[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie odpowiedziałem. Kierowca opla zorientował się, że go zauważyłem. Natychmiast
skręcił w pierwszy lepszy zjazd. Nie mogliśmy pojechać za nim, gdyż ów zjazd minęliśmy
wcześniej od niego, więc szybko straciliśmy auto z oczu. Pojawienie się opla odebrałem jako
ostrzeżenie. Musieliśmy teraz uważać na każdy swój krok. Pewnie znowu napisze do mnie
L.L. z pogróżkami.
Zajechaliśmy pod zamek w kiepskich nastrojach, choć czekała tam na nas cisza i
spokój. Samochód kierownika stał zaparkowany w cieniu cyprysów i Alina poleciała zdobyć
swoimi sposobami klucz do podziemi, nie wtajemniczajÄ…c w sprawÄ™ zwierzchnika. Ja
poszedłem do biblioteki.
Lisa Liethmal nie pisała. Z zamyślenia wyrwały mnie czyjeś kroki za moimi plecami.
To była Irenka.
- Cześć. Usłyszałam twój głos w korytarzu. Coś nowego?
- Trochę - wyszedłem z nią przed zamek. - Stefana nie odnalezliśmy, bo nie wiemy,
gdzie go szukać. Niestety, jechał za nami opel. Ten sam, który nie tak dawno uciekał przed
nami. Nie wiem, co o tym sądzić. Prawdopodobnie kierowca opla zauważył wehikuł w
Wolborzu.
- W Wolborzu? Czego tam szukaliście?
Opowiedziałem jej o celu naszej wizyty.
- Czy mogłabyś sobie przypomnieć, jak było z tą twoją szafą? - poprosiłem. - Kto ją
zniósł do piwnicy? Twierdziłaś, że pan Edward, Adam i Mietek. Przypomnij sobie dokładnie.
- Nie rozumiem. Dlaczego to takie ważne?
- Ci, którzy znieśli mebel, musieli widzieć odsłonięty fragment muru z płaskorzezbą.
Rozumiesz? Jeśli w trójkę znieśli szafę, to znaczy, że wszyscy widzieli pentagram. Może
nawet współpracują ze sobą. Dozorca, Mietek i Adam.
- Chwileczkę - złapała mnie za rękę. - A jakże! Pamiętam. Nie tak było! To Adam
załatwił kolegów. Pan Edward nie mógł wtedy dzwigać, ależ tak!
- A Mietek?
- Mietek miał im pomagać, ale ostatecznie uporali się bez niego.
- A jednak Adam! - wyszeptałem triumfująco. - To znaczy, że nikt nie widział
płaskorzezby oprócz niego i jego koleżków, którzy prawdopodobnie nie odróżniają
płaskorzezby pentagramu od zwykłego kranu.
Po chwili przyszła Alina. Panie przywitały się chłodno, bez zbytniego entuzjazmu. Na
szczęście posmak zagadki, unoszący się wokół zamku, ugasił wszelkie fochy.
- Zdobyłam klucz - Alina podała mi go.
Wsadziłem go do kieszonki.
- Nawet się nie pytam, jak to zrobiłaś.
- Każdy ma swoją piętę Achillesową - odparła z uśmiechem. - Wojciech to ma nawet
dwie pięty.
- Zaraz, a co wy chcecie zrobić? - zainteresowała się Irenka.
- W twojej piwnicy jest skarb - odpowiedziała za mnie Alina.
- W mojej piwnicy? - Irenka zdjęła z wrażenia okulary. - Chodzi o ten pentagram?
- Chciałbym dokładnie go sobie obejrzeć. Dobrze byłoby przesunąć szafę, ale do tego
potrzeba kilku chłopa. Jest jeden szkopuł, musimy zrobić to po cichu i najlepiej w nocy. Licho
nie śpi.
Pod zamek zajechał żuk, z którego wysiadł Mietek. Szedł energicznie do zamku, nie
patrząc na nas. To była dziwna reakcja. Już sam nie wiedziałem, jaka rolę odgrywał kierowca
w całej sprawie. Irenka twierdziła, że nie brał udziału w znoszeniu szafy na dół. Lecz nie
musiało to automatycznie oznaczać, że był niewinny. Kto wie, mógł nie dzwigać z innego
powodu - mógł bowiem stać wyżej w hierarchii przestępczej.
Kierowca wszedł do zamku i tyle go widzieliśmy. Irenka podała mi zaraz dyskietkę z
nagraniem wideo.
- Wróciłeś cały i zdrowy, więc ci ją oddaję - powiedziała.
- Chciałbym ją sobie jeszcze raz obejrzeć.
- No to chodzmy - ruszyła do zamku Alina.
Nagranie obejrzeliśmy kilka razy. Za każdym razem starałem się dojrzeć jakiś
szczegół, który mógłby naprowadzić nas na trop miejsca przetrzymywania biznesmena. Lecz
kadr obejmował prawie wyłącznie spoconą twarz Stefana, błyszczały mu straszliwie oczy,
choć cały obraz był trochę przyciemniony.
- Mogą go przetrzymywać wszędzie - szepnąłem.
Wyszliśmy z biblioteki w minorowych nastrojach. Przechodząc obok drzwi
prowadzących do podziemi, zerknąłem na nie jak na obiekt pożądania. Zbadanie piwnicy z
pewnością poprawiłoby nam nastrój, lecz nad nami ciążyła, niczym miecz Damoklesa, grozba
porywaczy.
- Wracajcie do biura - nakazałem kobietom. - Alina, powiedz kierownikowi,
Wiktorowi i komu tam jeszcze, że wracam dzisiaj do Warszawy. Zrób to tak, aby wiadomość
się rozniosła.
ROZDZIAA DZIESITY
REKLAMA HOTELU " OBSERWUJEMY PRZECIWNIKÓW "
ROZMOWA O SZEFIE, SZPAKOWATYM I BAZCE " UCIECZKA PO
ACE " W POTRZASKU " OLZNIENIE PODCZAS ROZMOWY Z
ADAMEM " MIETEK PRZYBYWA Z ODSIECZ " OTWARTE OKNO,
CZYLI  PUNCIAK UCIEKA " SZALECCZY POZCIG " RYZYKOWNY
SKOK PRZEZ TORY " WYJAZNIENIA DOROTY " ANONIMOWY
TELEFON I AKCJA UWOLNIENIA STEFANA " TAUMACZ SI Z
POSIADANIA NAGRANIA WIDEO " HOTEL  AGAT NIE DAJE MI
SPOKOJU " W POKOJU KRAMERA
Przejeżdżając przez duże skrzyżowanie ulic Aódzkiej i Wojska Polskiego w
Piotrkowie Trybunalskim, natknąłem się niespodziewanie na nazwę, która padła z ust
Szpakowatego, kiedy opuszczał willę nad jeziorem.  Agat . Wtedy pomyślałem o kamieniu
szlachetnym, lecz moim oczom ukazała się podświetlona tablica reklamowa dużego
kompleksu hotelowego o ładnie brzmiącej nazwie  Agat . Hotel leżał po południowej stronę
ulicy Wojska Polskiego, były tam korty tenisowe i nowoczesne, ładne kompleksy mieszkalne
oraz sale konferencyjne. Gdy ujrzałem nazwę hotelu, automatycznie cofnąłem się w myślach
do mojej wizyty w owej letniskowej willi. Szpakowaty wynosił się z tego zacisznego miejsca,
towarzyszył mu zaś taksówkarz. Dokąd pojechali? Czyż nie do tego hotelu?
Nawet jeśli Szpakowaty zaszył się w nim, było mało prawdopodobne, żeby tutaj
przetrzymywano Stefana. Najpierw należało sprawdzić, co dzieje się w chałupie w Wolborzu.
Dochodziła dziewiąta, gdy zabrałem ubraną w ciemny strój Alinę z centrum
Piotrkowa. Wcześniej rozpuściła na zamku wieść o moim nagłym wyjezdzie do stolicy, tak
jak życzyła sobie tego L.L. Chciałem w ten sposób uśpić czujność porywaczy i zdawałem
sobie sprawę, że igram z ogniem. Planów jednak nie zmieniłem. Z Alinę pojechałem do
Wolborza, Irenka zaś czuwała na zamku.
Zmierzch powoli nadciągnął nad Wolborz i wieś wydała mi się bardziej spokojna niż
za dnia, chociaż w okolicach rynku ruch był spory. Po przejechaniu alejki za kościołem,
skręciliśmy na łąki uliczką równoległą do tej, na której mieszkał Adam. Ciągnęła się ona i
ciągnęła, aż wyprowadziła nas na rozległe i usypiające w sennej poświacie ginącego słońca
łąki. Ciemne zarysy domostw ożywiały jedynie żółte światła okien, tu i ówdzie zaszczekał
pies bądz zaryczał silnik motoru.
Zostawiliśmy wehikuł pod drzewem i, zabrawszy trochę drobiazgów, udaliśmy się
brzegiem nieregularnej łąki usłanej nierównościami w kierunku chałupy Adama. Zbliżając się
do niej słyszeliśmy głosy. Towarzystwo rozsiadło się przed domem, popijając piwo i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl