[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Rachel? Dobrze się czujesz?  Widzi butelkę obok łóżka i opadają jej ramiona.  Och, Rachel&
 Podchodzi bliżej i podnosi butelkę. Milczę, zbyt się wstydzę, żeby otworzyć usta.  Nie idziesz do
pracy? Wczoraj też nie byłaś?  Nie czeka na odpowiedz, odwraca się i dodaje:  W końcu cię
wyrzucą.
Powinnam się odezwać, i tak jest już na mnie zła. Powinnam za nią pójść i powiedzieć:  Wyrzucili
mnie kilka miesięcy temu za to, że zalana w trupa przyszłam do biura po trzygodzinnym lunchu
z klientem, podczas którego zachowywałam się tak ordynarnie i nieprofesjonalnie, że facet zerwał
z nami kontrakt . Kiedy zamykam oczy, wciąż widzę końcówkę tego lunchu, minę kelnerki, która
podawała mi żakiet, wciąż pamiętam, jak chwiejnym krokiem weszłam do biura, jak patrzyli na mnie
koledzy, jak Martin Miles odciągnął mnie na bok.  Chyba powinnaś pójść do domu, Rachel .
Błyska się i głośno grzmi. Gwałtownie siadam. O czym to ja wczoraj myślałam? Zaglądam do
mojego czarnego notesiku, ale od wczorajszego popołudnia niczego w nim nie zapisałam. Są tam
tylko notatki o Kamalu, jego wiek, pochodzenie etniczne, to, że był skazany za przemoc domową.
Biorę długopis i skreślam ostatni punkt.
Na dole robię sobie kawę i włączam telewizor. Wczoraj wieczorem policja zwołała konferencję
prasową i na Sky News pokazują jej fragmenty. Jest tam inspektor Gaskill, blady, wymizerowany
i skruszony. Ma minę winowajcy. Nie wymienia żadnych nazwisk, mówi tylko, że podejrzanego
zatrzymano, przesłuchano i zwolniono z aresztu, ale śledztwo wciąż trwa. Kamery przenoszą się na
Scotta, który z wykrzywioną bólem twarzą siedzi zgarbiony, mrugając w świetle reflektorów. Czuje
się nieswojo i na jego widok pęka mi serce. Mówi cicho, ze spuszczonymi oczami. Mówi, że nie
stracił nadziei, że bez względu na deklaracje policji wciąż ma nadzieję, że Megan wróci do domu.
Jego słowa brzmią nieszczerze, fałszywie, ale nie widząc jego oczu, nie potrafię powiedzieć
dlaczego. Nie wiem, czy nie wierzy w swoje własne słowa dlatego, że całą wiarę, którą kiedyś miał,
odebrały mu wydarzenia z ostatnich kilku dni, czy dlatego, że po prostu wie, iż już nigdy nie zobaczy
żony.
I wtedy coś mi się przypomina: wczoraj do niego dzwoniłam. Raz czy dwa razy? Biegnę na górę
po telefon i znajduję go w zmiętej pościeli. Mam trzy nieodebrane połączenia: jedno od Toma i dwa
od Scotta. Esemesy? Brak. Scott dzwonił wczoraj  przed Tomem, bo Tom zadzwonił tuż przed
północą  i dziś rano, kilka minut temu.
To dobra wiadomość. Podnosi mnie trochę na duchu. Mimo reakcji jego matki, mimo jej
wyraznych aluzji ( Bardzo dziękujemy za pomoc, a teraz spadaj ) Scott wciąż chce ze mną
rozmawiać. Potrzebuje mnie. Zalewa mnie fala czułości do Cathy, wdzięczności za to, że wylała
resztę wina. Muszę być trzezwa, dla Scotta. Scott chce, żebym logicznie myślała.
Biorę prysznic, ubieram się, robię sobie drugą kawę, siadam w salonie i z czarnym notesikiem pod
ręką wybieram jego numer.
Scott podnosi słuchawkę i bez wstępów mówi:
 Powinna była mi pani powiedzieć, kim pani jest.  Beznamiętnie, zimno. %7łołądek kurczy mi się
i zmienia w twardą piłeczkę. On już wie.  Po tym jak go wypuścili, rozmawiałem z detektyw Riley.
Abdic zaprzeczył, że on i Megan mieli romans. Powiedziała, że świadek, który im o tym doniósł, jest
niewiarygodny. To alkoholik. Możliwe, że niezrównoważony psychicznie. Nie zdradziła jego
nazwiska, ale myślę, że mówiła o pani.
 Ale&  dukam.  Nie, ja nie jestem& Nie piłam, kiedy ich widziałam. To było o wpół do
dziewiątej rano.  Jakby miało to jakieś znaczenie.  Zresztą policja znalazła dowody, mówili o tym
w wiadomościach. Znalezli&
 Dowody okazały się niewystarczające.
Scott się rozłącza.
Piątek, 26 lipca 2013
Rano
Już nie jeżdżę do swojej wyimaginowanej pracy. Przestałam udawać. Nie chce mi się nawet wstać
z łóżka. Ostatni raz myłam zęby chyba w środę. Wciąż symuluję chorobę, ale wiem, że nikt w to nie
wierzy.
Wstać, ubrać się, wsiąść do pociągu, pojechać do Londynu, włóczyć się bez celu ulicami  nie
dałabym rady. Ciężko jest nawet wtedy, kiedy świeci słońce, a teraz to niemożliwe. Leje już trzeci
dzień, zimny, zacinający, bezlitosny deszcz.
Nie mogę spać, nie tylko przez alkohol, ale też przez koszmary nocne. Zni mi się, że jestem gdzieś
uwięziona, wiem, że ktoś nadchodzi, że jest tam wyjście, wiem, że na pewno jest, bo je widziałam,
tylko nie mogę go znalezć i kiedy ten ktoś po mnie przychodzi, nie mogę krzyknąć. Próbuję 
wciągam powietrze do płuc i je wypycham  ale z moich ust nie wydobywa się żaden dzwięk, tylko
chrapliwe rzężenie, jak u kogoś, kto umiera i walczy o każdy oddech.
Czasem w tych koszmarach stoję w przejściu pod wiaduktem przy Blenheim Road. Mam odciętą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl