[ Pobierz całość w formacie PDF ]

309
że troszczą się o ręce, które je karmią. Ale pytam, co z takimi ludźmi jak ty czy ja? Kto zaopiekuje
się nami?
Rozejrzawszy się po morzu, czując wiatr rozwiewający mu włosy, uderzający po twarzy i ozię-
biający ciało pomimo nasmołowanego ubrania, Darrick popatrzył na małą wioskę przytuloną nie-
pewnie do skały nad zatoczką.
— Sami się sobą opiekujemy — odpowiedział. — Tak jak zawsze. — On i starszy mężczyzna
od miesięcy byli przyjaciółmi, łatwo znajdując wspólny język.
Przylądek Poszukiwacza był niewielkim miastem położonym na południe od ziem zamieszka-
łych przez barbarzyńskie plemiona. W przeszłości miejscowość była punktem zaopatrzeniowym dla
handlarzy, wielorybników i łowców fok, którzy podróżowali przez mroźne, północne krainy. Jakieś
sto lat temu gildia kupiecka wysłała armię, która miała odstraszyć barbarzyńskich piratów, plądrują-
cych te tereny, nie obawiając się marynarki Zachodniej Marchii. Za ich głowy wyznaczono wysoką
cenę i wkrótce została zebrana armia najemników.
Potem kilka barbarzyńskich plemion zjednoczyło się i zorganizowało oblężenie wsi. Faktoria
nie była w stanie odpowiednio zaopatrzyć najemników albo odesłać ich za morze. Podczas jednej
zimy najemnicy i mieszkańcy wsi zostali wybici do nogi. Dopiero po jakichś czterdziestu latach
310
kilku handlarzy futrami ponownie zaczęło tutaj handlować, i to tylko dlatego, że handlowali głównie
z barbarzyńcami i dostarczali im towary, których oni sami nie mogli w żaden sposób zdobyć.
Domy i inne budynki stały na stromych górach otaczających zatoczkę. Pomiędzy nimi nadal
leżała nie uprawiana ziemia i dumnie rósł las. Wieś powoli wycinała te kawałki ziemi, zbierając
drewno na opał i do budowli, ale kilka uderzeń motyką odsłaniało spękaną, kamienną glebę. Tutaj
nic nie można było zbudować.
— Czemu nie pozostałeś w Bramwell? — zapytał Darrick. Wgryzł się w jabłko, poczuł jego
słodki i cierpki smak w ustach.
Sahyir odrzucił taką myśl.
— Bo nawet, zanim przybyli tamci i ich religia odniosła sukces, Bramwell nie było miejscem
dla mnie i mi podobnych.
— Dlaczego?
— Bo tam jest zbyt ciasno, ot co — prychnął Sahyir. — Człowiek biega po ulicach tak zajęty
własnymi sprawami. . . zwykle cały w nerwach. . . że może wpaść na siebie samego.
Pomimo wciąż trzymającej go melancholii, Darrick uśmiechnął się. Bramwell było znacznie
większe od Przylądka Poszukiwacza, ale bledło w porównaniu z Zachodnią Marchią.
— Nigdy nie byłeś w Zachodniej Marchii, prawda?
311
— Raz — odpowiedział Sahyir — tylko raz. Popełniłem błąd i zaciągnąłem się na frachtowiec,
którzy potrzebował rąk do pracy. Byłem takim samym szczeniakiem jak ty, ale nie bałem się ni-
czego, więc się zaciągnąłem. Dopłynęliśmy do portu w Zachodniej Marchii i mogłem przyjrzeć się
temu miejscu z piekła rodem. Przez sześć dni staliśmy tam na kotwicy. Przez ten czas ani razu nie
zszedłem ze statku.
— Nie? Dlaczego?
— Bo myślałem, że nigdy nie znajdę nań drogi powrotnej. Darrick roześmiał się, a Sahyir skrzy-
wił, wyglądając na obrażonego.
— To wcale nie było śmieszne, ty szczurze pokładowy. Byli ludzie, którzy zeszli tam na ląd i nie
wrócili.
— Nie chciałem cię obrazić — powiedział Darrick. — To dlatego, że po podróży przez Zachod-
nią Marchię przy złej pogodzie, jaka tam zwykle panuje, nie mogę wyobrazić sobie kogoś, komu nie
chce się schodzić ze statku, jeśli ma ku temu okazję.
— Tylko tak daleko, aby od czasu do czasu kupić w pobliskiej tawernie bukłak wina i coś świe-
żego do jedzenia — powiedział Sahyir. — A wspomniałem dziś o Bramwell tylko dlatego, że zeszłej
nocy rozmawiałem z pewnym człowiekiem i pomyślałem, że możesz być zainteresowany tym, co
powiedział.
312
Darrick przyglądał się innym barkom wpływającym do portu. Dziś w Przylądku Poszukiwacza
panował duży ruch. Tutejsi dokerzy zwykle wykonywali jeszcze jakiś inny zawód, gdyż towaru
do rozładowania było za mało, aby z tego utrzymać rodzinę. Nawet ludzie, którzy nie zajmowali się
rzemiosłem, polowali czy łowili ryby, jeśli w kabzie zaczynało przeświecać dno. Czasem wyjeżdżali
na jakiś czas do innego miasta, położonego na wybrzeżu dalej na południe, jak Bramwell.
— Zainteresowany czym? — zapytał Darrick. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl