[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miałem, że babka byłaby ze mnie dumna, bo doprowadziłem rodzinne ranczo do praw-
dziwego rozkwitu.
Bella nie przypuszczała, że usłyszy takie słowa z ust Carlosa.
Musnął jej wargi delikatnym pocałunkiem.
- Pokazałaś mi, że historia nie musi się powtarzać, a życie w pojedynkę może być
straszliwie samotne - dodał.
- Ja także za tobą tęskniłam - wyszeptała, tuląc się do niego.
- Wcale mnie to nie dziwi - odparł z humorem, wracając do zwykłej pewności sie-
bie.
Czarne oczy skrzyły się od śmiechu, na policzki powróciły znajome dołeczki.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - zawołała z udawanym oburzeniem.
Carlos wzruszył ramionami, krzywiąc wargi w uśmiechu.
- Brakowało mi ciebie bardziej, niż potrafię wyrazić - powiedział.
Po raz pierwszy w życiu Carlos czuł się tak lekki i uradowany. Przyznał się szcze-
rze do swoich uczuć, nie starał się niczego ukrywać.
Mimo to dręczyły go wątpliwości. Czy w doskonale zaplanowanym życiu Belli
było miejsce dla niego? Nie ulegało kwestii, że jej miejsce jest tutaj, w Anglii, tak jak
jego było w Argentynie. Czy dwoje kochających się ludzi, zamieszkałych na różnych
półkulach, miało szansę przebywać ze sobą dłużej niż w czasie sezonu rozgrywek polo?
R
L
T
Nie zdążyli nawet dokończyć rozmowy na tak ważny temat, bo wezwały ją pilne obo-
wiązki. Wahał się, lecz jednak położył przed nią serce na dłoni, mimo to ona pospieszyła
na wezwanie, choć przecież powinna była wysłuchać go do końca...
Zaklął pod nosem, obserwując, jak Bella odchodzi szybkim krokiem. Potrząsnął
głową z żalem; musiał przyznać, że jest niesamowita. Ani na chwilę nie straciła opano-
wania. Miał jednak nadzieję, że Lodowa Dziewica już nigdy się nie pojawi, a zastąpi ją
na zawsze namiętna kobieta, jaką miał szansę poznać.
- Ignacio! - zawołał na widok spieszącego dokądś przyjaciela.
- Nie mam czasu - odkrzyknął gaucho, nie zwalniając kroku. - Idę zobaczyć się z
Bellą, nie mogę się spóznić!
Poczuł ukłucie zazdrości. Na Boga, chyba oszalał. Czyżby był zazdrosny o Igna-
cia? Poczuł się dziwnie wykluczony, nikomu niepotrzebny, gdy patrzył, jak gaucho znika
za budynkiem, gdzie wcześniej skręciła Bella. Pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Czy mogę w czymś pomóc?
Spojrzał na zaniepokojoną twarz miłej kobiety, którą pamiętał z poprzednich wizyt.
- Dzień dobry, Agnes - przywitał się z nią uprzejmie. - Niczego mi nie potrzeba,
Bella zadbała o wszystko.
Postanowił zobaczyć, jak się mają konie. Miał Belli tyle do powiedzenia. Chciał jej
podziękować za wszystko, co zrobiła dla niego i dzieci z Buenos Aires, ale się rozczaro-
wał. Jak zwykle stawiała obowiązek na pierwszym miejscu. Ruszył w kierunku stajni.
Praca zawsze go uspokajała, łagodziła napięcie nerwów. Był pewien, że Bella zjawi się u
jego boku, kiedy tylko będzie mogła.
Nie pojawiła się do końca dnia ani też w dniu następnym. Wywiedział się dyskret-
nie, że ma dużo pracy ze sprawdzaniem stanu zdrowia koni przed meczem. Ignacio mil-
czał jak grób na temat swego spotkania z Bellą. Carlos szalał z ciekawości, czy była o
nim mowa. Czy naprawdę dla Belli nie liczyło się nic poza pracą? Nie mógł mieć o to
pretensji, bo sam był przecież dokładnie taki sam.
W dniu meczu pogoda bezbłędnie zgrała się z jego ponurym nastrojem. Niebo po-
krywały pędzone wiatrem bure chmury. Carlos zle spał kolejnej samotnej nocy, prze-
wracając się w zmiętej pościeli. Gdzie się podziewała Bella? Czy ona także spędzała no-
R
L
T
ce na rozmyślaniach? Złośliwie pomyślał, że ma nadzieję, że tak właśnie było. %7łe od ty-
godnia nie przespała spokojnej nocy.
Z okna hotelu miał dobry widok na pole gry. Domyślił się, że było bardzo śliskie, a
pogoda z pewnością szybko się nie poprawi.
Poszedł wziąć zimny prysznic, a kiedy się wycierał, postanowił włączyć wiado-
mości i wysłuchać prognozy pogody. Zapowiadano gwałtowną burzę. No pięknie, wła-
śnie tego nie lubiły konie. Nie będzie łatwo ich uspokoić. Naelektryzowane powietrze
doprowadzało je do stanu wrzenia. Bella nie będzie miała prostego zadania. Carlos mar-
twił się o jej bezpieczeństwo. W ciągu tygodnia widział ją krótko tylko raz, podczas od-
prawy obu drużyn. Wyraznie go unikała.
Pora nareszcie to zmienić, i to na dobre.
Bella często rozmawiała z Ignaciem, wypytując go o dzieciństwo Carlosa. Oczy-
wiście czyniła to taktownie i ostrożnie, pamiętając, co sam Carlos opowiedział jej o
okrutnym ojcu i jego poczynaniach. Nie chciała wprawiać Ignacia w zakłopotanie. Wy-
jaśnił jej jednak, dlaczego Carlosowi tak trudno wyrażać uczucia.
- To normalne u gauchów - powiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl