[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odsunęła się o krok i podziwiała swoje dzieło. Nie poczuła się jednak dzięki temu o wiele
lepiej.
Doktor Leienberg wrócił po półtorej godzinie, niosąc z sobą skórzaną torbę. Zapytał Evę
o samopoczucie, a ona opowiedziała mu o swojej akcji porządkowej i że poza tym tylko
siedziała, rozmyślając o ostatnich dniach. Pokazała mu przestronny pokój gościnny,
usytuowany tuż przy wejściu do domu, pomiędzy garażem a holem, z własną łazienką.
Leienberg zostawił w nim swoje rzeczy, po czym przeszedł do pokoju dziennego, gdzie
czekaÅ‚a już Eva. PostawiÅ‚a na stole Saint-Estéphe Bordeaux i butelkÄ™ wody, a pomiÄ™dzy nimi
stały też odpowiednie kieliszki i szklaneczki.
- Czy teraz napiłby się pan czegoś?
- Tak, teraz z chęcią - odpowiedział i zasiadł naprzeciw Evy, która zajęła się otwieraniem
wina. - Zastanawiałem się jeszcze i... - rozpoczął, ale Eva mu przerwała:
- Panie doktorze, proszę, tylko niech mi pan nie mówi, żebym wezwała policję!
Nalała wino do kieliszków i odstawiła butelkę na stół, na drewnianą podstawkę. Potem
chwyciła butelkę z wodą i napełniła również szklaneczki.
- Nie, nie miałem takiego zamiaru. Chodzi mi raczej o pani sen. Proszę mi powiedzieć,
cierpi pani na klaustrofobiÄ™?
Eva parsknęła gorzkim śmiechem.
- Tak, przynajmniej w trumnie.
Drżącymi palcami ujęła kieliszek i upiła odrobinę wina. Kiedy odstawiła go z powrotem,
zdała sobie sprawę, że nie wypiła za zdrowie gościa.
- Ach, przepraszam - rzekła, wskazując kieliszek, na co Leienberg również wypił łyk
wina.
- Proszę mi o tym opowiedzieć.
Wzrok Evy skoncentrowany był na czerwonym winie, które w otulającym tę część pokoju
miękkim, przyćmionym świetle lampy, stojącej obok kanapy, wyglądało niemal na czarne.
- Nie jest pan w stanie sobie wyobrazić, jak to jest obudzić się w całkowitej ciemności i
nie wiedzieć, gdzie się jest. Brak mi słów, by to opisać. W ciągu kilku sekund ogarnął mnie
tak wielki strach, że niemal straciłam zmysły. Potem zaczęłam wszystko obmacywać, choć
moje ręce już po kilku centymetrach z każdej strony natrafiały na opór. I trwało jakiś czas,
nim zrozumiałam, że leżę w trumnie.
Przerwała, bo ten potworny moment wydał się jej nagle tak bardzo realny, jakby od
tamtej chwili minęło zaledwie kilka minut. Przyciągnęła ku sobie nogi i skrzyżowała ręce na
kolanach.
- Jeszcze nigdy nie czułam takiej paniki i takiego strachu - powiedziała ochrypłym
głosem.
- A czy wcześniej zdarzyła się już sytuacja, że była pani gdzieś zamknięta? Na przykład w
windzie?
- Nie.
Jeszcze w trakcie wypowiadania tego słowa przed oczami stanął jej potworny obraz,
scena sprzed wielu, wielu lat. Mały chłopiec, którego ciągnie za sobą kobieta o nieruchomej,
jakby zastygłej twarzy. Jest nagi, a jego ciało pokrywają siniaki. Chłopiec rzuca się na ziemię
w oszalałym niemym strachu, z oczami szeroko otwartymi w panice, próbując zaprzeć się
przed bezlitosnym chwytem tej kobiety, przytrzymać się czegokolwiek, ale jest zbyt slaby.
Kiedy docierają do schodów wiodących do piwnicy, jego opór słabnie, a po sekundzie
upiornej ciszy chłopiec zaczyna jęczeć i żebrać:  Proszę, mamusiu, nie, proszę, proszę... .
Eva schowała się obok szafy garderobianej. Zwija dłoń w pięść i przyciska ją do ust, gryząc
się w kostki, aby nie krzyczeć głośno. Zna tę niewielką klapę na dole w piwnicy i wie, że to
potrwa, nim znów zobaczy swojego braciszka.
- Nie, ja jeszcze nigdy - szepcze.
Leienberg uniósł brew.
- Czy to ma jakieś specjalne znaczenie, gdy pani mówi:  J a jeszcze nigdy ?
Eva podniosła głowę. Widziała psychiatrę jak przez mgłę, więc grzbietem dłoni przetarła
sobie oczy.
- Ja... mój młodszy braciszek czasami jako dziecko... on... on czasem bywał karany.
Cieleśnie. I zamykany.
- Pani brat? - spytał Leienberg z widocznym zdumieniem. - Nie miałem pojęcia, że ma
pani brata.
- Miałam.
- Jak to?
- Ja miałam brata.
- Och, przepraszam. Czy on nie żyje?
Przed oczami Evy wciąż jeszcze pojawiała się owa scena. Próbowała myśleć o czymś
innym, m u s i a ł a myśleć o czymś innym.
- Pani Evo?
- Moja macocha mówiła, że utopił się podczas przejażdżki kajakiem, kiedy miał sześć lat.
Czy moglibyśmy rozmawiać o czymś innym?
Leienberg spojrzał na nią pytająco.
- Co to znaczy, że pani macocha m ó w i ł a , że utonął? Czy mogłaby pani...
- Proszę. Ja... nie, nie mogę. Chciałabym teraz pomówić o czymś innym.
- Pani Evo, rozumiem, że sprawia to pani ból, ale być może znalezliśmy tu jakiś klucz,
jakieś możliwe wyjaśnienie. Naprawdę powinniśmy o tym porozmawiać.
Eva chwyciła kieliszek z winem i opróżniła go dwoma potężnymi łykami, po czym
odstawiła na stół.
- Czy nie moglibyśmy zrobić tego w pańskim gabinecie? Podczas następnej wizyty?
ProszÄ™.
Widać było, że Leienberg jest rozczarowany, ale odparł:
- Jasne, jak pani sobie życzy.
Przez chwilę siedzieli naprzeciw siebie w milczeniu, a potem Eva nalała wina do obydwu
kieliszków, aby oderwać myśli od przeszłości.
- Czy pani ojciec także mieszkał w tym domu? - zmienił w końcu temat Leienberg.
- Tak. To jest, można by rzec, mój dom rodzinny. To jedyna nieruchomość, którą zostawił
mi w spadku ojciec. Wszystkie inne odziedziczyła Inge.
- Aha, rozumiem. A gdzie mieszka pani pomoc domowa? Mieszkała w tym domu, kiedy
pracowała jeszcze dla pani ojca?
- Hildegard? Nie, ona zawsze miała swoje mieszkanko w Rodenkirchen.
- Hm... Akurat niezbyt dogodnie położona okolica. Czy wtedy, gdy pracowała jeszcze u
pani ojca, nie byłoby korzystniej, gdyby przeprowadziła się gdzieś bliżej, tu, do Marienburga?
Eva wzruszyła ramionami.
- Nie. Myślę, że Hildegard nigdy tego nie rozważała. Gdyby pracowała jedynie u mnie,
nie miałabym nic przeciwko temu, żeby tutaj mieszkała. Ale jest u mnie tylko na pół etatu,
jedynie trzy dni w tygodniu. Przez pozostałe dni pracuje u Huberta Wiebkinga.
- U Huberta Wiebkinga?
- Tak, on pracował dla mojego ojca od czasu założenia firmy, a teraz prowadzi ją jako
dyrektor.
Leienberg wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu Eva spytała:
- Czy nie jest pan przypadkiem głodny? Mamy tu w pobliżu bardzo dobrą knajpkę
japońską, która dostarcza posiłki do domu. Mogłabym coś zamówić.
Leienberg, wyrwany z zamyślenia, najpierw obrzucił ją nierozumiejącym spojrzeniem, a
potem kiwnął głową na znak zgody i odpowiedział:
- Tak, dlaczego nie. To świetny pomysł. Poproszę dla mnie coś z kurczakiem.
Zanim dostarczono jedzenie, Leienberg poczynił jeszcze kilka prób dowiedzenia się
czegoś więcej o przeszłości Evy, ale ta skutecznie je blokowała. Tego wieczoru nie chciała już
więcej o tym mówić, zostawiała temat na wizytę w gabinecie. Zwiadomie unikała również
wszystkiego, co wiązało się ze snami. Zbyt duża bowiem była jej obawa przed ponownym
narażeniem się na koszmar, gdyby zajmowała się nim tuż przed zaśnięciem. Leienberg
również w tym przypadku wykazał się zrozumieniem, więc przerzucili się na tematy ogólne.
Podczas posiłku opowiadał Evie, jak dalece nieudane były jego próby kulinarne, a ona była
mu wdzięczna za zrozumienie. Około jedenastej opróżnili drugą butelkę wina i Eva była tak
zmęczona, że zamykały się jej oczy.
- Gdyby dziś w nocy coś miało się wydarzyć, wszystko jedno co, gdyby miała pani znów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl