[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pani... pani wygląda jak księ\niczka - powiedział. Zapominając na chwilę o swej
udręce, Shawna uśmiechnęła się.
- Byłam na balu. Wiesz, w takiej wielkiej sali, gdzie sie tańczy. Ale czemu ty nie
jesteś w domu o tak póznej porze?
- Muszę jeszcze pójść do Czerwonej Drezyny. Moja mama tam pracuje, jest kelnerką.
Właśnie teraz kończy.
- I ty wychodzisz po nią, \eby ją odprowadzić do domu? To bardzo ładnie z twojej
strony.
Chłopiec przez chwilę milczał, wpatrując się w czubki swych rozpaczliwie
zniszczonych butów.
- Lepiej ju\ sobie pójdę! - Wolno ruszył do drzwi.
- Zaczekaj! - zawołała Shawna.
Odwrócił się i spojrzał na nią pytająco. Jego niebieskie oczy wydawały się jeszcze
większe. - Tak?
- Nie powiedziałeś mi, co chciałbyś dać w prezencie swojej mamie.
Chłopiec potrząsnął głową.
- Nie mogę powiedzieć! Mama mogłaby pomyśleć, \e panią o to prosiłem... a
powiedziała mi, \e nie wolno prosić!
- No dobrze, wobec tego nie będę ju\ pytać - obiecała Shawna, nieco zaskoczona tą
odpowiedzią. - 1 do zobaczenia jutro!
Patrząc za odchodzącym chłopcem zastanawiała się, co mogą znaczyć jego słowa. Ju\
kilka dni temu pytał ją o połamane drzewka. Czy chciał zrobić matce prezent z choinki na
święta? Nie miała całkowitej pewności, ale wydawało się to bardzo prawdopodobne. A jeśli
tak - to właściwie dlaczego nie miałby jej dostać?
Parę minut pózniej Shawna najbardziej ubolewała nad tym, \e nie jest w swym
normalnym ubraniu. Strój balowy akurat najmniej nadawał się do tego, co teraz robiła.
Wyciągnęła spod śniegu jedno drzewko, potem drugie, potem jeszcze jedno. Szukała
naprawdę ładnej choinki - odpowiednio wysokiej, gęstej i dobrze uformowanej. Nie było to
wcale łatwe, a poza tym znalezienie jej jeszcze nie załatwiało sprawy. Przecie\ i tak sama nie
dam rady zaciągnąć jej po schodach do tego mieszkania na górze, pomyślała.
I wtedy nagle poczuła, \e ktoś stoi tu\ za nią.
- Shawna?! A có\ ty tu robisz o tak niezwykłej porze?!
Ten głos rozpoznałaby wszędzie. To był Chuck. Ale jakim cudem mógł zjawić się
akurat tutaj? Starając się nie zdradzić, jak bardzo jest zaskoczona, odwróciła się.
- Wybieram choinkę dla takiego małego chłopca, który mieszka nad sklepem pani
Doty - wyjaśniła. - Chcę mu ją dać w prezencie. Ale ty, co ty tu robisz?
- Szukam ciebie. Przeje\d\ając zobaczyłem światło... i pomyślałem, \e zacznę
szukanie od firmy  Wesołych Zwiąt .
- No a... a Melissa? - spytała Shawna.
- Poprosiłem Kenny'ego, \eby mnie zastąpił - rzekł Chuck, Shawna otworzyła usta i ze
zdziwienia zapomniała je zamknąć.
- Ale dlaczego? - wyjąkała w końcu. - Byłam pewna, \e za nią szalejesz.
- To jest raczej skomplikowane - odparł Chuck. Dygotał z zimna i przez cały czas
rozcierał zmarznięte ręce. - Je\eli przyrzeknę ci, \e pomogę w zaniesieniu na górę tego
drzewka, to zgodzisz się, \ebyśmy najpierw weszli do jakiegoś choć trochę ogrzewanego
pomieszczenia i porozmawiali?
Shawna równie\ czuła, \e dr\y, ale bynajmniej nie z zimna.
- Dobrze, porozmawiajmy! - powiedziała i ruszyła do biura. Usiadła pod ścianą na
starej skrzyni i popatrzyła na Chucka.
- No więc mów.
Podrapał się w głowę. Z jego miny nietrudno było zgadnąć, \e czuje się zakłopotany.
- Zaczęło się od tego, \e Melissa ciągle mówiła o Kennym, jaki jest niezwykle
przystojny, kiedy nie nosi okularów. Wyraznie chciała, \ebym był o niego zazdrosny... A ja
wtedy przypomniałem sobie to, co mi kiedyś powiedziałaś o mnie i o twoim bracie.
Pamiętasz? śe ona wygrywa Gene'a przeciw mnie, a mnie przeciw niemu. Tak mówiłaś, i
miałaś rację, bo to się w pełni potwierdziło ju\ wkrótce.
- Mówisz o tym, \e Gene był wściekły na ciebie, kiedy dowiedział się, \e ją
zaprosiłeś?
- Ale\ ja jej wcale nie zaprosiłem! - zaprotestował Chuck. - Ja tylko zapytałem ją, czy
ma partnera na ten bal. A ona powiedziała, \e nie ma i \e bardzo chętnie pójdzie ze mną. I
nagle to wyglądało tak, jakbym ju\ był w jakiś sposób zobowiązany... W końcu uznałem, \e
jedyne, co mogę zrobić, to jednak z nią pójść. Głupie, nie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl