[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak żywa. Wyprostowała się Hanka przecierając oczy. W pokoju dzwoniły
tramwaje zza otwartego okna w Karpinie. Trzymała na kolanach list.
Musiała zaraz napisać o pogrzebie babki Wałorki. Musiała pójść do pana
Zawadzkiego z tym listem, aby prosić o zwolnienie na dzień jutrzejszy.
 Nie robię nic złego!  myślała Hanka.  Nikomu żadnej krzywdy.
Sama mam prawo decydować o moich postanowieniach. Jestem dorosła.
Nie będę zachowywać się jak dziecko...'"
A kiedy w myślach wypłynęło słowo  dziecko", zaraz przyszły te słowa
mamy, które pisała do niej: ...Dziecinko moja kochana, nie potrafię
wyrazić naszego o tobie myślenia. Westchnęła ponownie w nagłej
rozterce. W nowej sytuacji, kiedy trzeba było wybierać, decydować, brać
odpowiedzialność, poczuła się straszliwie samotna. Serce tłukło rytmem
nadziei na spotkanie ze Zbyszkiem. Rozsądek wzywał do zaniechania tego
kroku. Zbyszek śmiał się najbielszymi zębami, mówił przyjemne słowa o
tym, że jest ładna i że ją lubi. Mama patrzyła tylko milcząco z
korowieckiego listu, prosiła o pomoc w czasie wakacji, napominała o
pilnowanie nauki.
 Przecież nie dowie się nikt! Ja tylko i Zbyszek wiemy o tej niedzieli" 
cieszyła się resztkami radości.
A jeżeli? A gdyby się dowiedzieli? To wtedy co? To pan Zawadzki bez
słowa wskazałby jej drzwi wyjściowe z internatu... Tak było w zeszłym
roku z Wandą Mikołajek z klasy dziesiątej. Wyrzucili ją ze szkoły za jakąś
tajemniczą prywatkę u chłopców z technikum. To co wtedy?...
 Powiem wtedy Zbyszkowi: «Ucieknijmy w Å›wiat!« I Zbyszek
się ucieszy. I wezmiemy ślub, i zamieszkamy w nieznanym mieście..."
 Za co? Dlaczego mieliby mnie wyrzucić ze szkoły? Czy to jest
coś złego wyjechać nad rzekę z całą gromadą dziewcząt i chłopców?
Ja chyba naprawdę jestem zacofana i naprawdę nie umiem żyć po
miejsku?"
Coraz niepewniej szukała argumentu, bo nagle zebrało jej się na płacz i na
tęsknotę do mamy. Ukryła twarz w ostrym kocu i szlochała dziecinnym
płaczem, jak zwyczajnie płacze dziecko, któremu odmówiono jakiejś
zabawki. A myśli nie ustawały w upartej wędrówce do Korowca.
60
Zobaczyła znany na pamięć widok wieczoru w ich domu. Lampa kopci
żółtym płomykiem zawieszona na gwozdziu koło blachy kuchennego
pieca. Mama nalewa ziemniaczaną zupę, a zapach koperku kłębi się nad
talerzami na stole. Ojciec siedzi zgarbiony z wyciągniętymi na całą
długość nogami w oblepionych błotem gumiakach. Po obchodzie
dalekiego rewiru lasu mówi co wieczór:  Nie czuję już nóg. Zmęczonym
jak zwierzę". Mały Józek chlipie głośno gorącą zupę i nudzi wiecznymi
pytaniami o wiewiórki, o sojki, o kopce mrowisk.  Czy wiewiórka boi się
burzy? Czy widziałeś gniazdo sojek na suchym świerku koło Upaliska?
Czy mrówki wiedzą, kiedy jest wiatr?" Babka z nieodstępnym kotem na
kolanach zrzędzi bez przerwy i narzeka na inny niż powinien być smak
zupy.
Babka?
Siwe włosy ściągnięte w maleńki kok nad pomarszczonym karkiem. Czoło
porysowane bruzdami jak kora akacji. Pod nimi oczy zupełnie zatopione w
nawisłych powiekach. Placuszki ciemnego rumieńca na policzkach
brązowych od słońca, odcinających się od bielszego czoła, które zawsze
zasłonięte jest chustką,  jak Pan Bóg przykazał", żeby było  przyzwoicie".
 O ludzie!  zerwała się Hanka przecierając oczy.  Co ja chciałam? Ja
miałam napisać... Ja... o pogrzebie babki?"
Schowała prędko listy i koperty do walizki. Czyniła to jak przestępca,
który zaciera ślady zbrodni. Trzęsącymi się rękami wygładziła koc.
Sprawdziła naokoło, czy nikt nie mógłby poznać jej zamiarów. Czyjej
myśli nie przylgnęły do sprzętów w tym pokoju jakimś śladem, z którego
ktoś mógłby kiedyś odczytać dzieje tego wieczoru.
Przez chwilę stała na środku pokoju, jakby zapomniała, gdzie jest i co ma
dalej robić. Potem sprawdziła w lusterku swoją twarz. Popatrzyła
zdziwiona na oczy poczerwieniałe od płaczu, z posklejanymi rzęsami, na
grzywkę zasłaniającą czoło.
To była inna, nie znana jej twarz. To było spojrzenie głębokie od udręki.
Nareszcie wakacje
Istne szaleństwo zaczęło się w internatowym ogrodzie w ostatnich dniach
szkolnego roku. Od świtu do wieczora hurkotały ciągniki, wrzeszczeli
robotnicy. Gwar narastał wokół internatu wraz z usypiskiem żwiru, piasku,
z sześcianami cegieł, zwałami rur i szyn żelaza.
Pan Zawadzki dwoił się i troił. Pilnował zwózki. Podpisywał kwity
przewozowe kierowcom. Wołał podniesionym głosem o uwagę przy
zrzucaniu materiałów budowlanych, które dzięki jego inicjatywie
zapowiadały remont i zmianę budynku w obiecany ..pałac dla młodzieży".
Remont miał się rozpocząć od pierwszego lipca, a wyglądało na to, że jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl