[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Niesprawiedliwość jej sądu aż zatkała mu dech w piersi.
- Ależ ... Ellie ... przecież to nie tak. Pani ...
- Mówi pan, niczym Chipsie, kiedy chce otrzymać kostkę cukru. Dobrze, niech więc pan słucha,
upiorny Don Juanie. Oświadczam, że w tym roku nie zamierzam wyjść za mąż, a zatem nic nie stoi na
przeszkodzie, aby mógł pan odnowić dawne przyjaznie.
- Ellie ... - Max nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć.
- Czego jeszcze? Domaga się pan pisemnej gwarancji?
Spojrzała nań oczyma, miotającymi błyskawice, potarła nosek i roześmiała się.
- O, Max, duży bobasie, chyba zawsze będzie pan we mnie wzbudzał macierzyńskie instynkty.
Kiedy jest pan zdumiony i zaskoczony, pańska twarz wydłuża się w ten sposób, że przypomina oślą
mordę. Proszę zapomnieć wszystko, co przed chwilą powiedziałam.
- Ależ Ellie ... W porządku, zostawmy to w spokoju.
- Znowu przyjazń?
- Tak, tak, tak. Odetchnęła z wyrazną ulgą.
- Wreszcie czuję się normalnie. Nie wiem, jak to się dzieje, ale po prostu nie potrafię się na
pana obrazić. Gdzie pan idzie?
- Właściwie nigdzie. Chciałem zrobić spacer.
- Doskonale. Wobec tego pójdzmy razem. Tylko sekundę ... muszę zawołać Chipsie.
- Nie widzę jej.
- Ale ja widzę. Pobiegła kilka metrów w stronę wioski, a po chwili była już z powrotem, ze
zwierzęciem na ramieniu. W dłoni ściskała jakąś paczkę.
- To mój obiad - wskazała zawiniątko - Chętnie się z panem podzielę.
- Chyba nie wybieramy się w podróż dookoła świata ... Witaj, Chipsie.
- Cześć, Max. Cukier?
Wywrócił kieszeń na zewnątrz i znalazł jakiś niewielki kawałek - pozostałość z dawnych
czasów, kiedy to regularnie dokarmiał zwierzątko. Chipsie spróbowała.
- Dziękuję.
- Owszem ... - podjęła przerwany wątek Ellie - Dookoła świata nie zamierzam podróżować,
przynajmniej na razie, ale po drugiej stronie tamtego wzgórza odkryto całe stado centaurów.
- Chce pani tam iść? - zdziwił się Max - Nie za daleko?
- Zrobiłam już wszystko, co do mnie należało. A jako dowód mogą posłużyć te odciski ... -
wyciągnęła brudne ręce. - Powiedziałam panu Hornshy'emu, że jestem wyczerpana. Powinien
poszukać sobie kogo innego. Mam dosyć tej pracy, w kuzni.
Max nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Był zbyt szczęśliwy i na kontemplowaniu swej radości
poprzestał.
Wspięli się w górę zbocza, po czym zeszli na dno wąwozu, który prowadził wprost do jodłowej
puszczy. Er. Chips zeskoczył z ramienia Ellie,a po sekundzie zniknął gdzieś wśród gałęzi ogromnego
drzewa. Max przystanął.
- Nie powinniśmy jej przywołać?
- Zbyt się pan przejmuje tą głupiutką, Chipsie nigdy nie ucieka, gdyż jest zbyt tchórzliwa.
Chipsie! ... Chodz do mnie, słodziutka.
Małpiatka wyjrzała zza gałęzi, potrząsnęła konarem, a po chwili deszcz igieł spadł na głowę
Jonesa. Widząc to, Chipsie roześmiała się piskliwie.
- Widzi pan? Ona chce się bawić. Zmęczeni dotarli na szczyt kolejnego pagórka. Ellie
przystanęła i rozejrzała się.
- Sądzę, że już sobie poszli - powiedziała rozczarowana.
- Chociaż ... niech pan spojrzy tam, na dół ... Widzi pan te małe, ciemne punkciki?
- Tak, widzę.
- Musimy podejść bliżej. Chciałabym to zobaczyć.
- Niech się pani zastanowi ... Jesteśmy dość daleko od statku, a ja nie mam przy aobie żadnej
broni.
- Ojej ... Pan jest beznadziejny.
- Skądże znowu. Po prostu myślę. W każdej chwili może wypaść coś z lasu, a co poczniemy
wtedy?
- Przecież jesteśmy tu już niezły kawał czasu i jak do tej pory nikt nas cię pożarł, Widzieliśmy
tylko te małe koboldy ... "Koboidami" nazywała balonowate, fruwające stwory. Od chwili, gdy
weszli w wąwóz, nieustannie towarzyszyła im para zwierząt, podążając to z tyłu, to z przodu, zawsze
jednak zachowując odpowiedni dystans. Tak bardzo przywykli do ich obecności, że nie zwracali już
większej uwagi.
- Ellie, powinniśmy wracać.
- Nie.
- Tak. Odpowiadam za pani zdrowie i życie. Przecież zobaczyliśmy centaury.
- Fanie Jones, jestem wolna. Jeśli obleciał pana strach, proszę wracać, ja jednak chcę zobaczyć
te zwierzęta z bliższej odległości. To mówiąc zeszła w dół zbocza.
- Niech pan spojrzy na koboldy! One także kierują się w tamtą stronę ... Max zmarszczył brwi.
- Całkiem możliwe. A może chcą pani coś opowiedzieć? Roześmiała się.
- Te zwierzątka? ... Obrzuciła go badawczym spojrzeniem.
- Maxie ... już od dawna się zastanawiam, dlaczego właściwie tak długo owijam pana w
bawełnę ...
Co miała na myśli? Czyżby sama chciała rozstrzygnąć decydującą kwestię?
- O czym pani mówi?
- Bardzo przypomina mi pan Putzie'go. Ma pan identyczne spojrzenie ... wiecznie zdziwiony ...
- Putzie? A kto to jest?
- To człowiek, którego mój ojciec wysłał na Ziemię, aby mnie namówić do powrotu na Hesperę.
Właśnie z jego powodu porzuciłam trzy szkoły, zaś ojciec zawsze jego wybierał do spełnienia tej
samej misji ... Papa dobrze zna się na rzeczy ... Chipsie, nie uciekaj tak daleko!
Centaury stały u podnóża wzniesienia. Choć ich tułów nie całkiem przypominał konia, a głowa
tylko z grubsza odpowiadała zarysom ludzkiej, nazwa ta była niezwykle odpowiednia - trudno
znalezć lepszą. Mogli podziwiać je w całej okazałości. Prawie tuzin zwierząt tłoczył się, jedno przy
drugim. Nie sposób powiedzieć, co tam robiły, gdyż na tle trawy ich kształty zlewały się w bliżej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl