[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nazwiskiem Bogusław Szczapa.
Nasza znajomość sięgała połowy lat trzydziestych, kiedy to spotkałam młodego Szlomę
Grynberga podczas wiecu robotniczego w Warszawie, w zakładach piwnych Haberbusch i
Schiele.
Byłam wówczas członkinią organizacji młodzieżowej PPS, a więc pod względem ideowym
daleka od rewolucyjnych poglądów Grynberga, aktywisty Bundu oraz sympatyka KPP.
Przypadkowe spotkanie zaowocowało trwałym związkiem, który przybrał formę małżeństwa,
zawartego 12 lutego 1942 roku w kościele parafialnym rzymsko-katolickim w Nieborowie pod
Aowiczem. Nie byłoby to możliwe bez fałszywej kenkarty i świadectwa chrztu, wystawionych na
Bogusława Szczapę; oba dokumenty mój przyszły mąż zdobył dzięki swojej podziemnej
organizacji. Pomimo małżeństwa z Bogusławem Szczapą, wbrew tradycji i mojemu
przywiązaniu do zasad wiary katolickiej, a jedynie ze względów bezpieczeństwa (działałam w
podziemnych strukturach PPS), zachowałam swoje nazwisko panieńskie.
Dwa lata pózniej urodziłam syna, który na chrzcie udzielonym w tejże parafii otrzymał imię
Bogumił. Syn nasz żyje; wychowuje się w rodzinie Brochów w okolicach Nieborowa. Od
rodziny tej otrzymał nazwisko Brocha i jest tym samym przybranym bratem Michała Brochy,
urodzonego w 1934 roku, obecnie studenta Uniwersytetu Warszawskiego.
- Wielkie nieba! - wykrzyknął major. - Michał Brocha jest przybranym bratem
Bogumiła, naturalnego syna Szczapy!
- Czytajcie dalej, majorze! - zachęcał Krochmalski.
Sytuacja ta, wielce dla nas bolesna, powstała z konieczności nieustannego ukrywania się
przed okupantem. Tak przeze mnie, jak i przez ojca Bogumiła, który był aktywny w różnych
strukturach politycznych i zbrojnych polskiego ruchu robotniczego.
Sama nie utraciłam kontaktu z synem, ale kiedy spostrzegłam, że w rodzinie Brochów
Bogumił zyskał prawdziwy dom, a przybranych rodziców uznał za swych własnych, musiałam
zaakceptować ten stan rzeczy i jako rzekoma ciotka Bogumiła usunąć się w cień. Mój mąż nie
pogodził się jednak z sytuacją po wojnie usiłował odebrać Brochom małego Bogumiła.
Pojawienie się, sądzę że nieprzypadkowe, Michała Brochy w naszym domu w Warszawie,
pogmatwało jeszcze sprawę. Mąż gotów był, po kilku miesiącach znajomości z Michałem,
uznać go za swego prawdziwego syna tym bardziej jednak zapragnął odzyskać władzę
rodzicielską nad jego przybranym bratem.
Po wojnie nasze pożycie małżeńskie nie układało się dobrze.
Mąż piastował odpowiedzialne funkcje w PPR, do której wstąpił już w 1944 roku, a od czasu
zjednoczenia ruchu robotniczego także w PZPR.
Nie tłumaczy to tego, że poświęcał mi coraz mniej serca i uwagi. Być może przyczyna leżała
w tym, że nie byłam w stanie podzielać jego wielkich pasji: do teatru i literatury. Nawet w
najtrudniejszym okresie konspiracji mój mąż wiele czytał; próbował też sił na polu poezji.
Zaraz po zakończeniu wojny założył w Aodzi, pózniej zaś w Zgierzu amatorski teatr robotniczy,
który wystawił agitacyjną sztukę jego autorstwa.
Awans w partii i przeniesienie do Warszawy położyło kres tej aktywności, ale zamiłowanie
do sztuki pozostało.
Sądzę, że w głębi duszy był bardziej artystą niż działaczem partyjnym, że zawsze żałował
swojego wyboru.
W Warszawie, niezależnie od nowych i trudnych obowiązków, w życiu mojego męża pojawili
się różni młodzi ludzie związani ze sztuką: aktorki i aktorzy, filmowcy, plastycy. W naszym
181
otoczeniu zaczęto po cichu mówić o romansach męża, a to z pewną aktorką dramatyczną, a to
czemu nie dawałam jednak nigdy wiary ze znanym poetą.
Zaniedbywana przez męża, niechętna światu i ludziom, których nie rozumiałam, znalazłam
życiowego partnera, mężczyznę podobnie jak ja sama religijnego stosunek do wiary katolickiej
stał się z czasem kolejną przyczyną rosnącego między mną i mężem rozdzwięku. Bogusław nie
krył krytycznego stosunku do Kościoła rzymskiego, którego członkiem formalnie pozostawał z
racji nowej tożsamości i przyjętych w czasie okupacji sakramentów. Uważał również, że
praktyki religijne, w których brałam niekiedy udział, kompromitują go jako działacza
partyjnego.
Przyczyną dodatkowej komplikacji stał się fakt, że w zeszłym roku odziedziczyłam po mym
ojcu Tadeuszu gospodarstwo rolne pod Skierniewicami, gdzie się urodziłam.
Mąż stał twardo na stanowisku, że powinnam oddać ojcowiznę powstającej we wsi
spółdzielni produkcyjnej, czemu ja byłam przeciwna.
Coraz gwałtowniejsze między nami konflikty sprawiły, że poprosiłam Bogusława, aktualnie
awansowanego na stanowisko sekretarza wojewódzkiego, o rozwód.
Mąż zdecydowanie sprzeciwił się. Argumentował, że rozwód nie tylko zaszkodzi jego
karierze, ale też pozbawi go wsparcia, jakie otrzymywał zawsze z mojej strony.
Długo deliberował nad istotną rolą, jaką to miałam odegrać w jego życiu.
Podczas jednej z małżeńskich kłótni wypomniałam mu, że oczekuje ode mnie nie tyle
wsparcia czy rady, jako że zawsze postępował wedle własnych zasad i racji, lecz co najwyżej
bezpłatnej pomocy w prowadzeniu nowego domu przy alei Róż.
Odpowiedział wówczas, że jeśli tak stawiam sprawę, to gotów jest mi płacić za pracę w
charakterze gospodyni domowej. Sprawił mi tym niewątpliwą przykrość i utwierdził tylko w
zamiarze opuszczenia go z rozwodem lub bez.
Kiedy w końcu znalazłam sobie własny kąt na ulicy Mokotowskiej i postanowiłam się
wyprowadzić, nieoczekiwanie nie sprzeciwił się moim planom. Poprosił tylko, żebym zaglądała
od czasu do czasu do naszego mieszkania, za co gotów był płacić mi stałą pensję.
Pomysł Bogusława, bym nadal prowadziła jego dom, uznałam za głupi i niegodziwy.
Wyprowadziłam się i starałam się przekonać tak siebie, jaki jego, że nasze rozstanie jest
ostateczne, a dzięki temu umożliwi nam uporządkowanie życia i podjęcie go na nowo, z
nowymi partnerami. W tym czasie nie wiedziałam jeszcze ani o jego chorobach, ani tym
bardziej o uzależnieniu od morfiny i alkoholu.
Mąż dał mi na odchodnym klucz od mieszkania w alei Róż.
Nie powinnam była go przyjąć, nie miałam zamiaru wracać tam w charakterze służącej.
Rychło też okazało się, jak poważny błąd popełniłam.
Dysponując kluczem, postanowiłam pewnego dnia, wbrew wcześniejszemu postanowieniu,
odwiedzić nasz dom. Oczywiście, tak na wszelki wypadek i podczas nieobecności męża. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl