[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No to Grant bÄ™dzie musiaÅ‚ sam uporać siÄ™ z tÄ… szyn­
ką. Może razem jakoś dacie sobie z nią radę. Wypisałam
na kartce szczegółowe instrukcje. - OdÅ‚ożyÅ‚a na stół owi­
nięte w folię mięso i znów zerknęła na Mercy. - Chipper
mi mówił, że jesteś policjantką.
- Zgadza siÄ™.
- To ciężka praca. A dla kobiety jeszcze cięższa niż
dla mężczyzny. Z wielu różnych powodów.
Mercy nie zamierzała zaprzeczać.
- To prawda.
- Podobnie jak prowadzenie rancza. Też jest trudniej­
sze dla kobiety.
- Nigdy o tym w ten sposób nie myÅ›laÅ‚am. - Zas­
koczona Mercy zamrugała oczami. - Ale chyba masz
racjÄ™.
Rita wyjęła z ostatniej torby pomidory w puszce,
grzyby, cebulę i paczkę makaronu. Zapowiadało się, że
na kolację będzie spaghetti.
- Trzeba być twardym, żeby tu przetrwać - oÅ›wiad­
czyÅ‚a. - WiÄ™kszość ludzi z miasta nie nadaje siÄ™ do ta­
kiego życia.
- Tak słyszałam - odrzekła krótko Mercy.
- Aha. Pewnie Grant ci to mówił. To jeden z jego
ulubionych tematów.
- Mnie też się tak zdaje.
- Ma na tym punkcie coÅ› w rodzaju obsesji. - Rita
siÄ™gnęła do szafki po patelniÄ™ i zerknęła na Mercy z uko­
sa. - Ale nie bez powodu.
- Nie wątpię, że coś się do tego przyczyniło.
- To jednak dziwne. Można by przypuszczać, że z ta­
kim nastawieniem powinien się zainteresować którąś
z miejscowych dziewczÄ…t. Niejedna ma na niego chrapkÄ™.
- A on... nic?
- Chipper twierdzi, że Grant nigdy nie wychodzi
zabawić siÄ™ gdzieÅ› w barze. Nawet jeÅ›li wszyscy chÅ‚op­
cy z rancza urzÄ…dzajÄ… sobie jakÄ…Å› imprezÄ™, on zostaje
w domu.
- Prowadzenie rancza to nie kończąca się praca. -
Mercy dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jej słowa
zabrzmiały tak, jakby chciała bronić Granta.
Rita uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Tak, to trudne zadanie. Nie każdy się do tego nadaje.
- Spojrzała prosto w oczy Mercy. - Wydaje mi się, że
jeśli ktoś jest na tyle twardy, żeby tak jak ty pracować
w policji, to umiałby przystosować się do każdego innego
życia, gdyby tylko chciał.
Mercy nie odwróciła spojrzenia.
- Gdyby tylko chciał - zgodziła się.
Rita uśmiechnęła się ciepło i serdecznie.
- A jeśli chodzi o ciasteczka, to proszę bardzo,
upiecz, jeśli masz na to ochotę - powiedziała.
- Jak się tu dostałaś?
Mercy już jakiÅ› czas wczeÅ›niej usÅ‚yszaÅ‚a znajome rże­
nie Jokera, więc widok Granta na czarno-białym ogierze
wcale jej nie zaskoczył.
- Przyszłam - wyjaśniła.
Cieszyła się, że stała na skalnym występie i jej oczy
były niemal na poziomie oczu Granta; inaczej musiałaby
zadzierać głowę i po chwili na pewno rozbolałby ją kark.
- Niezła wyprawa.
Nie zaprzeczyła. Skalny grzbiet, z którego roztaczał
się widok na ranczo, znajdował się w odległości dwóch
kilometrów od domu i przez większość drogi trzeba było
piąć się pod górę. Na szczęście śnieg wciąż topniał, więc
co prawda ziemia była wilgotna, ale Mercy przynajmniej
nie musiała przedzierać się przez zaspy.
Skalny występ osłaniały wielkie kamienie, chroniąc
jÄ… przed wiatrem i kryjÄ…c przed ludzkim wzrokiem. Ze­
braÅ‚a siÄ™ tu gruba warstwa sosnowego igliwia i liÅ›ci, two­
rząc miękkie siedzisko. Mercy bardzo spodobał się ten
punkt obserwacyjny, z którego mogÅ‚a podziwiać zaÅ›nie­
żoną okolicę.
- Owszem, musiałam iść spory kawałek, ale cieszę
siÄ™, że znalazÅ‚am to miejsce. Tu jest tak spokojnie i ra­
dośnie. Wszystko wygląda bardzo czysto...
- Wiem - przyznał cicho Grant. - Kiedyś sam często
tu przychodziłem. Chowałem się tu podczas choroby ojca,
kiedy wydawało mi się, że dłużej tego nie zniosę.
- Jestem pewna, że to ci pomagało. - Wyznanie
Granta sprawiło, że poczuła ucisk w piersi. Przypomniała
sobie, jak czule i delikatnie obejmował ją minionej nocy.
Wspomnienie to wywołało wiele mówiący rumieniec na
jej policzkach, więc szybko dodała lekkim tonem: - No
a poza tym, trochę wysiłku fizycznego dobrze mi zrobi.
- Na tej wysokoÅ›ci Å‚atwo zemdleć. Musisz być w nie­
złej formie. - Grant oparł ręce na uchwycie siodła.
Uśmiechał się do niej szeroko. - W tych okolicach nikt
nie chodzi piechotą, chyba że nie ma wyjścia.
- No cóż. Ja chyba nie mam wyjścia - zauważyła
Mercy. - Przecież nie umiem jezdzić konno.
Grant przestał się uśmiechać i zamyślił się.
- Chodzenie piechotą po tych górach to nie jest dobry
pomysÅ‚. Gdyby coÅ› siÄ™ staÅ‚o, na przykÅ‚ad gdybyÅ› siÄ™ prze­
wróciła, to miałabyś spore kłopoty.
- A czy jadÄ…c konno, byÅ‚abym mniej narażona na wy­
padek i kłopoty?
- Nasze konie rzadko siÄ™ potykajÄ…. StÄ…pajÄ… bardzo
pewnie, potrafią chodzić po skalistym terenie.
- Ale najpierw trzeba wiedzieć, jak utrzymać się
w siodle - stwierdziła Mercy ponuro.
- To prawda. - Znów się roześmiał, a jej zaparło
dech w piersiach, tak samo jak w dzieciństwie. Upływ
lat najwyrazniej nic tu nie zmienił. - Jednak nawet jeśli
spadniesz z siodÅ‚a, koÅ„ sam wróci do domu i w ten spo­
sób się dowiemy, że trzeba wyruszyć na ratunek. Wtedy
musiaÅ‚bym poprosić o pomoc Rocky - ciÄ…gnÄ…Å‚ żartobli­
wie. ChodziÅ‚o mu o córkÄ™ Eriki i Jake'a Fortune'ów, Ra­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl