[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zbadałem wzrokiem pudełko.
- Nie... Nic osobliwego nie widzę.
- Zwróć uwagę na etykietę.
- "Jeden proszek przed snem, w razie potrzeby. Pani Inglethorp" -
przeczytałem głośno. - Cóż w tym niezwykłego?
- Chociażby brak nazwiska aptekarza.
- Rzeczywiście! - zawołałem. - To dziwne.
- Słyszałeś kiedy, by aptekarz dostarczał takie pudełka bez swojego
nazwiska?
- Nie słyszałem, przyznaję.
Ożywiłem się, lecz Poirot rychło ostudził mój zapał mówiąc spokojnie:
- Ale wyjaśnić to łatwo, więc się nie podniecaj, mon ami. Nie zdążyłem
odpowiedzieć, bo skrzypienie trzewików oznajmiło, że się zbliża Annie.
Była to ładna, zgrabna dziewczyna; mimo zdenerwowania nie potrafiła
ukryć niezdrowej radości wywołanej sensacją.
39
Z właściwą mu rzeczowością Poirot przystąpił z miejsca do sedna
sprawy.
- Wezwałem cię, Annie, ponieważ liczę, że wiesz coś o listach, które pani
Inglethorp napisała wczoraj wieczorem. Ile ich było? Czy przypominasz
sobie adresy?
Dziewczyna zastanowiła się przez moment.
- Były cztery listy, proszę pana. Jeden do panny Howard, jeden do
notariusza, pana Wellsa, a dwa to nie pamiętam, proszę pana... Prawda!
Trzeci był do Rossa, jednego z dostawców z Tadminster. A ostatni... Nie
pamiętam, proszę pana.
- Spróbuj sobie przypomnieć - wtrącił detektyw. Annie daremnie
szukała w pamięci.
- Nie da rady, proszę pana - powiedziała wreszcie. - Widocznie wcale nie
zauważyłam adresu.
Poirot nie zdradził zainteresowania.
- Mniejsza o to - podjął. - Zajmijmy się czymś innym. W sypialni
nieboszczki znalazłem rondelek, a w nim resztki kakao. Czy pani
Inglethorp co noc pijała kakao?
- Tak. Każdego wieczora zostawiało się rondelek w jej pokoju. Sama
odgrzewała kakao, jak jej przyszedł apetyt.
- Czy to było zwyczajne kakao?
- Tak, proszę pana, z mlekiem, łyżeczką cukru i dwiema łyżeczkami
rumu.
- Kto zanosił rondelek na górę?
- Ja, proszę pana.
- Zawsze?
- Zawsze, proszę pana.
- Kiedy?
- Jak szłam zasłaniać okna.
- Czy rondelek przynosiłaś prosto z kuchni?
- Nie, proszę pana. Na kuchni gazowej jest niewiele miejsca, więc
kucharka gotowała kakao wcześnie, nim postawiła jarzyny na kolację. Ja
brałam rondelek i zanosiłam na stół obok drzwi wahadłowych. Stamtąd
niosłam go pózniej do pokoju pani.
- Drzwi wahadłowe są w lewym skrzydle, prawda?
40
- Tak, proszę pana.
- A stół znajduje się po tej stronie drzwi czy po przeciwnej, na korytarzu
do pomieszczeń dla służby?
- Po tej stronie, proszę pana.
- O której zabrałaś z kuchni rondelek wczoraj wieczorem?
- Mniej więcej kwadrans po siódmej.
- A kiedy zaniosłaś kakao do sypialni?
- Jak szłam zasłaniać okna. Około ósmej. Byłam jeszcze w pokoju, jak
pani przyszła.
- To znaczy, że między siódmą piętnaście a ósmą rondelek stał na stole
w lewym skrzydle domu.
- Tak, proszę pana.
Annie umilkła i zakłopotana rumieniła się coraz bardziej. Wreszcie
wybuchnęła nieoczekiwanie:
- A jeżeli w rondelku była sól, to nie moja wina, proszę pana! Ja z solą
nie miałam nic do czynienia.
- Skąd ci przyszło na myśl, że w rondelku mogła być sól? - zapytał Poirot.
- Bo widziałam na tacy.
- Widziałaś sól na tacy?
- Tak, proszę pana; grubo mieloną sól kuchenną. Nic nie spostrzegłam,
jak brałam tacę z kuchni, a pózniej była sól. Zaraz ją zobaczyłam, kiedy
chciałam zanieść kakao do pokoju pani. Chyba powinnam wrócić i
poprosić kucharkę, żeby ugotowała świeże kakao. Ale śpieszyło mi się,
bo Dorcas miała wychodne, więc pomyślałam, że kakao jest pewno
dobre, a sól wysypała się tylko na tacę. No i zmiotłam sól fartuchem, i
poszłam do pokoju pani.
Z trudnością panowałem nad sobą. Annie udzieliła bezwiednie
informacji pierwszorzędnej wagi. Jakież byłoby jej przerażenie, gdyby
się dowiedziała, że "grubo mielona sól kuchenna" była naprawdę
strychniną, jedną z najbardziej zabójczych trucizn znanych ludzkości.
Pełen podziwu dla opanowania i spokoju znakomitego detektywa,
oczekiwałem niecierpliwie następnych pytań. Spotkał mnie zawód.
- Czy kiedy weszłaś do sypialni, drzwi od pokoju panny Cyntii były
zamknięte na zatrzask?
- Naturalnie, proszę pana! Jak zawsze. Nigdy się ich nie otwiera.
41
- A drzwi do pokoju pana Inglethorpa? Zwróciłaś uwagę? Też były
zamknięte?
Dziewczyna zawahała się.
- Nie wiem, proszę pana. Były zamknięte, ale czy na zatrzask - nie wiem.
- Czy pani Inglethorp zatrzasnęła drzwi od korytarza, kiedy ostatecznie
wyszłaś z jej sypialni?
- Nie, proszę pana. Myślę, że zrobiła to pózniej. Zawsze zamykała na noc
te drzwi... Znaczy się od korytarza.
- Wczoraj wieczorem sprzątałaś pokój, Annie. Może spostrzegłaś na
dywanie zastygłą stearynę?
- Zastygłą stearynę? Skąd znowu, proszę pana. Nasza pani nie używała
nigdy świec. Miała w pokoju lampkę naftową.
- Gdyby więc była na podłodze duża plama ze stearyny, spostrzegłabyś
ją, prawda?
- Ma się rozumieć! I zaraz bym usunęła. Bibuła, gorące żelazko - i już.
Poirot wrócił do pytania, które uprzednio zadał Dorcas.
- Czy w garderobie pani Inglethorp było coś zielonego?
- Nie, proszę pana.
- Może płaszcz, szlafrok, żakiet?
- Nie, proszę pana.
- A inni domownicy, Annie? Miał ktoś coś zielonego z ubrania? Służąca
zawahała się znowu.
- Nie, proszę pana.
- Jesteś pewna?
- Tak, proszę pana.
- Bien! To chyba wszystko. Bardzo dziękuję, Annie. Dziewczyna
zachichotała nerwowo i skrzypiąc trzewikami wyszła z pokoju.
Niezwłocznie dałem folgę tłumionemu podnieceniu.
- Poirot! - zawołałem. - Gratuluję! To naprawdę wielkie odkrycie!
- Co nazywasz wielkim odkryciem?
- Jak to? %7łe kakao było zatrute, nie kawa. Teraz wszystko jest jasne.
Objawy wystąpiły dopiero nad ranem, bo pani Inglethorp wypiła kakao
plus minus o pomocy.
- Jesteś więc zdania, że w kakao podano ofierze strychninę?
- Oczywiście! Ta sól na tacy... Cóż to mogło być innego?
42
- Po prostu sól - odrzekł spokojnie Poirot.
Wzruszyłem ramionami. Trudno prowadzić dyskusję na takim poziomie!
Nie po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że biedny Poirot starzeje się
widocznie, i dorzuciłem w skrytości ducha: "Pomyślnym trafem ma obok
siebie kogoś obdarzonego bystrzejszym umysłem".
Detektyw spoglądał na mnie spod przymrużonych powiek.
- Nie jesteś ze mnie kontent, mon amil
- Mój drogi - odpowiedziałem sucho. - Nie chcę ci nic sugerować.
Równie dobrze jak ja, masz prawo do własnych opinii.
- Stanowisko godne pochwały - bąknął i żywo podniósł się z krzesła. -
No, skończyłem z tym pokojem. Aha! Do kogo należy tamto mniejsze
biurko, w rogu?
- Do pana Inglethorpa.
- Rozumiem... - podjął mały Belg, usiłując podnieść żaluzjową pokrywę. -
Zamknięte. Ale może nada się który z kluczy pani Inglethorp. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl