[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Teraz postrzegał siebie już tylko jako osobę z przejściowymi problemami zdrowotnymi. Z
radością i ulgą patrzyłam, jak powracające zdecydowanie oraz pewność siebie prostują mu
plecy i wygładzają rysy. Napomniałam się jednak, że muszę zachować czujność i troszczyć się o
niego.
Teraz, kiedy nie byliśmy już uwiązani do szpitala, mogliśmy się wymeldować z hotelu. Trudno
przewidzieć, co przyniesie ten dzień ani czy w ogóle wrócimy na noc do Garland.
Z ulgą pożegnaliśmy miejskie korki. Znów byliśmy w trasie, razem. Na początku udawało
nam się zachowywać, jakbyśmy zostawili zmartwienia za sobą. Jednak im bliżej Texarkany,
tym bardziej przytłaczały nas dręczące pytania i niepewność.
 Możliwe, że tu też będziemy się musieli zatrzymać  powiedziałam, kiedy mijaliśmy zjazd
do Clear Creek.
Tolliver skinął głową w milczeniu. Bliskość miejsca, które wiązało się z przykrymi
wspomnieniami, pozbawiała nas ochoty na rozmowę.
Texarkana jest około pięćdziesięciotysięcznym miastem, leżącym na granicy Teksasu i
Arkansas. Wzdłuż trasy międzystanowej na północy aglomeracji wyrosła masa sklepów,
tworząc dzielnicę handlową z wszelkimi jej aspektami. Mieszkaliśmy w innej części, tej
gorszej. Texarkana nie różni się od innych miasteczek na południu Stanów. Nasi koledzy i
koleżanki ze szkoły pochodzili z porządnych domów i mieli porządnych rodziców. To raczej my
należeliśmy do niechlubnej cząstki społeczeństwa.
Wzdłuż uliczki, przy której mieszkaliśmy, stały rzędy baraków na kółkach. Zaletą tego
miejsca było to, że przyczepy nie tworzyły tłocznych skupisk. Każda stała na swoim
stanowisku. Naszą rodzice odwrócili tyłem do drogi, więc na podwórko prowadził żwirowy
podjazd. Nie prawdziwe podwórko, raczej kawałek przestrzeni, na której nigdy nie rosła
trawa. Posadzone niegdyś u wejścia azalie zdziczały zupełnie.
Dziwnie się czułam, odwiedzając to miejsce po tylu latach. Siedzieliśmy w samochodzie
zaparkowanym po drugiej stronie ulicy, patrząc na przyczepę bez słowa. Jakiś Latynos,
przechodząc, obrzucił nas nieprzychylnym spojrzeniem. Nie wyglądaliśmy już na tutejszych.
 Czujesz coś?  zapytał Tolliver.
 Nie, żadnych ciał  odrzekłam z taką ulgą, że nieomal zakręciło mi się w głowie.  Nie wiem,
czemu bałam się, że coś znajdziemy. Przecież mieszkaliśmy tu, wiedziałabym, gdyby& Gdyby
ktoś został tu pochowany.
Tolliver przymknął na moment powieki, rozkoszując się własną ulgą.
 No, to już coś. Gdzie teraz?
 Nawet nie wiem, dlaczego w ogóle tutaj przyjechaliśmy. Teraz? Chyba do Renaldo. Nie
sądzę, żeby nadal mieszkali tam, gdzie wtedy, ale zawsze warto spróbować.
 Pamiętasz drogę?
Dobre pytanie. Dojazd do rudery, którą niegdyś wynajmował Renaldo, zajął mi więcej czasu,
niż przypuszczałam. Nie zdziwiłam się, kiedy otworzyła nam czarnoskóra nieznajoma. Kobieta
była mniej więcej w moim wieku i miała dwójkę małych dzieci, zajętych wycinaniem zdjęć z
jakiegoś katalogu.
 Wycinajcie tylko to, co chcielibyście mieć u siebie w domu  przypomniała im, nim odwróciła
się do nas.  Tak?
 Nazywam się Harper Connelly, mieszkałam kiedyś kilka przecznic dalej. Ojczym przyjaznił
się z ludzmi, którzy wynajmowali ten dom. Nie wie pani przypadkiem, gdzie się wyprowadzili?
Renaldo Simpkins i jego dziewczyna, Tammy& ?  Nie zdołałam przypomnieć sobie nazwiska
dziewczyny.
Mina kobiety zmieniła się nagle.
 Tak, znam ich. Przenieśli się kawałek dalej, na Malden. To zli ludzie, wie pani?
 Tak, wiem, ale muszę z nimi porozmawiać. Nadal są razem?
 Tak, choć trudno uwierzyć, że ktoś tyle wytrzymał z Renaldo. Miał wypadek, Tammy się
nim opiekuje.  Kobieta spojrzała przez ramię. Niecierpliwiła się, żeby wrócić do dzieci.
 Pamięta pani numer domu?
 Nie, ale to na Malden, przecznicę lub dwie stąd. Brązowawy domek z białymi okiennicami.
Tammy jezdzi białym samochodem.
 Dziękuję.
Kiwnęła mi głową na pożegnanie i zamknęła drzwi.
Zdałam relację z rozmowy Tolliverowi, który czekał w samochodzie.
Z pewnym trudem, ale udało nam się odnalezć dom, który pasował do opisu. Pod określeniem
 brązowawy może kryć się wiele odcieni. Doszliśmy do wniosku, że beżowy również pasuje do
definicji, a przed wejściem stał biały samochód.
 Cześć, Tammy  powitałam stojącą w progu kobietę. Tammy, nagle przypomniałam sobie,
że miała na nazwisko Murray, postarzała się o więcej niż osiem lat. Kiedyś była kobietą dość
nieokreślonej rasy, o pełnej figurze, kręconych rudych włosach i krzykliwym guście. Teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl