[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Harlow uśmiechnął się. - Ale jeszcze w tym tygodniu zwrócimy mu te dziesięć lat.
- Nie znam bardziej aroganckiego i pewnego siebie drania niż ty - stwierdził Dunnet z
podziwem w głosie.
Nie doczekał się odpowiedzi, więc westchnął i wzruszył ramionami.
- Ale żeby zostać mistrzem świata trzeba mieć chyba trochę zaufania do siebie. Co teraz?
- Jadę. Po drodze wezmę z hotelowego sejfu ten drobiazg i dostarczę go naszemu
przyjacielowi na ulicy St. Pierre... zdaje się, że to dużo pewniejszy sposób niż wyprawa na pocztę.
Co byś powiedział na wizytę w barze, żeby się przekonać, czy nikt się mną nie interesuje?
- Dlaczego ktokolwiek miałby się tobą interesować? Oni już mają właściwą kasetę... a raczej
tak sądzą, co w sumie na jedno wychodzi.
- Bardzo możliwe. Ale jest równie możliwe, że licho im coś podszepnie, jak zobaczą, że
odbieram z hotelowego sejfu kopertę, rozdzieram ją, wyjmuję kasetę z filmem, kopertę wyrzucam,
a kasetę oglądam i wkładam do kieszeni. Wiedzą, że już raz zostali wykiwani. Daję głowę, że liczą
się z tym, że po raz drugi zostali wystawieni do wiatru.
Przez dłuższą chwilę Dunnet gapił się na Harlowa z niedowierzaniem. Gdy się w końcu
odezwał, jego głos był ledwie cichym szeptem:
- Ty się nie prosisz o kłopoty. Sam sobie zbijasz sosnową trumnę.
- Dla mistrzów świata robią tylko z najprzedniejszego dębu. Ze złotymi uchwytami. No,
idziemy.
Zeszli razem do hallu. Dunnet skierował się do baru, a Harlow ruszył do recepcji. Podczas
gdy Dunnet wodził wzrokiem dookoła, Harlow odebrał kopertę, otworzył ją i wyciągnął kasetę,
którą zbadał uważnie, nim schował ją do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki. Wracając z
recepcji na pozór przypadkowo minął się z dziennikarzem, który rzucił cicho:
- Tracchia. Mało mu oczy nie wyskoczyły. Pognał do najbliższego telefonu.
Harlow w milczeniu kiwnął głową, wyszedł przez drzwi obrotowe i zatrzymał się, gdy
drogę zastąpiła mu jakaś postać w skórzanym płaszczu.
- Co tu robisz, Mary? - zapytał. - Zimno jak diabli.
- Chciałam się tylko pożegnać.
- Mogłaś to zrobić w środku.
- Tak, ale jestem skryta z natury.
- A zresztą jutro mnie przecież zobaczysz. W Vignolles.
- Naprawdę, Johnny? Naprawdę?
- Oho! Następna, która nie wierzy, że potrafię prowadzić samochód.
- Nie dowcipkuj, Johnny, bo nie jestem w nastroju do żartów! Czuję się chora. Mam
okropne przeczucie, że stanie się coś strasznego. Tobie.
- To przez tę twoją góralską krew - rzucił Harlow niefrasobliwie. - Dar jasnowidzenia. Ale
wiedz, że tacy prorocy mylą się niemal w stu procentach, jeśli to dla ciebie jakaś pociecha.
- Nie śmiej się ze mnie, Johnny. - W jej głosie zabrzmiały łzy.
Otoczył ją ramieniem.
- Zmiać się z ciebie? Z tobą, to tak, ale z ciebie - nigdy.
- Wróć do mnie, Johnny.
- Zawsze będę do ciebie wracał, Mary.
- Co takiego? Co powiedziałeś, Johnny?
- Takie małe przejęzyczenie. - Uścisnął ją, cmoknął szybko w policzek i przepadł w
zapadających ciemnościach.
Rozdział 8
Gigantyczny transporter Coronado, którego olbrzymia sylwetka obrysowana była co
najmniej dwiema dziesiątkami świateł po bokach i z tyłu, nie wspominając już o czterech potężnych
reflektorach, pędził z łoskotem przez ciemność po niemal zupełnie pustych szosach. Rozwijał
szybkość, która bez wątpienia nie znalazłaby uznania u włoskiej drogówki, gdyby jej patrole stały
gdzieś po drodze. Ale nie stały. Harlow wybrał autostradę prowadzącą do Turynu, następnie skręcił
na południe do Cuneo i podjeżdżał pod Col de Tende - tę przerażającą górską przełęcz, szczytem
której biegnie tunel, stanowiący granicę włosko_francuską. Strome podjazdy oraz na pozór nie
kończące się serie morderczych wiraży po obu stronach tego tunelu powodują, że jest to chyba
najbardziej niebezpieczna i najtrudniejsza trasa w Europie. Nawet jazda samochodem osobowym, w
biały dzień i przy dobrych warunkach drogowych, wymaga tam od kierowcy maksymalnej
koncentracji, toteż prowadzenie olbrzymiego transportera na granicy przyczepności, i to podczas
deszczu, który właśnie zaczął padać, było przedsięwzięciem ryzykownym ponad wszelką miarę.
Dla niektórych było to zresztą nie tylko ryzykowne, lecz także nad wyraz męczące. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl