[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nego. - Albo się zgodzisz, albo będę cię musiał przekonać.
- Ależ z ciebie arogancki dupek! - Stali tak blisko siebie, że mogła dostrzec maleńką bli-
znę na jego policzku.
- A ty jesteś nieznośną jędzą. - Zawiesił wzrok na jej rozchylonych wargach. - Bóg raczy
wiedzieć, dlaczego tak cię pragnę. - Okręcił kosmyk jej włosów wokół palca. - Jak sądzisz, dla-
czego tak jest?
- Bo jesteś znudzony?
- Ani trochę.
- Może jestem dla ciebie wyzwaniem?
- Jakim wyzwaniem?
- Nie wiem - odparła, odsuwając się w stronę kominka. - Może chcesz udowodnić, że
nikt nie potrafi ci się oprzeć?
- Uwierz mi, kilka razy zdarzyło mi się dostać kosza.
- Czego ty właściwie ode mnie chcesz?
- Obiecałaś mi ten weekend. Proponuję rozejm, żebyśmy mogli przyjemnie spędzić dzi-
siejszy wieczór i jutrzejszy dzień, a w poniedziałek zdecydujesz, czy chcesz, żebym wyjechał.
Bez ciebie.
- Oczywiście, że tak. Przeszkadzałbyś mi tylko w pracy.
Cały czas przysuwał się do niej, a ona cofała się, aż dotarła do ściany w rogu salonu.
Wyłączył górne światło i w pokoju zapanował półmrok, który rozświetlał jedynie blask świecy.
- Ogłosiliśmy rozejm, więc musisz udawać, że mnie lubisz.
- Nie jestem aż tak dobrą aktorką. Uśmiechnął się.
- Jesteś rozpuszczonym bachorem, Księżniczko.
- A ty aroganckim bufonem.
- Pocałuj mnie.
- Nie.
Otoczył ją ramionami.
- Kłamczucha...
To, co wydarzyło się później, przypominało sceny ze wszystkich romantycznych filmów
razem wziętych. Zdecydowane usta Sama mogłyby zawstydzić niejednego gwiazdora. Miał
słodki smak truskawek i lodów. Nie zdążyła złapać tchu, kiedy wziął ją w ramiona i przycisnął
do ściany.
- Jesteś taka seksowna.
- I doprowadzam cię do szału.
Ugryzł ją lekko w szyję.
- Ale to mi się podoba.
Annalise zachichotała.
- Dzisiaj już raz się kochaliśmy.
- W takim razie mamy spore zaległości.
Uniósł ją i obszedł stół, przewracając po drodze krzesło.
- Nie jestem w tym dobra - wyznała.
- W czym?
Posadził ją na sofie i uklęknął, żeby rozpiąć jej spodnie.
- W seksie - szepnęła, kiedy palcami musnął jej skórę pod koronką majteczek.
Jego oczy błyszczały pożądaniem.
- Prawie dałem się nabrać.
Jednym ruchem zdarł z niej sweter i stanik. Potem przyszła kolej na buty, spodnie i bieli-
znę. Wślizgnął się między jej uda.
- Mamy za mało miejsca - westchnęła.
- Zaraz zrobię miejsce. Ależ jesteś wilgotna - powiedział, dotykając jej palcami.
Krzyknęła z rozkoszy. Oboje przestali na chwilę oddychać, kiedy wszedł w nią jednym
pchnięciem. Minęło pięć sekund. Dziesięć. Annalise uniosła biodra w błagalnym geście. Sam
całował ją delikatnie, przywierając do niej ustami.
- Co ty ze mną wyrabiasz?
Annalise objęła go nogami w biodrach. Wspaniale ją wypełniał.
- To wszystko twoja zasługa - wyszeptała, zamykając oczy z rozkoszy. - Nie wierzę, że
to mówię, ale jesteś cholernie dobry.
- Zapomniałaś już? Miałaś nie przeklinać.
Zaczął poruszać biodrami, wchodząc w nią głębiej. Ogień trawił jej ciało, płonąc naj-
mocniej w miejscu, gdzie byli połączeni.
- O tak, tak, tak - jęczała, ledwie mogąc złapać oddech. Jego krzyk doprowadził ją do
szczytu. Przywarła do
Sama, jakby musiała się czegoś złapać. Kiedy wyrównały się ich oddechy, zdała sobie
sprawę, że on jest naprawdę ciężki. Guziki jego koszuli odciskały się na jej piersiach.
- Nie mogę oddychać - wymamrotała.
- Przepraszam. - Zsunął się z niej z wyraźną niechęcią i wstał, chwiejąc się lekko.
Zarumieniła się, kiedy zdała sobie sprawę, że Sam jest w pełni ubrany.
- Mógłbyś mi podać sweter i spodnie?
- Nie.
Zamiast protestować, skrzyżowała ręce na piersiach i skuliła się, zasłaniając wszystko, co
przed chwilą i tak już widział.
- Muszę się ubrać.
Sam dorzucił do kominka i odwrócił się do niej twarzą.
- To jeszcze nie koniec - odrzekł, zdejmując koszulę. - Dopiero się rozkręcam.
Zadrżała, widząc cudownie wyrzeźbiony tors, mimo że dosłownie przed chwilą ją zaspo-
koił. Wyglądał inaczej w tym świetle. Jak barbarzyńca o szalonym spojrzeniu.
Przemknęło jej przez myśl, że powinna okazać choć trochę charakteru, zamiast pozwa-
lać, żeby on o wszystkim decydował.
- A jeśli się nie zgodzę?
Wzruszył ramionami, napinając lekko mięśnie ramion i torsu.
- Zgodzisz się. Chodź tu do mnie, kochanie.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Sam prawie nie tknął wina, a mimo to wirowało mu w głowie. Rozkosz, której przed
chwilą doświadczył, dopiero opadała, a już przepełniała go żądza, by znowu posiąść Annalise.
Wiedział, bez fałszywej skromności, że potrafi zaspokajać kobiety. Wielokrotnie słyszał z ich
ust pochwały. Ale eksplozja zmysłów, którą przeżył z Annalise, była niesamowita. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl