[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sÄ™, natychmiast przystÄ™pujemy do dziaÅ‚ania. To ni»
kie, żeby ten stary człowiek musiał umierać z dala
Ostatnia granica " 155
11'iybyśmy zrezygnowali... -urwał i uśmiechnął i", co
by wtedy powiedział Pan Bóg na mój /oj Zwięty
Piotr? Powiedziałby, "Jansci, nie n -bie miejsca. Nie
możesz oczekiwać od nas ' aerdzia, skoro nie
okazałeś ich profesorowi i".
i popatrzył na Jansciego; przypomniał sobie
tis/,y monolog i obraz, jaki się wtedy wyłonił,
i oka, który miłuje bliznich i wierzy, że po-
milosierdzie jest jedyną siłą, na której opiera
kości. Zrozumiał, że teraz, w tym momencie,
mię. Przeniósł wzrok na Julię i zobaczył, że
M do ojca ze zrozumieniem, kiedy jednak przyj-
ii ważniej, w jej pociemniałych oczach dostrzegł
i i pojął, że ona też nie dała się zwieść argumen-
przed chwilą usłyszała.
i rencja w Paryżu zakończy się dziś wieczorem i
loszony oficjalny komunikat. Oczekuje się, że i aw
zagranicznych powróci do kraju dziś wie-r/epraszam
bardzo, jutro wieczorem - i zda
nie na posiedzeniu rady ministrów. Dotąd nie
era ucichł, po czym całkiem zamilkł-wyłączyli l/ieli w
milczeniu nie patrząc na siebie. W przerwała ciszę,
głosem aż nienaturalnie opa-lY.eczowym.
c wyjaśniło się, prawda? Padłp hasło, na które
okaliście: "dziś wieczorem - przepraszam bar-\
ieczorem". Chłopak jest wolny, bezpiecznie 'wecji.
Lepiej od razu ruszajcie. **/.nie - powiedział
Reynolds wstajÄ…c. Å‚Umiemu zdumieniu, teraz, gdy
mieli zielone świat-r|ul ani ulgi, ani podniecenia, lecz
przygnębienie i M mmitek, jaki wcześniej widział w
oczach Julii. Hklt my wiemy, że Brian wydostał się
ze Szczecina, dziej wiedzą o tym komuniści - rzekł. -
Lada mo-UD wywiezć profesora do Rosji. Nie ma
chwili do
156 " Alistair MacLean
- Racja - powiedział Jansci, sięgając po ciężki i
rękawice wojskowe; podobnie jak Reynolds, miał już
na sobie. - Nie martw się o nas, kochanie taj, że za
dwadzieścia cztery godziny masz być w głównej
kwaterze. Tylko przypadkiem nie jedz pr/«» peszt.
Pocałował Julię, po czym wyszedł na zewmit jeszcze
ciemno i szczypał mróz. Reynolds za\vn chciał
podejść do dziewczyny, ale odwróciła głowo ła wzrok
w ogniu; w końcu wyszedł bez słowa. Ki dał z tyłu do
opla, zobaczył twarz Kozaka, który s/ nim; chłopak
uśmiechał się od ucha do ucha.
Trzygodziny pózniej, kiedy wysadzali Sandora l pod
karczmą "Kotelf', niebo wciąż było ciemne od chmur
śniegowych. Podróż minęła bez przes/ spodziewali się
blokady dróg, nie trafili na żadnu nie komuniści
czuli się bardzo pewni siebie; zrv mieli powodów,
żeby czuć się inaczej.
Po dziesięciu minutach ukazała im się szara, bryła
więzienia Szarhazy. Starą, niedostępną budi czały
trzy ogrodzenia z drutu kolczastego przed/U1 sami
zaoranej ziemi; druty, jak podejrzewali, l napięciem,
a ziemia pełna min rozpryskowydi wewnętrznego i
zewnętrznego ogrodzenia stały \v odstępach wysokie
drewniane wieże strażnicze, mi mieściły się
stanowiska karabinów maszynowych dok tych
wszystkich zabezpieczeń, Reynolds;i ciarki i
zrozumiał, że to, na co się porywają, to istim stwo.
Jansci chyba wyczuł jego nastrój, bo nie od
tylko dodał gazu. Pół kilometra dalej zali ostro przed
potężną bramą. Jeden ze strażnikóu, i gotową do
strzału, natychmiast podbiegł do opla, kim są i
żądając okazania dokumentów; z miejscu niał, kiedy
Jansci, odziany w mundur AVO, wyshull j spojrzał
na niego z zimną pogardą i zażąda) \vl
naczelnikiem. O tym, jak wielki strach wzbud/ul
AVO nawet w osobach, które nie miaÅ‚y siÄ™ cze«o
najlepiej świadczył fakt, że nim minęło pięć min
r iii 11 lii""
Ostatnia granica " 157
'" li już w gabinecie naczelnika. Sam naczelnik 'lnie
inaczej niż Reynolds wyobrażał sobie istującego
takie stanowisko. Był to wysoki, ' Inony mężczyzna o
szczupÅ‚ej twarzy intele-»kim czole i wÄ…skich,
zgrabnych dłoniach. W nosie, ubrany w dobrze
skrojony ciemny gar-11 bardziej na wybitnego
lekarza lub naukow-nika więzienia. W istocie był
jednym i dru-: i za największego eksperta od
psychicznego i
mania więzniów mieszkającego poza granica-
Kndzieckiego.
ucieszyło, że naczelnik najwyrazniej dał się
i i awdę wziął ich za avoków. Zaproponował im
i Ikoholu i uśmiechnął się, kiedy odmówili, po
H, żeby usiedli i jeszcze raz przeczytał doku-
" >uy mu przez Jansciego.
H ma wątpliwości, że to autentyczne pismo,
auważył, że zwrócił się do nich "panowie", k bardzo
pewien siebie i swojej pozycji mógł lic na użycie tego
zwrotu w miejsce wszech-\arzysze".
A ałem się, że mój przyjaciel Furmint zechce ora -
ciągnął naczelnik. - Przecież konferen-ię dzisiaj,
prawda? Nie możemy dopuścić, r Jennings był
nieobecny. To najjaśniejszy iszej koronie, że posłużę
się tym... no, dość
" n zwrotem. Macie, panowie, przy sobie doku-
'" ie - odparł Jansci, wyciągając swoją legity-
uczynił to samo; naczelnik obejrzał je i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl