[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Udało się. Julie zdusiła w sobie westchnienie ulgi. - Spróbuję dotoczyć się jakoś do krawężnika.
Z wprawą mistrza stepowania, naciskając co chwilę oba pedały na przemian, zjechała na bok. Samochód szarpał,
kwiczał i prychał. Zatrzymała auto i wyłączyła silnik.
- Wysiadaj - rozkazała Andrea. Jej ręka trzymająca pistolet przy boku Julii nawet nie drgnęła. - I żadnych
sztuczek! - ostrzegła.
Niestety w tych okolicznościach żadna sztuczka nie przychodziła Julie do głowy. Otworzyła drzwi, chciała
krzykiem wezwać pomoc, lecz głos uwiązł jej w gardle. Chwyciła jakiegoś przechodzącego chłopaka za ramię, ale on
strząsnął z siebie jej dłoń i pchnął ją na maskę. Zanim na swoich wysokich obcasach odzyskała równowagę, Andrea
zdążyła obejść samochód i dzgnąć ją pistoletem w żebra.
- Idziemy! - rozkazała. Julie przełknęła łzy i zrobiła krok w kierunku hotelu, lecz Andrea pociągnęła ją z
powrotem. - Nad wodÄ™. Tu gdzieÅ› jest rzeka, nie?
Cudownie. Ma zamiar utopić moje zwłoki w Missisipi.
- Rzeka jest tam - skłamała i zaczęła iść w kierunku Jackson Square.
Na szczęście Andrea nie znała miasta na tyle dobrze, by się zorientować, dokąd Julie ją prowadzi. Na
nieszczęście tłum uniemożliwiał ucieczkę. Rozbawieni ludzie napierali na nie i zmuszali do trzymania się razem.
Julie znów wyskubała z szala kilka piór. Jak gdyby Mac miał szansę je zauważyć! Jak gdyby lekkie pióra miały
szansę sięgnąć ziemi! Jak gdyby zboczenie na Jackson Square pomogło jej zyskać dość czasu, by uwolnić się od
maniaczki, która uważała, że zeznając przeciwko takiej kanalii jak Glenn Perry, zrujnowała jej życie.
Wchodząc na chodnik, potknęła się i omal nie skręciła nogi w kostce. Kolana jej drżały, z trudem utrzymywała
równowagę. Zrzuciła więc sandałki i dalej szła boso.
Zwieże łzy napłynęły jej do oczu, lecz zamrugała powiekami, by je powstrzymać. Nie może sobie pozwolić na
rozczulanie się nad sobą. Na pewno nie może też czekać, że Mac pospieszy j ej na ratunek. Wyrwała z szala jeszcze
jedno pióro. Nie zdołała uwolnić się od Andrei na tym skrzyżowaniu, ale może na następnym? Albo kiedy dotrą do
parku? PrÄ™dzej czy pózniej nadarzy siÄ™ sposobność· i Julie jÄ… wykorzysta. Bez pantofli bÄ™dzie mogÅ‚a biec szybciej.
Przez cienki nylon czuła pod stopami zimny chodnik. Zanim dojdziemy do parku, rajstopy będą w strzępach,
pomyślała. Ktoś nadepnął jej na palce, skrzywiła się z bólu, lecz szła naprzód, rozglądając się, czy nie dojrzy jakiejś luki,
przyjaznej twarzy, policjanta.
Gdzie siÄ™ oni wszyscy podziali, do cholery?
Park był tuż-tuż. Nareszcie trochę otwartej przestrzeni, miękka trawa, światło księżyca oświetlające drogę i ...
Boże, błagam, szansa na ucieczkę, której tutaj nie ma.
Julie była wyższa od Andrei i dziesięć lat temu znacznie od niej silniejsza. Teraz też pewnie ma nad nią przewagę
fizyczną. Jeśli w parku tłok będzie mniejszy, może uda jej się zrobić nagły zwrot, powalić Andreę, odebrać jej broń ...
Albo umrzeć.
Nie chciała umierać. Kochała życie. Kochała siostrę, rodziców, pracę, przyjaciół. Kochała Charlotte i jej siostry i
kochała ...
Nie, Maca nie kochała. Uwielbiała z nim tańczyć, całować się, rozmawiać, patrzyć na niego, ale gdzie on jest, do
cholery, kiedy go potrzebuje? Spec od ochrony! Pewnie jest zajęty przeglądaniem jej maili, szukaniem zagrożenia dla jej
życia. Gdyby był prąd, na pewno by to robił.
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - odezwała się Andrea.
- Na Jackson Square - wyjaśniła Julie.
- A rzeka?
- Jeszcze do niej nie doszłyśmy. - Julie torowała sobie drogę w tłumie, rozglądając się uważnie, do kogo mogłaby
się zwrócić o pomoc. Grupa nastolatków popijających piwo? Nie. Kobieta tańcząca na parkowej ławce? Też nie. Na
bolących stopach kuśtykała w stronę pomnika Andrew Jacksona stojącego w centralnym punkcie parku. Zdawało jej się,
że tam ludzi jest jak gdyby mniej. Będzie miała lepsze pole manewru. Miejsce na stoczenie pojedynku.
- Ostrzegam cię - odezwała się Andrea. - Jeśli bawisz się ze mną w jakieś sztuczki, to ...
Julie ogarnęła nagła wściekłość.
- To co? - wybuchnęła. - Zastrzelisz mnie?
Odwinęła się i z całej siły uderzyła Andreę w skroń. W tej samej chwili rozległ się strzał.
Promień latarki wychwycił następne różowe piórko leżące na chodniku pod markizą przy wejściu do hotelu. Boa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl