[ Pobierz całość w formacie PDF ]

SprawdzÄ™ to.
 A jakim prawem...
 Proszę sobie nie żartować ze Scotland Yardu, droga pani. Szkoda by było, aby bry-
tyjskie hotelarstwo zubożyło się o pani przybytek.
Podczas gdy Higgins wsiadał do taksówki, właścicielka  Bellevue z zadowoleniem
odkrywała zawartość koperty.
W pokoju 215, na pierwszym piętrze, płakał stary człowiek.
Rozdział XII
 Higgins! Nareszcie!
Rozgorączkowany Marlow nie zapytał nawet, czym Higgins zajmował się w ostat-
nich godzinach. Wstał od biurka, trzymając w ręce kartkę papieru.
 Niech pan popatrzy, co otrzymaliśmy... anonim!
Higgins nie chciał usiąść na pomarańczowym plastykowym krześle. Wolał zapoznać
się z listem na stojąco. Krótki tekst był ułożony z liter wyciętych z gazet.
Jeżeli chcecie posunąć się w sprawie Mortimerów, bądzcie dzisiaj wieczorem, około go-
dziny dwudziestej drugiej, pod adresem Carlisle Street 12, pierwsze piętro, lewe drzwi.
Dowiecie się czegoś nowego o zabójstwie tej Frances.
 Carlisle Street... to w Soho  zauważył Higgins.
 Może jechać tam z policją?
 Myślę, że nie, nadinspektorze. Nie bawiono by się we wciąganie Scotland Yardu
w pułapkę. Sądzę, że nasz anonimowy informator jest godzien zaufania. Chce nam
pomóc w odkryciu jakiejś wskazówki... lub w przyłapaniu kogoś. Proponuję, byśmy
o wskazanej godzinie pojechali tam razem, samochodem na prywatnych numerach.
 Zgoda. Pod warunkiem, że wezmiemy ze sobą jednego inspektora dla ochrony.
Bezpieczeństwo przede wszystkim. Jak pan sądzi, kto... kto mógł to przysłać?
 Mam pewne przypuszczenia  wyznał Higgins.  Styl tego listu nie jest zbyt wy-
szukany. A zakończenie szczególnie nieżyczliwe dla nieboszczki pani Mortimer.
 Tej Frances!  oburzył się nadinspektor.  Wyobraża pan sobie! Nie ma już sza-
cunku dla nikogo!
 Trzeba jeszcze, aby osoba, o którą chodzi, była godna szacunku, nadinspektorze.
Marlow nie wierzył własnym uszom. Chętnie dowiedziałby się czegoś więcej od
Higginsa, ale ten przeszedł już do swojego biura, aby przyjrzeć się intrygującemu do-
kumentowi.
W takich chwilach Higgins nie lubił, by mu przeszkadzano.
66
¬ ¬ ¬
Samochód Scotland Yardu na prywatnych numerach wjechał w uliczki Soho. Poza
kierowcą, Higginsem i nadinspektorem Marlowem był w nim jeszcze jeden inspek-
tor w cywilu. Marlow wydał mu polecenie pilnowania podejrzanego budynku i niewy-
puszczania nikogo.
Marlow rozpiął marynarkę. Nacisnął małe, kwadratowe metalowe pudełko, które
wydało żałosny pisk.
 Co to?  zaniepokoił się Higgins.
 Postęp  wyjaśnił nadinspektor.  Ten aparat był używany przez chirur-
gów do utrzymywania stałego kontaktu ze szpitalem lub kliniką. Yard też to stosuje.
A przynajmniej policjanci najmłodszej generacji... Jestem w stałym kontakcie z centra-
lą. Rozumie pan, jakie to wygodne w nagłej potrzebie.
 Dziwne  skwitował Higgins.
O dwudziestej drugiej Soho, gorąca dzielnica brytyjskiej stolicy, wrzała. Salony gier
były pełne, liczne sklepiki o witrynach zasłoniętych mniej lub bardziej przezroczystymi
kotarami oferowały filmy lub przedmioty przydatne dla osób o szczególnych upodo-
baniach. Różni naciągacze próbowali swych talentów na łatwowiernych turystach.
Pornograficzne kina, sprzedawcy jarzyn, egzotyczne restauracje, salony masażu obiecu-
jące natychmiastową poprawę formy, całe mnóstwo Chińczyków i Hindusów zajętych
podejrzaną krzątaniną... Soho tętniło własnym życiem.
Samochód Scotland Yardu zatrzymał się na Carlisle Street kilka budynków przed nu-
merem 12, trzypiętrową kamienicą z poczerniałej cegły. Nadinspektor Marlow układał
strategię. Drugie i trzecie piętro było pozornie niezamieszkane. Na drugim okna były
zabite deskami, jakiś stary szyld informował, że swoje biura miała tu fabryka tkanin. Na
pierwszym piętrze, przez ciężkie kotary zakrywające obydwa okna, przebijało światło.
 Informacja była prawdziwa  powiedział nadinspektor.  Zwierzyna jest w po-
trzasku.
Kiedy Higgins i Marlow weszli do budynku, zauważyli w malutkim korytarzu szereg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl