[ Pobierz całość w formacie PDF ]

takiej jego namiastki, jaką stanowiły rejony pogranicza. Odwrócił się zwinnie i rozchylił
krzaki.
Wciąż jeszcze zdezorientowany podróżny podszedł do zarośli i spojrzał. W gęstwinie leżał
niski, ciemnoskóry człowiek, odziany jedynie w przepaskę biodrową, mosiężną bransoletę i
naszyjnik z ludzkich zębów. Jego głowę pokrywały czarne, długie włosy; spryskane teraz
szybko krzepnącą krwią. W jednej ręce trup wciąż ściskał ciężki, krótki łuk.
 O bogowie, to Pikt!  wykrzyknął wędrowiec. Para niebieskich oczu zmierzyła go
spojrzeniem.
 Dziwi cię to?
 No, mówiono mi w Velitrium, a pózniej w chatach osadników, że te diabły czasem
przekradają się przez granicę, ale nie spodziewałem się, że spotkam jednego z nich aż tutaj.
 Jesteśmy tylko cztery mile na wschód od Czarnej Rzeki poinformował go nieznajomy
 a oni zapuszczają się nawet na przedpola Velitrium. %7ładen z osadników, mieszkających
pomiędzy Rzeką Gromu a Fortem Tuscelan nie jest naprawdę bezpieczny. Dziś rano
zauważyłem ślady tego psa trzy mile na południe od Fortu i podążałem za nim aż tu.
Podszedłem go gdy wymierzył w ciebie strzałę. Jeszcze chwila, a zakończyłbyś swoją
wędrówkę. Na szczęście byłem szybszy.
Wędrowiec patrzył szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma na swojego rozmówcę,
pojmując z trudem, że ten olbrzym nie tylko zdołał wytropić, ale także zaskoczyć i zabić
jednego z leśnych diabłów. Dowodziło to głębokiej znajomości lasu i mistrzostwa w
tropieniu, niespotykanego nawet wśród mieszkańców Conajohary.
 Należysz do załogi fortu?  spytał po chwili.
 Nie jestem żołnierzem. Otrzymuję żołd i racje żywnościowe oficera liniowego, ale
działam w lesie. Vallanus wie, że większy ze mnie pożytek tutaj niż za murami fortu.
To mówiąc, obojętnie wepchnął ciało zabitego w zarośla, przykrył je gałęziami i wrócił na
ścieżkę.
 Mnie zwą Balthus  rzekł wędrowiec.  Ostatnią noc spędziłem w Velitrium. Chcę
się tu rozejrzeć i zdecydować, czy wziąć kawałek ziemi, czy też zaciągnąć się na służbę w
forcie.
Ruszyli razem dalej.
 Najlepsze ziemie w pobliżu Rzeki Gromu są już zajęte  mruknął olbrzym.  Między
Strumieniem Skalpów, które minąłeś kilka mil wcześniej, a fortem jest mnóstwo wspaniałej
ziemi, ale to zbyt blisko tej przeklętej rzeki. Piktowie często przeprawiają się przez nią aby
palić i mordować  tak jak ten wojownik, którego zabiłem. Jednak nie zawsze wyprawiają
się w pojedynkę. Pewnego dnia spróbują przepędzić osadników z Conajohary  i może im
się to udać. Nawet na pewno im się uda. Kolonizowanie tych ziem to szaleństwo. Na
wschodzie Bossonii leży dużo dobrej ziemi. Gdyby Aquilończycy okroili choć trochę majątki
swych baronów i zasiali zboże tam, gdzie teraz tylko poluje się na jelenie, to nie musieliby
przekraczać granicy i zabierać ziemię Piktom.
 Dziwnie mówisz, jak na człowieka w służbie namiestnika Conajohary  zauważył
Balthus.
 Mało mnie to obchodzi  odparował nieznajomy.  Jestem żołnierzem. Oddaję swój
miecz na usługi temu, kto najlepiej płaci. Nigdy nie uprawiałem roli i nie mam zamiaru,
dopóki nie zabraknie żniwa dla mojego ostrza. Jednak wy, Hyborianie, podbiliście już dosyć
ziem  więcej nie zdołacie. Przekroczyliście stepy, spaliliście parę wiosek, wyrżnęliście
kilka szczepów i przesunęliście granicę aż do Czarnej Rzeki, ale wątpię czy zdołacie choćby
utrzymać to co zdobyliście  nie mówiąc już o dalszych podbojach. Wasz zidiociały król nie
zna sytuacji. Nie przyśle wam żadnych posiłków, a osadników jest za mało by odeprzeć
zmasowany atak zza rzeki.
 Przecież Piktowie są podzieleni na małe plemiona  spierał się Balthus.  I nigdy nie
łączą swoich sił. A my możemy pokonać wszystkich po kolei.
 Owszem  zgodził się olbrzym.  nawet połączone siły trzech czy czterech plemion.
Jednak pewnego dnia zjednoczy się ich trzydzieści lub czterdzieści, tak jak się to stało przed
laty w Cymmerii, gdy Gundermanowie przekroczyli pomocną granicę. Próbowali
skolonizować tamtejsze ziemie: zniszczyli kilka małych klanów i wznieśli ufortyfikowane
miasto Venarium. Chyba o tym słyszałeś?
 Słyszałem  odrzekł Balthus, krzywiąc się. Ta pamiętna klęska stanowiła czarną plamę
w dziejach wojowniczego ludu Gunderlandu.  Mój stryj był w Venarium, kiedy
Cymmerianie wdarli się na mury. Uszedł z życiem jako jeden z nielicznych. Opowiadał mi o
tym wiele razy. Barbarzyńcy spadli z wyżyn jak hordy szaleńców i bez ostrzeżenia
zaatakowali miasto z taką furią, że nic nie zdołało ich powstrzymać. Wymordowali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl