[ Pobierz całość w formacie PDF ]

koszuli.  Jedwab  stwierdziła z promiennym uśmiechem.  Mam słabość do jedwabiu.
Wiesz, \e Lany te\ tu dziś przyszedł  dodała z przesadnym przejęciem  i to bez aparatu.
Omal go nie poznałam.
 Jeszcze trochę, a nie będziesz w stanie poznać własnej matki  rzekł.
 Co ty, moja mama robi zdjęcia polaroidem, i to tylko od wielkiego dzwonu 
oświadczyła. Popatrzyła na Paula, który właśnie przybył z jej drinkiem. Upiła łyk i z
uśmiechem ujęła Paula za ramię.  Zatańczmy. Uwielbiam taniec. Masz  wręczyła swój
kieliszek Bretowi.  Potrzymaj mi go przez chwilę.
Czuła się wspaniale. Radosna, przepełniona poczuciem Aolności, lekka jak piórko. Jak
mogła tak się przejmować tym Bretem, zadręczać się z jego powodu? Zupełnie bez sensu.
Pokój wirował w rytm muzyki, co wprowadzało ją a jeszcze większą euforię. Paul szeptał jej
coś do ucha. Nie usłyszała dokładnie, ale odpowiedziała mu niezobowiązującym
westchnieniem.
Gdy muzyka ucichła, ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się. Bret stał tu\ obok niej.
 Odbijany?  zapytała, odgarniając w tył włosy.
 W pewnym sensie  odparł, ciągnąc ja za sobą do i a.  Zmykamy stąd.
 Ja jeszcze nie chcę wychodzić.  Zaczęła się opierać.  Jest całkiem wcześnie, poza
tym dobrze się bawię.
 Właśnie widzę.  Nie zwracając uwagi na jej opór, szedł do drzwi, popychając ją
teraz przed sobą.  Mimo to zabieram cię do domu.
 Nie musisz. Zadzwonię po taksówkę, a mo\e Paul zechce mnie odwiezć.
 Bankowo  wymamrotał, nie zwalniając kroku.
 Mam ochotę jeszcze potańczyć.  Zatrzymała się, wpadła na niego.  Zatańczysz ze
mną?
 Nie dzisiaj, Hillary.  Westchnął głęboko, popatrzył na nią.  Chyba jednak nie mam
wyboru.
Zręcznym ruchem zarzucił ją sobie na ramię i ruszył przez rozbawiony tłum. Wcale
nie poczuła się ura\ona tak obcesowym potraktowaniem, przeciwnie, to tylko wprawiło ją w
szampański nastrój.
 Och, jak fajnie!  chichotała.  Mój tata te\ mnie tak kiedyś nosił.
 Rzeczywiście fajne.
 Tędy, szefie.  June otworzyła drzwi, podała mu torebkę i szal Hillary.  Masz
wszystko pod kontrolą?
 Jasne.  Ruszył korytarzem do wyjścia.
Na dole bezceremonialnie wrzucił ją do samochodu.
 Trzymaj  wcisnął jej w ręce szal.  Okryj się, \ebyś nie zmarzła.
 Wcale mi nie jest zimno.  Rzuciła szal na tylne siedzenie.  Czuję się cudownie.
 Widzę.  Usiadł za kierownicą, popatrzył na dziewczynę z desperacją. Przekręcił
kluczyk.  Masz w \yłach tyle alkoholu, \e mogłabyś ogrzać piętrowy blok.
 Piłam tylko poncz  obruszyła się. Oparła się wygodnie.  Popatrz, jaki księ\yc! 
Wbiła wzrok w ciemność rozjaśnioną srebrzystą poświatą.  Uwielbiam pełnię księ\yca.
Chodzmy się przejść.
Bret zatrzymał się na światłach, popatrzył na dziewczynę.
 Nie  uciął krótko.
Odwróciła się do niego, zmierzyła go zwę\onymi oczami, jakby widziała go po raz
pierwszy.
 Nie miałam pojęcia, \e jesteś taki nudny.
Bret znowu ruszył. Hillary zaczęła podśpiewywać. Wjechał do gara\u, zaparkował i
popatrzył na nią sceptycznie.
 No dobrze, Hillary. Dasz radę iść czy mam cię zanieść? Zastanów się...
 Oczywiście, \e mogę iść. Umiem chodzić od lat.
 Udało się jej otworzyć drzwi, wysiadła. Zabawne, pomyślała, nie miałam pojęcia, \e
ta podłoga jest wyło\ona kafelkami.  Widzisz?  powiedziała na głos, starając się utrzymać
równowagę. Zachwiała się lekko.  Nic mi nie est, naprawdę.
 Jasne. Poruszasz się, jakbyś szła po linie.  Ujął ją za ramię, by się nie przewróciła.
Po czym, nie czekając dłu\ej, wziął ją na ręce i ruszył do windy. Nie protestowana. Zarzuciła
mu ręce na szyję.
 Tak jest du\o lepiej  oświadczyła, gdy winda ruszyła.  Wiesz, co zawsze chciałam
zrobić?
 Nie mam pojęcia  odparł z roztargnieniem, nie patrząc nawet na nią. Hillary
musnęła ustami jego ucho.
 Hillary  zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
 Masz fascynujące usta.  Przeciągnęła po nich koniuszkiem palca.
 Hillary, przestań.
Zachowywała się, jakby nic do niej nie docierało.
 Twarz te\  teraz błądziła palcem po jego policzkach.  I te oczy!  Dotknęła ustami
jego szyi i karku. Bret głośno wypuścił powietrze. Winda się zatrzymała.  Pięknie pachniesz.
Z dziewczyną w ramionach nie było mu łatwo poradzić sobie z zamkiem. W dodatku
Hillary nie przestawała dotykać ustami jego ucha.
 Hillary, przestań  rzekł stanowczo.  Bo jeszcze chwila, a zapomnę o zasadach.
Wreszcie udało mu się otworzyć drzwi. Oparł się o nie, zaczerpnął powietrza.
 Myślałam, \e mę\czyzni lubią być uwodzeni  wyszeptała, pocierając policzkiem
jego policzek.
 Hillary, opamiętaj się.  Nie zdą\ył powiedzieć nic więcej, bo przywarła do jego ust.
 Uwielbiam cię całować.  Ziewnęła i wtuliła buzię w jego szyję.
 Hillary, na litość boską!
Szeptała mu do ucha, gdy niósł ją do sypialni.
Zamierzał poło\yć ją na łó\ku, ale nie chciała go puścić. Zaciskała ramiona na jego
szyi. Pochylił się i oboje upadli na łó\ko. Znowu zaczęła go całować.
Zmełł pod nosem przekleństwo, daremnie próbując uwolnić się z jej uścisku.
 Hillary, ty sama nie wiesz, co robisz. Dziewczyna zamruczała cicho, przymknęła
oczy.
 Masz coś pod tą sukienką?  zapytał, zdejmując jej buty.
 Tylko komplecik.
 Jaki komplecik?
Popatrzyła na niego z sennym uśmiechem, wymamrota coś niezrozumiałego. Wziął
głęboki oddech, przekręcił ją i rozpiął suwak na plecach. Zaczął ściągać z niej sukienkę.
 Zapłacisz mi za to  wymruczał przez zaciśnięte zęby. Krew szumiała mu w \yłach
na widok gładkiej, złocistej skóry osłoniętej jedynie cieniutkim jedwabiem. Zaklął soczyście.
Odsunął kołdrę; Hillary wślizgnęła się pod nią, przyło\yła głowę do poduszki.
Podszedł do drzwi, oparł się o framugę i jeszcze raz przesunął wzrokiem po śpiącej
ju\ dziewczynie.
 Nie, chyba zwariowałem  powiedział na głos.  uchał się w jej głęboki oddech, oczy
mu się zwęziły.
 Rano się nie pozbieram.  Zaczerpnął powietrza i wyszedł do kuchni. Poszuka tej
napoczętej butelki.
ROZDZIAA DZIEWITY
Obudziło ją słońce przeświecające przez powieki. Otworzyła oczy, zamrugała, jeszcze
nie całkiem przebudzona, próbując skoncentrować wzrok na znajomych przedmiotach.
Usiadła, jęknęła cicho. Głowa pęka z bólu, w ustach przykry niesmak. Opuściła stopy na
podłogę. Chciała wstać, ale po pierwszym ruchu z powrotem osunęła się na łó\ko, bo cały
pokój zawirował jak szalony. Objęła głowę rękami, zacisnęła je mocno.
Bo\e, co ja wczoraj wypiłam? To pytanie kołatało jej po głowie, gdy daremnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl