[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ateraz może masz ochotę na inne zajęcie?
- Na przykładjakie?
- Muszę popracować nad odbiorempiłki, a podania Jenny
są niecelne.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
154
- Ach, tak? Powinnaś ćwiczyć podania na mnie, Jenny,
kiedytylkochcesz.
- Jej już nic nie pomoże - wyznał zrezygnowanyJed.
- Aletonie wina Jenny. Wszystkoprzez to, żejest kobietą.
- Zauważyłem- powiedział Nick, kiwając głową.
- No, jak, podasz mi parę piłek?-molestował chłopiec.
- Pewnie tak - mruknęła Jenny. - Nick uwielbia atako-
wać.
- Nie dąsaj się - upomniał ją mąż. - Przecież Jed już
powiedział, żenieponosisz żadnej winy. Mogłabyś stanąć na
środku i stworzylibyśmyminidrużynę piłki nożnej.
- O, tak, Jenny, bardzocię proszę! - nalegał Jed.
- Dobrze, aletylkokilkapodań. Comamwłaściwierobić?
- Będziesz podawać piłkę na Skrzydło, do mnie - wytłu-
maczył Jed.
Niewielemyśląc, Jennypołożyła piłkę na ziemi i zamach-
nęła się nogą. Niestety, zbyt energicznyruch sprawił, żestra-
ciła równowagę i runęła na trawę, pociągając za sobą Nicka.
Ten natychmiast wykorzystał okazję i zaczął ją całować.
- Cowytamrobicie? - spytał zirytowanyJed.
- Wymierzam Jenny karę za złe podanie - zażartował
mężczyzną.
- Wydaje mi się, że Jennynie traktujetegojakokarę
- ocenił chłopiec. - Prawdę mówiąc, ona chyba lubi cię cało-
wać
- Ja też tak uważam. - Nick mrugnął doniego.
- Alecałujciesię potem. Teraz gramywpiłkę.
Jennypodniosła się i otrzepała ubranie. Zdumiała ją traf-
ność spostrzeżeń malca. Rzeczywiście, lubiła całować Nicka.
Popółgodzinnej grzeniemogła złapać tchu.
- Wspanialesię spisałeś, Jed - pochwalił Carlton. Sięgnął
do kieszeni i wyciągnął banknot. Podał go chłopcu. - Kup
sobie coś wcukierni. I poczęstuj Bryana.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
155
- O, rany, dzięki! - Zachwyconychłopiecstaranniescho-
wał pieniądzei wręczywszyJennypiłkę, pobiegł pędem.
- Coci przyszłodogłowy, Nick?
- Poprostuzyskałemtrochę czasudla nas; Chodz!
Wsalonie usadowił się na kanapie i posadził sobie Jenny
na kolanach. Wpatrywał się wnią badawczo, jak gdybypra-
gnącutrwalić wpamięci wizerunekkobiety. Apotempocało-
wał ją.
Zadrżała i przywarła dojegociała. Rozpięła guziki koszuli
mężczyzny i dotknęła bujnych, miękkich włosów na jego
piersi. Językiem pieściła płaskie brodawki. Wzdrygnął się
i jęknął.
- Lubisz to- stwierdziła rozmarzona.
- Lubię wszystko, corobisz, a szczególnie...
Zanimich usta znówsię spotkały, rozległ się dzwonek.
- Nie otwieraj - poprosił. Zostało mu tak niewiele czasu
przed niebezpieczną wyprawą wnieznane.
Jennypróbowała zignorować brzęczenie, lecz ononieusta-
wało. Nieznośnie i brutalnie wdzierałosię wich intymność.
- Muszę zejść - zdecydowała.
Była to klientka, która na gwałt potrzebowała materiału.
Jennyobsłużyła ją wciągudwudziestuminut, zamknęła sklep
i wróciła dozagniewanegoNicka.
- Przepraszam. Tobyłapani Prudhomme. Ranowpadła na
pomysł uszycia nowej draperii do kościoła i chciała jak naj-
szybciej rozpocząć pracę.
- Przecież sklepjest zamkniętywniedziele! Dni i godziny
otwarcia wypisałaś wyraznie na drzwiach.
Wzruszyła ramionami.
- Wszyscywmieście wiedzą, że mieszkamnad sklepem,
Czy miałam powiedzieć pani Prudhomme, że nie otworzę
sklepu, bowłaśniekochamsię z mężem? Staruszka z wraże-
nia dostałabyzawału!
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
156
- Amoże poszłaby po rozumdo głowy? Na litość boską,
tylkolekarzepracują dwadzieścia czterygodzinyna dobę!
- Wiem, wiem. Ale walka z utrwalonymi przyzwyczaje-
niami jest trudna.
- Widzę prosterozwiązanie. Powinnaś mieszkać gdziein-
dziej.
Wziął ją wramiona.
Gdzie indziej?CzyNickmiał na myśli konkretnemiejsce?
Amożerzucił tę uwagę ot. tak, mimochodem?Jennyprzestała
się nadtymzastanawiać, kiedyzamknął jej usta pocałunkiem.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
157
ROZDZIAA
12
Jenny rozpoznała warkot silnika chevroleta corvette. Wyj-
rzała przez witrynę. Nick zaparkował przed sklepem. Obok
niegowsamochodzie siedział Jed.
Zmarszczyła brwi. Co on tu robi o dwunastej trzydzieści
wdzień powszedni?
Chłopiecjakburzawpadł dosklepu.
- Jesteś chory?-spytała zaniepokojona.
- Tak, chóry z nienawiści do niej! Nie zamierzamwrócić
do szkoły i nie zmusicie mnie do tego! - Mówił coraz głoś-
niej. - Nie wrócę!
- Uspokój się i powiedzJenny, cosię stałopolecił Nick.
- Panna Harmon stwierdziła, ze jestem głupim chłopcem,
którynie wie, gdzie jegomiejsce. Ale ja wiem świetnie, że na
pewno nie wjej klasie. Powiedziała, że nie mogę przebywać
wśród ludzi i kazała mi przestawić moją ławkę wkąt, z dala
od innych.
- Co?- wykrztusiłazsiebieJenny.
- Kazała mi tamsiedzieć i z nikimnie rozmawiać. Aja
wstałemi wyszedłem- oznajmił, zadowolony z siebie.
- Spotkałemgo, kiedyszedł ulicą - dodał Nick.
- Niewrócę - upierał się Jed.
- Jesteś pewien, żenieprzesadziłeś woceniewydarzeń?
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
158
- spytał Nick sceptycznym tonem. -Nikt nie lubi być karcony,
ale...
- To wyjątkowo perfidnakara, wręcz wyrafinowaneprze-
śladowanie- oburzyłasię Jenny.
Opiekuńczymgestemobjęłaszczupłeramionamalca.
- Co przeskrobałeś? - Głos Nicka zabrzmiał surowo.
Mężczyznazignorował uwagę Jenny.
- Powiedziałemjej, że czas obrotu Wenus wokół Słońca
jest dłuższyo osiemnaście dni od czasu obrotu wokół własnej
osi. Ona twierdziła, że oszesnaście - burknął Jed. - Nie wol-
no podawać faktówfizycznych wedługwłasnego widzimisię,
tylkodlatego żejest się głupim.
- Nazwałeś ją głupią?
.-, Nie, nienazwałem. Tobyłooczywiste. Niewrócę!
- Na pewno nie wtej chwili - zgodziła się Jenny. - Idz na
górę. Kiedy Marge skończyprzerwę śniadaniową, pójdę zoba-
czyć się zpanną Harmon.
- I co?- prychnął Nick. - Nawrzeszczysznanią?Jaki to
daskutek?
- Amaszinnypomysł?
- Ja do niej pójdę. Jestempewien, że Jed po prostu zle
zrozumiał jej słowai zareagował zbyt impulsywnie. Spokoj-
nieznią porozmawiami wszystkobędzie wporządku.
- Solidną dawkaarszeniku i będzielepiej - mruknęłaJen-
ny.
- Racja, wciąż powtarzam, że wLitton potrzeba fachowca
-odezwał się Jed.
- Zaczynammyśleć, że wamobojgu dobrze by zrobiła
solidna dawka dyscypliny -oświadczył Nick, Jed, szoruj na
górę, zjedzcoś i dolekcji. .
- Niestety, nie wiem, co zadane - odrzekł sprytny ma-
lec.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
159
- Jeśli masz instynkt samozachowawczyi zaczniesz odra-
biać lekcje, zanimwrócę, młodzieńcze!
Chłopiec zrozumiał, że to nie przelewki i posłusznie ruszył
wstronę schodów.
- Aty... - Nickzwrócił się doJenny.
- Jestemzastara, żebyś odsyłał mniedopokoju.
- Alenienatylestara, żebymcię tamsamniezaniósł.
Oczymężczyznyrozbłysły, aleJennyniebyławnastroju
do żartów,
- Chcę, żebyś wiedział... - zaczęła zaczerwieniona, gdy
nagle otworzyłysię drzwi.
Do sklepu wkroczyła Nora Fleming i natychmiast nadsta-
wiła uszu.
- Nick, nie widziałamcię od dnia ślubu - rzuciła na powi-
tanie. - Co cię tu sprowadza w ciągu dnia? Powinieneś być
chyba na farmie?
Carlton zamierzał odpowiedzieć Norze, ale Jenny była
szybsza. Nie mogła pozwolić, aby palnął coś, za co potemona
musiałabyprzepraszać.
- Nick, jesteś pewien, że to nie ja powinnamsię zająć tą
sprawą?
- Tak. Niedługowrócę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl