[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Obawiał się, że jeśli szybko tego nie zakończy, znów ją pocałuje. Postawił ją mocno
na podłodze.
- To niczego nie zmienia.
- A miało się coś zmienić?
Zrobiło się prawie ciemno. Lepiej, że nie mógł jej widzieć wyraznie w półmroku.
- Nie mam czasu na kobiety. I nie mam chęci czegokolwiek zaczynać.
- Ach tak. - Skąd ten ból, zastanawiała się, powstrzymując siłą dłoń, by nie rozcierała
okolicy serca. - To był całkiem niezły pocałunek, jak na kogoś niezainteresowanego
kobietami. - Schyliła się po teczkę, którą rzuciła, gdy wbiegała na schody. - Zejdę ci z drogi.
Nie chciałabym, abyś tracił swój cenny czas z mojego powodu.
- Nie musisz się zaraz obrażać.
- Obrażać! - Z zaciśniętymi zębami dzgnęła go palcem w pierś. - Daleka jestem od
tego, przyjacielu, i postaram się o tym zapomnieć. Ależ ty jesteś zarozumiały, Mac. Czy
sądzisz, że przyszłam tu, by cię uwieść?
- Nie wiem, dlaczego przyszłaś.
- W porządku, więcej nie przyjdę. - Zawiesiła teczkę na ramieniu i zuchwale uniosła
podbródek. - Nikt cię nie zmuszał, rąk ci nie wykręcał.
W duszy Maca pożądanie mieszało się z poczuciem winy.
- Ciebie też.
- Wcale się nie chcę usprawiedliwiać. Ale wiesz, nie mogę sobie wyobrazić, jak taki
nieczuły głaz mógł wychować dwójkę uroczych, przemiłych dzieci.
- Chłopców w to nie mieszaj - rzekł ostrym tonem.
Zmrużyła ze złością oczy.
- Och, więc i na nich zastawiłam sidła, co? Ty idioto! - Ruszyła gwałtownie do drzwi,
obracając się w ostatniej chwili, by go ostatecznie pognębić. - Mam nadzieję, że nie
odziedziczyli po tobie tego spaczonego poglądu na kobiety! - Trzasnęła drzwiami
dostatecznie mocno, by jej gniew odbił się echem po całym domu.
Naburmuszony Mac wsunął ręce do kieszeni. Do diabła, wcale nie miał spaczonego
poglądu. A dzieci to jego sprawa.
ROZDZIAA CZWARTY
Nell stanęła na środku sceny i uniosła ręce. Czekała, aż wszyscy uczniowie skupią
wzrok na niej, a potem już mogą zacząć śpiewać.
Niewiele rzeczy cieszyło ją bardziej od młodych głosów rozbrzmiewających w
chóralnej pieśni. Podczas dyrygowania chłonęła te dzwięki z wyostrzoną uwagą. Nie umiała
powstrzymać uśmiechu. Dzieci wykonywały właśnie utwór  Zwięty Mikołaj przybywa do
miasta w nowoczesnej wersji zespołu Bruce'a Springsteena, co było odstępstwem od kanonu
tradycyjnych kolęd, prezentowanych rokrocznie przez poprzedniego nauczyciela.
Widziała błysk radości w ich oczach, gdy złapali wspólny rytm. Zaakcentujcie to
mocniej, pomyślała, zmuszając sekcję basów, która włączyła się teraz, do większego wysiłku.
Niech wam to sprawia radość. Teraz soprany, wyżej i czyściej...
I alty... Tenory... Basy...
Uśmiechnęła się promiennie, by wyrazić zadowolenie z postępów chóru.
- Dobra robota - oznajmiła. - Tenory... następnym razem proszę trochę głośniej,
dobrze? Chyba nie chcecie, chłopaki, żeby was basy zagłuszyły. Holly, znowu opuszczasz
głowę. Jest jeszcze trochę czasu, więc powtórzymy sobie  Na święta wrócę do domu . Kim?
Kim próbowała nie zwracać uwagi na lekki ucisk w sercu i trącający ją łokieć Holly.
Wystąpiła ze swojego miejsca w drugim rzędzie i stanęła przed mikrofonem z miną, jakby to
był pluton egzekucyjny.
- Dobrze jest się uśmiechać, wiesz? - pouczyła ją łagodnie Nell. - I pamiętaj o
oddechu. Zpiewaj aż do końca i nie zapomnij ze zrozumieniem podawać tekstu. Tracy! -
Wskazała ręką w stronę pianistki, którą wyciągnęła z drugiej klasy muzycznej.
Pieśń zaczynała się cicho. Za pomocą rąk, twarzy i oczu Nell dala sygnał do
łagodnego harmonijnego akompaniamentu. Potem włączyła się Kim. Z początku zbyt
nieśmiało. Nell wiedziała, że nad tymi nerwami na wstępie trzeba będzie jeszcze popracować
z Kim. Ale dziewczyna miała talent i uczucie. Po paru taktach tak była skupiona na pieśni, że
przestała się denerwować. Całkiem dobrze jej wychodzi, stwierdziła z zadowoleniem Nell.
Kim sporo się przez ostatnie tygodnie nauczyła. Ta sentymentalna pieśń pasowała do jej
osobowości i wyglądu. Nell wprowadziła chór, trzymając go w tle. Podkreślał on teraz
bogaty, romantyczny głos Kim. Oczy Nell zwilgotniały i wtedy pomyślała sobie, że jeśli
wykonają to dobrze podczas koncertu, to żadne oko na sali nie pozostanie suche.
- Prześlicznie - rzekła Nell, gdy ucichły ostatnie akordy. - Naprawdę prześlicznie. Wy,
chłopcy, zrobiliście wielkie postępy w ostatnim czasie. Strasznie jestem z was dumna. A teraz
możecie się rozejść, życzę udanego weekendu.
Kiedy Nell podeszła do pianina, aby zebrać nuty, za jej plecami zaczęły się rozmowy.
- Dziś śpiewałaś naprawdę dobrze - powiedziała Holly do Kim.
- Serio?
- Serio. Brad też tak uważa. - Holly ostrożnie spojrzała na przyjaciółkę wkładającą
szkolny sweter.
- On nawet nie wie o moim istnieniu.
- Wie, wie. Wpatrywał się w ciebie przez cały czas. Widziałam, bo ja patrzyłam na
niego. - Holly westchnęła. - Gdybym wyglądała jak panna Davis, to może patrzyłby wtedy na
mnie.
Kim roześmiała się, ale spod spuszczonych rzęs rzuciła okiem na Brada.
- Ona jest naprawdę cudowna. Jak ona mówi i tłumaczy. Pan Striker zawsze się
złościł.
- Bo był złośnikiem. No to na razie, co?
- Tak. - Więcej Kim nie zdołała powiedzieć, ponieważ wydało jej się, i to całkiem
wyraznie, że Brad idzie do niej. I patrzy na nią.
- Cześć. - Błysnął uśmiechem, ukazując białe zęby z jednym krzywym na przedzie. Na
ten widok serce Kim zabiło niespokojnie. - Byłaś naprawdę dobra.
- Dziękuję. - Plątał się jej język. To przecież Brad. Z najstarszej klasy. Kapitan
drużyny futbolowej. Przewodniczący samorządu. I w dodatku blondyn o zielonych oczach.
- Panna Davis jest super, no nie?
- Taaak - odrzekła, uświadamiając sobie z przerażeniem, że nie wolno jej na tym
skończyć rozmowy. - Dziś wieczorem przyjdzie do nas na przyjęcie. Mama zaprosiła kilka
osób.
- Tylko starzy, co?
- Nie. Wpadnie Holly i jeszcze trochę ludzi. - Serce Kim łomotało, lecz w końcu
zebrała się na odwagę. - Możesz zajść, jeśli chcesz.
- Byłoby ekstra. O której?
Udało się jej zamknąć usta i przełknąć.
- Och, około ósmej - powiedziała, siląc się na obojętny ton. - Mieszkam...
- Wiem, gdzie mieszkasz. - Znów się do niej uśmiechnął, a jej serce nieco się
uspokoiło. - Czy ty może chodzisz jeszcze z Chuckiem?
- Chuck? - A kim dla niej był Chuck? - Spotykaliśmy się trochę, ale latem jak gdyby
zerwaliśmy.
- Zwietnie. To na razie.
Odszedł wolnym krokiem do grupy kolegów schodzących ze sceny.
- To bardzo fajny gość - orzekła Nell zza pleców Kim.
- Tak - westchnęła Kim z błyskiem w oku.
- Kimmy ma chłopaaka... - zaśpiewał Zek cienkim, denerwującym głosikiem, którym
zwracał się zazwyczaj do maluchów albo... do swoich kuzynek.
- Zamknij się, pędraku.
Tylko zachichotał i podśpiewując ten refren, zaczął tańczyć na scenie. Nell dostrzegła
w oczach Kim mordercze zamiary, więc szybko postarała się coś wymyślić.
- Zdaje mi się, chłopaki, że nie macie dziś ochoty poćwiczyć  Jingle Bells ?
- Mamy! - Zak przestał wirować z bratem po scenie i rzucił się do pianina. - Wiem,
które to są - obwieścił, rozgarniając bezceremonialnie równiutki stosik nut Nell. - Mogę
poszukać.
- Ja znajdę! - włączył się Zek, ale brat już triumfalnie wymachiwał nutami.
- Trafiło ci się. - Nell usiadła przy pianinie, a blizniacy stanęli z obu stron. Zagrała z
uczuciem pierwszy mocny akord, po którym zachichotali.
- Proszę, muzyka to poważna sprawa. I raz, i dwa i... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl