcie cicho - odezwał się Bob sennie.
- Ktoś chodzi po gospodzie z latarką - powiedział Jupe. - Patrzcie, wszedł do biura
Anny.
Pete i Bob wysunęli się ze śpiworów i macali wokół siebie w poszukiwaniu butów.
- Co jest, u licha - mruczał Pete. - Wszyscy już interesują się Anną. Jak nie jej
pieniędzmi, to jej biurem.
Trzej Detektywi wyczołgali się z namiotu i przemknęli przez podwórze pod okno
biura. Było otwarte. Odwrócony plecami, siedział za biurkiem mężczyzna. Jensen!
Przewracał cicho kartki jednej z ksiąg Anny, oświetlając je latarką. Drzwi prowadzące do
dużego pokoju były teraz zamknięte.
Jensen skończył przeglądać księgę. Odstawił ją na półkę i sięgnął po następną, i nagle
zamarł w bezruchu, nasłuchując. W następnej chwili dał nura pod biurko i zgasił latarkę.
Chłopcy przykucnęli poniżej parapetu okna. W biurze rozbłysło górne światło i
usłyszeli głos Joego Havemeyera:
- Widzisz? Nikogo tu nie ma.
- Coś słyszałam - powiedziała Anna. - Czyjeś kroki na schodach, a potem odgłos
zamykanych drzwi. Nie jestem pewna, ale chyba zostawiłam te drzwi otwarte.
- Masz przywidzenia. Nerwy cię zawodzą. Nie masz się czym denerwować. Zwietnie
sobie radzisz z tymi dwoma prostakami z Rocky Beach. Przestań się nimi przejmować. Nie
będą tu przecież bez końca.
- Ponad tydzień. Będą tu jeszcze ponad tydzień.
- Daję im zajęcie, nie? Przestań się martwić. Wszystko ustalone i nic nie może się
stać.
- Lepiej, żeby się nic nie stało. - W głosie Anny było coś, co przekonało Jupitera, że
istotnie przeganiała rondlem zabłąkane niedzwiedzie. Zwiatło zgasło i drzwi się zamknęły.
Chłopcy pozostali pod oknem bez ruchu. Po paru minutach zamigotała latarka. Jensen
wyszedł spod biurka, przeszedł do drzwi, zgasił latarkę i bardzo cicho opuścił biuro.
- Niech mnie kule biją - szepnął Pete.
Jupe położył ostrzegawczo palec na ustach. Chyłkiem przekradł się z powrotem do
namiotu.
- Czy ja aby dobrze słyszałem? - powiedział Pete, gdy znalezli się w środku.
- Dziwne, bardzo dziwne - kiwał głową Jupiter. - Nie to, że Jensen zszedł w środku
nocy do biura sprawdzić księgi Anny. Wiemy, że interesują go jej finanse.
- Tak - odezwał się Bob. - Dziwne jest, że Annę denerwuje obecność Hansa i
Konrada. Jej ulubionych kuzynów.
- To nie ma sensu - Jupiter tarł bezradnie czoło. - Wszystko jest bez sensu. W życiu
nie czułem się tak zagubiony.
ROZDZIAA 13
Zadanie domowe Anny
Jupitera obudziło nikłe, poranne słońce i świergot ptaków. Bob i Pete spali jeszcze.
Cicho założył buty i wysunął się bezgłośnie z namiotu. Skierował się do drzwi kuchennych
gospody. Jeszcze nie bardzo rozbudzony, mgliście rozważał słowa Havemeyera, usłyszane w
nocy. Hans i Konrad wywołują w Annie niepokój.
Zatrzymał się u stóp schodów. Przez otwarte okno dobiegł go odgłos lejącej się do
zlewu wody. Pewnie Anna już wstała. Wyobraził ją sobie, jak pracuje w kuchni swymi
szczupłymi, zręcznymi dłońmi. To nie były ręce lękliwej kobiety. Anna robi wszystko z
równą łatwością i szybkością, co ciocia Matylda. Nawet ma ten sam zwyczaj zdejmowania
obrączki przed zmywaniem. Ciocia Matylda przechodziła od czasu do czasu na dietę i wtedy
jej palce stawały się szczuplejsze, a obrączka zbyt luzna. Zamierzał właśnie wejść do kuchni i
przywitać się z Anną, gdy dobiegł go głos Joego Havemeyera.
- Kawa jeszcze nie gotowa?
- Za chwilę. Coś taki niecierpliwy? - jęknęła Anna.
- A ty nie bądz taka nerwowa. Hans i Konrad wezmą się od rana do pracy przy basenie
i możesz być pewna, że nie będą ci się kręcić pod nogami. A te dzieciaki zaproś na śniadanie,
zapakuj im jakieś kanapki i wyślij na wycieczkę. Gdziekolwiek, byle nie na górską polanę.
Musisz to tak załatwić, żeby mi się tam na pewno nie kręcili.
- Teraz już wydajesz rozkazy?
- Słuchaj, nie chcę, żeby mi weszli w drogę. Idę na górę spróbować po raz ostatni, ale
nie mam wielkich nadziei. Możemy się znalezć w takiej sytuacji, że trzeba będzie zablefować
w banku, więc się lepiej staraj. Przyłóż się do swojego wypracowania.
- Nie chcę tego zrobić.
- Zrobisz to - głos Havemeyera stwardniał. - Robiłaś trudniejsze rzeczy dla
mniejszych pieniędzy. Masz coś na kanapki dla dzieciaków?
- Mam szynkę - odpowiedziała Anna niechętnie.
- Dobrze.
Jupiter wycofał się cicho spod okna, po czym wszedł na schody, głośno pochrząkując.
- Dzień dobry! - zawołała Anna.
Jupiter powitał ją pogodnie i tylko lekko się wzbraniał, gdy zaprosiła go wraz z
kolegami na śniadanie. Poszedł na górę umyć się. Gdy zszedł na dół, właśnie zjawili się Bob i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl