[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czyna nigdy by się po niej nie spodziewała. Odprowadziła ją do
pokoju. Dziewczyna stanęła w progu jak wryta. Ktoś włączył
ogrzewanie, na półce ustawił wazon z kwiatami, a na stole tacę
z zastawÄ… do herbaty.
- Och, jak miło. Pani Peck, czy to pani zasługa?
- Poniekąd tak - odpowiedziała gospodyni, przepuszczając
w drzwiach Bishopa z dużym kartonowym pudłem.
- Moja żona uważała, że przyda się pani gotowa kolacja
- oznajmił. - Zawsze to łatwiej niż pichcić samemu.
Rozejrzał się po pokoju, który wydał mu się nieodpowiedni
dla tak młodej i uroczej osoby.
- Może mógłbym jeszcze w czymś pomóc, panienko?
- Nie, bardzo dziękuję, ale proszę powtórzyć pani Bishop, że
jestem wdzięczna za tę kolację. Oboje byliście przemili. Dziękuję
raz jeszcze.
- Miło to słyszeć, panienko. Zostawiam panią w dobrych,
rękach. Nie mam żadnych wątpliwości - oznajmił, mierząc panią
Peck wyniosłym wzrokiem.
Nie mylił się. Pani Peck, mimo szorstkiego sposobu bycia,
w rzeczywistości miała gołębie serce. Poza tym doktor ter Feulen
zapłacił jej za kwiaty znacznie więcej, niż było potrzeba. Miała
więc pieniądze na opłacenie gazu, nie wspominając o herbacie;
kawie, ciastkach i tym podobnych rzeczach, o kupienie których
ją poprosił.
Nastawiła czajnik i zrobiła herbatę, rozwodząc się przez cały
czas na temat odwagi Sereny. Wkrótce, zakłopotana faktem, że
126
pozwoliÅ‚a sobie na zbytni sentymentalizm, wyszÅ‚a z pokoju, zo­
stawiajÄ…c dziewczynÄ™ samÄ….
Serena nakarmiła Beauty, a potem z filiżanką herbaty w ręku
usiadła przy grzejniku.
SiedzÄ…c bezczynnie, nie mogÅ‚a powstrzymać siÄ™ od porówny­
wania standardu otoczenia z komfortem domu doktora, wiÄ™c za­
jęła się rozpakowywaniem pudła.
OkreÅ›lenie  kolacja" na to, co znajdowaÅ‚o siÄ™ w Å›rodku, oka­
zało się zdecydowanie niewystarczające. Był tam kurczak, frytki,
przeróżne saÅ‚atki, jajka, buÅ‚ki, masÅ‚o, ser, pół butelki wina i pa­
czka z owocami. SÅ‚owem: prawdziwa uczta!
- Spójrz tylko na to wszystko - zwróciła się do sennej kotki,
zastanawiając się jednocześnie, czy gosposia doktora opowie mu,
co zrobiła i czy on to zaakceptuje. Zresztą nie miało to znaczenia.
Miała zamiar zjeść wszystko, a nawet napić się wina.
Rano było przerazliwie zimno. Mimo że nie padało, niebo
było szare i wyglądało groznie.
Do pracy znów poszła piechotą, ale wzdłuż kanału biegła
najszybciej, jak tylko mogÅ‚a. Nie chciaÅ‚a wspominać tych okro­
pnych chwil. Gdyby nie wypadek, Marc nie dowiedziałby się
o matce, pomyślała, wchodząc do szpitala.
Poza oschłym  dzień dobry" na powitanie ter Feulen nie
miał jej nic do powiedzenia. Inni byli bardziej rozmowni. Od
czasu do czasu ktoÅ› z personelu wpadaÅ‚ do pokoju, żeby pogra­
tulować jej bohaterstwa, na co dziewczyna odpowiadaÅ‚a skrom­
nie, że gdyby nie pomoc doktora, wpadłaby w niezłe tarapaty.
Przez kilka następnych dni ter Feulen sprawiał wrażenie, że
jej unika. Na biurku pojawiaÅ‚y siÄ™ tylko papiery opatrzone pisa­
nymi odręcznie instrukcjami.
OsobiÅ›cie spotkali siÄ™ dopiero w piÄ…tkowe popoÅ‚udnie. Za­
trzymał ją, gdy opuszczała szpital.
- CaÅ‚kiem już wyzdrowiaÅ‚aÅ›? - zapytaÅ‚ i spojrzaÅ‚ na niÄ… ta­
kim wzrokiem, że Serena zapragnęła jak najszybciej uciec.
127
- Tak, dziękuję. - Ponieważ do tej pory nie miała jeszcze
okazji należycie mu podziękować, dodała: - Jestem panu bardzo
wdziÄ™czna. PaÅ„stwo Bishop byli tacy uprzejmi. -Tu zaczerwie­
niÅ‚a siÄ™, bo zabrzmiaÅ‚o to tak, jakby jemu tej uprzejmoÅ›ci zabrak­
ło. - Pan też, oczywiście, doktorze.
Jego grzeczne:  dziÄ™kujÄ™ ci, Sereno" przeszyÅ‚o ciaÅ‚o dziew­
czyny niesamowitym dreszczem. Nawet jeżeli chciaÅ‚aby napra­
wić bÅ‚Ä…d, nie miaÅ‚a żadnych szans, bo pożegnaÅ‚ jÄ… z dotychcza­
sową surowos'cią i stał, czekając, aż odejdzie.
Do świąt Bożego Narodzenia zostało tylko kilka tygodni.
Znieg to zaczynał padać, to znów przestawał i nigdy nie było go
wystarczająco dużo, by zakryć ulice. Serena otrzymała od matki
i dwie pocztówki. Obydwie przepojone zachwytem nad fantasty-
i czną pogodą, słońcem i ciepłem oraz zakończone zdawkowym
 do zobaczenia wkrótce", w którego prawdziwość sama matka
z pewnością nie wierzyła.
Dostawała też listy od ciotki Edith. W każdym powtarzało się
serdeczne zaproszenie na święta, dla Sereny i Beauty.
Na kilka dni przed Wigilią Serena kupiła świąteczne prezenty
i wiklinowy kosz dla kotki, w którym zamierzała zawiezć ją do
ciotki. ResztÄ™ pieniÄ™dzy, dość pokaznÄ… sumÄ™, w porywie rozrzut­
ności wydała na buty z delikatnej skóry.
Jej życie nie miałoby sensu, gdyby nie fakt, że codziennie
wychodziła do szpitala z nadzieją ujrzenia Marca. Naturalnie,
gdy przeprowadzał badania, była w gabinecie wraz z resztą jego
zespołu, ale poza oficjalnymi i chłodnymi pozdrowieniami nie
rozmawiali wcale ze sobą. Nie mogła uwierzyć, że był to ten
sam mężczyzna, który zabraÅ‚ jÄ… do rodziny we Fryzji. W jakiÅ› spo­
sób musiała go czymś rozgniewać, chociaż zupełnie nie wiedziała
czym.
Zgoda, zniszczył ubranie, ratując ją wtedy w kanale, ale bez
wątpienia stać go było na kupienie nowego...
128
Po tygodniach przygotowaÅ„ i oczekiwaÅ„ Å›wiÄ™ta Bożego Na­
rodzenia wreszcie nadeszÅ‚y. Jeszcze w dniu Wigilii doktor przy­
jmował pacjentów, ale pozwolił, żeby badania skończyły się
wczeÅ›niej niż zazwyczaj. ChciaÅ‚, żeby każdy, kto miaÅ‚ taki za­
miar, ro ód spokojnie wyjechać z Londynu.
Serena roztropnie spakowała walizkę już rano. Powiadomiła
panią. Peck, że nie będzie jej przez kilka dni i o czasie wyszła do
pracy.
Do południu dziewczyna była w swoim biurze sama, więc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl