[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czytelnika komiksów bardzo ich zainteresowała.
 Właśnie, co myślisz o Mirium?  zapytał Skinner.
 Wie pan... Leilah to taka żona, która nienawidzi męża. Poszła sobie. To co ma robić
Zark? W kółko o niej myśleć?
 Na chwilę przerwał. Mitch zrozumiał, że wcale nie o Leilah chodzi, tylko o pewnego
mężczyznę, który też sobie poszedł.
 Ale to są sprawy dorosłych, nie znam się na tym.  Radley wycofał się gwałtownie.
 Dobrze, Mitch  po dłuższej chwili powiedział Skinner.
 Wprowadzimy Mirium i zobaczymy, jak zareagują czytelnicy. Ale sprawa jest delikatna,
więc uważaj.  Puścił arkusze.  Po raz pierwszy przyniosłeś coś przed terminem. Nagle
sporządniałeś?
 To dlatego, że teraz mam asystenta. Mitch położył rękę na ramieniu Rada.
 Dobra robota, chłopcze  Skiner uśmiechnął się.  Mitch, oprowadz go po firmie.
Zasłużył sobie na to.
Radley jeszcze przez kilka tygodni opowiadał wszystkim o tej godzinie spędzonej w
Universal Comics. Gdy wyszli, trzymał torbę wypełnioną ołówkami z logo wydawnictwa,
dzbankiem Szalonej Matyldy, który ktoś wykopał dla niego ze sterty gratów w szafie,
kilkoma odrzuconymi szkicami i porcją komiksów prosto z drukarni.
 To najlepszy dzień w całym moim życiu  oświadczył, podskakując na zaśnieżonym
chodniku.  Poczekaj, aż opowiem mamie, na pewno nie uwierzy.
Mitch też myślał o Hester. Wydłużył krok, by nadążyć za chłopcem.
 A może złożymy jej wizytę?
 Dobrze.  Radley znów włożył dłoń w rękę przyjaciela.  Chociaż bank nie jest tak fajny
jak twoja praca. Nie pozwalają słuchać radia i krzyczeć na siebie, ale za to mają sejf, w
którym trzymają miliony dolarów, no i kamery, żeby zobaczyć każdego, kto chce ich
obrabować.
 Fajnie, ale najpierw coś zjedzmy.
W statecznych ścianach National Trust Hester czytała dokumenty. To lubiła najbardziej.
Samotnie wgryzała się w pozornie suche liczby, za którymi kryły się nieruchomości,
samochody, sprzęt biurowy, aparatura sceniczna, albo fundusze szkolne. Nic nie
sprawiało jej większej przyjemności, niż zatwierdzenie pożyczki.
Oczywiście nie zawsze było to możliwe. Bank nie był instytucją dobroczynną i musiał
zarabiać, lecz Hester starała się iść klientom na rękę. Nie była naiwna i potrafiła odróżnić
cwaniaków i lekkoduchów od ludzi rzetelnych i uczciwych, których przycisnęła prawdziwa
potrzeba. Oczywiście potrafiła być również twarda i stanowcza. Obok liczb wierzyła też w
psychologię i przynosiło to dobre rezultaty.
Wygospodarowała pół godziny, by przy kawie i bułce przygotować trzy wnioski o
stosunkowo wysokie pożyczki, które chciała następnego dnia przedstawić zarządowi do
zatwierdzenia. Miała jeszcze piętnaście minut do kolejnego spotkania. Zdąży, jeśli nikt jej
nie przeszkodzi. Nie ucieszył jej więc telefon asystentki.
 Tak, Kay?
47
 Jest tu pewien młody człowiek, który chce się z panią zobaczyć, pani Wallace.
 Powinien przyjść za piętnaście minut. Przykro mi, ale musi poczekać.
 Nie, to nie jest pan Greenburg. I chyba nie chce kredytu. Chcesz zaciągnąć kredyt,
kochanie?
Hester usłyszała znajomy chichot. Zerwała się i podbiegła do drzwi. Rad? Czy coś się
stało?
Nie był sam. Towarzyszył mu Mitch i wielki pies o łagodnym spojrzeniu.
 Właśnie zjedliśmy taco.
Hester dostrzegła smugę salsy na brodzie syna.
 Tak, widzę.
Uściskała go i spojrzała na Mitcha.
 Wszystko w porządku?
 Pewnie. Załatwiliśmy coś w mieście i postanowiliśmy do ciebie zajrzeć.  Przyjrzał się
jej. Ukryła siniak pod makijażem. Przebijał się tylko lekki, żółtawy odcień.  Oko wygląda
dużo lepiej.
 Tak, najgorsze już za mną.
 To twój pokój?  Bez zaproszenia podszedł do drzwi i wsadził do środka głowę.  Boże,
jaki przygnębiający. Poproś Radleya o jakiś plakat.
 Możesz wziąć jeden  zgodził się natychmiast chłopiec.
 Mam ich całą masę, bo Mitch zabrał mnie do Universalu. Szkoda, mamo, że cię tam
nie było. Poznałem M. J. Jones i Richa Skinnera. Widziałem salę, w której trzymają
tryliony komiksów. Zobacz, co dostałem.  Wyciągnął rękę z torbą.
 Za darmo. Powiedzieli, że mogą mi dać.
W pierwszej chwili poczuła niechęć. Jej dług wdzięczności wobec Mitcha rósł z każdym
dniem. Potem jednak spójrżała na rozpromienioną twarz syna i uznała, że nie ma się
czym przejmować.
 Jak widzę, mieliście fajne przedpołudnie.
 Najlepsze w całym życiu.
 Uwaga, ogłaszam alarm dla załogi  mruknęła Kay.  Idzie Rosen.
Mitch zorientował się, że Rosen jest potęgą, z którą trzeba się liczyć. Zobaczył, że
Hester przybrała natychmiast poważny wyraz twarzy i odruchowo poprawiła włosy.
 Dzień dobry, pani Wallace.  Rosen spojrzał znacząco na psa, który obwąchiwał mu
buty.  Chyba pani zapomniała, że zwierzęta nie mają wstępu do banku.
 Nie zapomniałam, tylko mój syn...
 Syn?  Rosen skinął głową.  Jak się masz, młody człowieku. Pani Wallace, na pewno
pani pamięta, że nie popieramy osobistych wizyt w godzinach pracy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl