[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To były chyba najgorsze chwile, jakie przeżyłem. Już i tak byłem w złej formie z po-
wodów osobistych.
Moja matka znajdowała się w Buenos Aires w czasie najazdu Pluskwo-Pajęczaków
i zniszczenia miasta. Dostałem kartkę od mojej ciotki Eleonory: trzy gorzkie wiersze.
Winiła mnie za śmierć matki. Nie było co prawda jasne czy dlatego, że byłem w Siłach
Zbrojnych i powinieniem był zapobiec tej napaści, czy też dlatego, że  jej zdaniem
 matka wyjechała do Buenos Aires, bo mnie nie było w domu. Tak czy inaczej, wina
spadała na mnie. Trudno... Podarłem list i starałem się o nim zapomnieć. Byłem przeko-
nany, że oboje rodzice nie żyją, bo przecież ojciec nigdy nie puściłby matki samej w tak
daleką podróż.
W parę godzin pózniej wezwał mnie Porucznik i spytał, bardzo przyjaznie i łagod-
nie, czy nie chciałbym wziąć urlopu i zostać na Sanctuary, gdy statek wyruszy na na-
stępny patrol. Nie mam pojęcia, skąd mógł wiedzieć, że straciłem kogoś z bliskiej rodzi-
ny, ale wiedział. Powiedziałem, że nie, że dziękuję i że raczej poczekam, aż cała jednost-
ka będzie miała wolne.
81
Cieszę się, że tak postąpiłem, bo w przeciwnym razie nie byłoby mnie, kiedy się sta-
ło z Porucznikiem...
Jakże wtedy mógłbym to znieść?
Wypadek miał miejsce tuż przed ewakuacją.
W trzeciej sekcji został ranny żołnierz, nie bardzo ciężko, ale przewrócił się. Zastępca
dowódcy pododdziału pospieszył mu na pomoc i sam oberwał.
Porucznik, jak zwykle, miał oko na wszystko  musiał mieć zdalne odczyty stanu fi-
zycznego każdego z nas, ale tego się już nie dowiemy. W każdym razie sam pognał, pod-
niósł ich obu i zarzucił sobie na ramiona.
Nieomal w ostatniej sekundzie wciągnięto rannych na statek, a wtedy, nagle, obsunę-
ła się tarcza osłonowa i ugodziła Porucznika.
Zginął na miejscu...
Celowo nie podaję nazwisk tego szeregowca i zastępcy dowódcy pododdziału.
Porucznik do ostatniego tchu ratowałby każdego z nas. Nie miało znaczenia, kto to
był.
Znaczenie miało dopiero to, że została odrąbana głowa prawdziwej rodziny. Rodziny,
której nazwisko nosiliśmy.
Kiedy już nie było porucznika, pani komandor Deladrier zaprosiła sierżanta Jelala do
wspólnego stołu, razem z innymi dowódcami. Ale on się wymówił.
W stosunku do nas stał się tylko troszkę bardziej stanowczy, a jak już musiał powie-
dzieć:  Porucznikowi to by się nie podobało , mało kto był w stanie to wytrzymać. Jelly
zresztą nie powtarzał tego często.
Organizacja naszej jednostki bojowej pozostała prawie nie zmieniona, nastąpiło za-
ledwie kilka drobnych przesunięć, a ja zostałem kapralem.
Jelly cały czas zachowywał się tak, jakby Porucznik był tylko chwilowo nieobecny,
i on spełnia jego rozkazy. Jak zwykle.
To nas ocaliło.
11
Nie mogę wam obiecać nic poza tym, że będziecie przelewać krew
i łzy, będzie się pocić i mozolić.
 W. Churchill, XX-wieczny żołnierz i mąż stanu
Kiedy wróciliśmy na statek po rajdzie na Skórniaki  po tym rajdzie, w którym za-
łatwili Dizzy Floresa i który był pierwszym zrzutem sierżanta Jelala jako dowódcy od-
działu  jakiś wartownik, stojący akurat przy przedsionku śluzy, zagadnął mnie:
 Jak poszło?
 Jak zwykle  uciąłem. Zapytywał zapewne z przyjaznego zainteresowania, ale ja
nie pozbierałem się jeszcze i nie miałem ochoty gadać.
A poza tym jak można rozmawiać o zrzucie z kimś, kto nigdy w nim nie brał udzia-
łu?
 Tak?  niby się zdziwił.  Wam to dobrze. Wałkonicie się przez trzydzieści dni,
a pracujecie trzydzieści minut. Nie to co ja: wachta na trzy zmiany i tak na okrągło.
 Rzeczywiście  zgodziłem się.  Niektórzy są w czepku urodzeni.
Było w tym jednak trochę prawdy. My, powietrzni piechociarze podobni byliśmy do
lotników z okresu wczesnych wojen zmechanizowanych  w długiej i pracowitej karie-
rze wojskowej mogło zawierać się tylko parę godzin rzeczywistej walki, twarzą w twarz
z wrogiem. Reszta to treningi, stan pogotowia, loty patrolowe i bojowe, powroty, napra-
wy, remonty i przygotowania do następnych lotów i ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia.
Następny zrzut wypadał dopiero za trzy tygodnie, na inną planetę krążącą wokół in-
nej gwiazdy  na kolonię Pluskwo-Pajęczaków. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl