[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Czy sądzisz, że nas ścigają?  spytała Lukrecja.
 Ostatecznie wiedzą, że będziemy chcieli dojść do morza.
 Myślisz, że lord Beaumont znajdzie łódz?
 Skąd mam to wiedzieć?  odparł szorstko, a ona jeszcze raz
zdała sobie sprawę, że jest zły z powodu jej obecności.
Szli dalej w milczeniu. Zastanawiała się, czy ich wolniejsze
tempo było spowodowane troską o nią, czy też markiz szedłby
teraz wolniej także, gdyby był sam.
Szli i szli bez końca. Postanowiła, że nie powie już nic, dopóki
markiz się nie odezwie. I jeszcze postanowiła nie narzekać bez
względu na to, co się stanie i jak długo będzie trwała ta ucieczka.
Na pewno tego ode mnie oczekuje  przekonywała  się w duchu.
Przecież nie życzył sobie jej towarzystwa, a sam  tego była
pewna  jest typem mężczyzny, któremu przeszkadza, jeśli
kobieta zajmuje się nie swoimi sprawami.
Strona nr 118
ZNUDZONY PAN MAODY
I podobnie jest w jego łóżku  pomyślała z grymasem na
twarzy, przypomniawszy sobie czuły i uwodzicielski głos lady
Hester oraz wymacaną ciszę w saloniku karczmy, gdy tamta
całowała markiza.
A przecież  pocieszana się Lukrecja  choć markiz złości się
na nią i czasami ma przez nią kłopoty, to wyłącznie dzięki niej
stała się możliwa ich ucieczka. To w końcu będzie punkt na jej
korzyść!
Może jednak markiz sądzi, że gdyby jej nie było, nie zostałby
zaaresztowany na cmentarzu?
Wszystko, co się wydarzyło do tej pory, powracało w jej
myślach, gdy tak szła i szła obok markiza.
Nie wiedziała, po czym idzie, i wkrótce miała stopy mokre,
pończochy podarte, a nogi okropnie obolałe. W końcu, gdy prawie
już straciła rachubę czasu, dotarli do czegoś, co w ciemności
wydawało się dużym lasem. Markiz odezwał się po długim
milczeniu:
 Nie możemy iść dalej, dopóki się nie rozjaśni.
 To niemożliwe, by nas ktoś teraz zobaczył  odparła.
 Nie mamy żadnej pewności  stwierdził markiz. 
Poszukamy miejsca na odpoczynek w środku lasu. Idz za mną!
Ruszył w stronę czarnej ciemności drzew, których zaledwie
kontury mogła rozpoznać na tle nieba. Szła za nim szybko,
przepełniona strachem, że zniknie jej z oczu a ona zostanie sama.
Wiedziała, że torował sobie drogę ręką.
Po chwili powiedział:
 Tu jest piaszczysta ziemia. Myślę, że będzie to dla nas
najwygodniejsze miejsce do siedzenia.  Po chwili dodał z
zadowoleniem:  Leży tutaj nawet drzewo, o które możemy się
oprzeć.
 Rzeczywiście, cóż za wygoda!  odpowiedziała Lukrecja
śmiejąc się w głos.
Nagle wszystko wydało się jej zabawne. Markiz z wielkimi
posiadłościami, z pałacem Merlyn  oraz ona  ze swoją ogromną
fortuną  szukają schronienia we francuskim lesie! Uradowani z
Strona nr 119
Barbara Cartland
powodu leżącego drzewa, o które będą mogli oprzeć swoje
zbolałe nogi, rozmawiają o wygodzie siedzenia na piaszczystej
ziemi!
Markiz wstał. Z jego ruchów wywnioskowała, że zdejmuje
marynarkę.
 Co robisz?  spytała.
 Włóż to  odpowiedział.  Za chwilę będzie ci zimno.
 Nie mogę włożyć twojej marynarki  zaprotestowała.
 Dlaczego nie?
 Nie chcę, abyś się przeziębił.
 Czy mówisz poważnie?  dopytywał się.  Zwiatowa kobieta,
Lukrecjo, domagałaby się tej marynarki jak czegoś, co się jej
należy.
 Ja nie jestem kobietą światową  odparła  a moja suknia jest
zupełnie ciepła.
 Nie mam ochoty się sprzeczać  rzucił stanowczo.  I
chciałbym jeszcze dodać. Lukrecjo, że każda kobieta, światowa
czy też nie, miałaby tyle zdrowego rozsądku, by zdać sobie
sprawę, że im bliżej siebie się usiądzie, tym jest cieplej.
 Na ten temat nie będę dyskutować  odpowiedziała. Włożyła
marynarkę, którą jej podał, i poczuła jego rękę podtrzymującą ją
przy siadaniu. Plecami oparła się o drzewo, nogi wyprostowała i
wyciągnęła przed sobą na piasku. Była blisko niego. Nie widziała
go, lecz czuła każdy jego oddech, a gdy poruszyła głową, jej
policzek dotknął jego ramienia. Po chwili odezwała się:
 Czy nam się uda?
 Stanę na głowie, by się nam udało  odpowiedział  lecz,
oczywiście, jak to bywa w życiu, dużo zależy od szczęścia.
 Twoje szczęście już stało się przysłowiowe!
 Poprzednimi razy musiałem martwić się tylko o siebie.
Zapadła głucha cisza, którą po chwili przerwała Lukrecja:
 Czy nadal się na mnie gniewasz?
 Byłem rzeczywiście zły  przyznał markiz.  Lecz czy mogę
gniewać się na kobietę, która miała tyle sprytu, by wyratować nas
z ciężkiej opresji, jaką mogło okazać się to wojskowe
Strona nr 120
ZNUDZONY PAN MAODY
przesłuchanie...
Odetchnęła z ulgą. Z tonu jego głosu zorientowała się, że już
się na nią nie gniewa.
 Czy sądzisz, że major Le Cloud, kimkolwiek on jest,
podejrzewałby coś?
 Myślę, że nie podjąłby ryzyka uwolnienia nas. Francuzi mają
obsesję na punkcie angielskich szpiegów. Szansa na nieodesłanie
nas do Paryża była bardzo nikła.
 A co zrobimy teraz?  spytała Lukrecja.
 Podejmiemy każdy wysiłek, by dołączyć do ludzi na jachcie.
Kapitan popłynie na drugą stronę półwyspu do miejsca, które
opisałem mu na wszelki wypadek. Teraz cała trudność leży w tym,
jak się tam dostać.
Lukrecją wstrząsnął dreszcz. To było ze strachu, lecz markiz
szybko spytał:
 Zimno ci?
I objąwszy ją ramieniem przytulił jej głowę do swej piersi.
Miał na sobie cienką lnianą koszulę, przez który czuła
równomierne bicie jego serca. Ten odgłos powiedział jej, że nie
ma się czego obawiać. Jakimś bajkowym sposobem, dzięki
któremu dotąd zwyciężał, markiz wyprowadzi ich bezpiecznie.
Jeżeli podniosę głowę, jego usta znajdą się blisko moich 
pomyślała.
Wspomnienie pocałunku w stodole wzbudziło w niej dreszcz
pożądania. Wciągnęła głęboko powietrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl