[ Pobierz całość w formacie PDF ]

teraz może się spodziewać kolejnej serii pytań, zarówno o zdrowie
wnuczki, jak i o to, czy ta okropna ciotka Alice naprawdę w końcu
wyszła za mąż. Starzy ludzie mają zwyczaj bezustannie pytać o to sa-
mo.
Drzwi do jadalni były uchylone. Słyszała dobiegające z niej głosy.
Zatrzymała się i słuchała. To matka rozmawiała z Gerhardem. Sądziła,
że brat już dawno pojechał do siebie, ale może pogoda skłoniła go do
przenocowania tutaj.
- Ingolf przysięga, że tego nie ma wśród jego papierów. Nie ro-
zumiem tego.
R
L
To matka. O czym oni rozmawiają? Konstanse na palcach przysu-
nęła się bliżej. Jej nigdy nikt nie mówił nic ważnego. Zawsze o
wszystkim dowiadywała się ostatnia. Najwyrazniej wciąż traktowano
ją jak dziecko.
- Może zle szukał.
- Uwierz mi, ten nieszczęsny człowiek z pewnością przeszukał
wszystko dokładnie. O to już ja się zatroszczyłam.
Gerhard zaśmiał się cicho, ale nic nie powiedział.
- Prosiłam cię, żebyś zadbał, by to znalazło się w jego papierach.
To nie powinno być trudne. Przecież on stale wychodzi z gabinetu,
żeby wydać jakieś polecenie gospodyni.
- Może o tym zapomniałem. Matka wyraznie żachnęła się:
- Ty nigdy o niczym nie zapominasz, Gerhardzie!
W jej glosie brzmiała taka twardość, że Konstanse przeszedł
dreszcz. Podłoga tu, na dole, była chłodna, a ona miała na nogach tyl-
ko kapcie.
- Powtórzmy to jeszcze raz: Być może postanowiłem na razie się
tym zaopiekować.
- Zaopiekować? Co masz na myśli?
- To, co mówię, Rebekko. Czasami inni muszą cię chronić przed
tobą samą i twoją własną chciwością. Nie chcę cię odwiedzać w wię-
zieniu.
Konstanse drżała teraz z zimna tak, że aż dzwoniła zębami. Zaci-
snęła szczęki ze strachu, że ten odgłos ją zdradzi. Dlaczego brat zwra-
cał się do matki po imieniu? I za co, na miłość boską, mogła skończyć
w więzieniu? Jakiś nagły odgłos sprawił, że drgnęła. Gerhard przesa-
dzał. Często używał zbyt mocnych słów. Po prostu się o coś pokłócili.
Pewnie o prowadzenie gospodarstwa, bo o to często się sprzeczali.
Gerhard krytykował Edwina i jego wyliczenia, chciał, żeby wszystko
robiono według jego wskazówek.
R
L
Matka i Gerhard coraz bardziej podnosili głosy, wyczuwało się co-
raz większe napięcie. Konstanse nienawidziła niezgody i nie chciała
już dłużej tego słuchać. Zatkała rękami uszy i przemknęła do scho-
dów. Na pewno znów się pogodzą, gdy tylko wyjaśnią to nieporozu-
mienie. Nie miała ochoty dalej się zastanawiać nad tym, co usłyszała.
Może coś do niej nie dotarło, może się przesłyszała. Chciała myśleć
wyłącznie o Karstenie, o jego oczach i uśmiechu. Była pewna, że i on
coś do niej czuje. Aż tak bardzo chyba się nie myliła.
Emily nie mogła zasnąć. Wiatr musiał nabrać mocy sztormu. Za
każdym razem, gdy już zapadała w sen, niepokoił ją kolejny nieznany
dzwięk. Miała wrażenie, że cały budynek trzęsie się w posadach.
Dzięki Bogu, że Karsten bezpiecznie wrócił. Zadrżała na myśl o stat-
kach pozostających tej nocy na morzu.
Obróciła się w łóżku, myśląc o liście ciotki Alice. Ciotka nie po-
rzuciła nadziei, że kiedyś ujrzy ją i Karstena razem, na ślubnym ko-
biercu. To było aż nadto wyrazne. W dodatku zaczęła przedstawiać
kolejną wersję przeszłości. Tym razem występowała w roli wybawi-
cielki.
W sypialni było za gorąco. Nie mogła wywietrzyć, bo dzikie po-
rywy wiatru szarpałyby oknem i jeszcze zbiłyby szybę. Piec wciąż był
ciepły, za ciepły. Emily położyła się na plecach i próbowała równo
oddychać i uporządkować myśli. Trochę to pomogło, ciało zrobiło się
jakby cięższe, ale już w następnej chwili przed oczami stanęła jej
uśmiechnięta twarz ciotki Alice. Nadchodzili w jej stronę razem z
Karstenem, pogodzeni ze sobą i zadowoleni. Ta wizja była taka żywa,
wydawało jej się, że nagle naprawdę stanęli w jej pokoju.
Musi myśleć o czymś innym, na przykład o Klarze. Dziewczyna
ostatnio niezwykle spoważniała. Tę powagę spowodowało zapewne
coś innego niż lęk wywołany jej chorobą. Będzie musiała ją spytać
wprost. Czyżby między nią a Svendem coś się popsuło? No, a Erling?
Dlaczego znów wyjechał?
R
L
Nie, to na nic. Każda nowa myśl tylko rozbudzała ją coraz bar-
dziej. W końcu Emily usiadła w łóżku, zapaliła lampę i sięgnęła po
książkę leżącą na nocnym stoliku. Zaczęła czytać o chorobach róż. To
musi ją uśpić. Grzyby i szkodniki. Więdnące pączki, opadające, zanim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl