[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Blake zorientował się, \e po raz pierwszy w \yciu chce poznać kobietę, jej sposób
myślenia, uczucia, nawyki. Musi wiedzieć, co ją śmieszy, a co złości, czego oczekuje od
\ycia. A kiedy dowie się tego wszystkiego... właśnie, co się wtedy stanie? Pragnął poznać
Summer do głębi, nauczyć się ją rozumieć. Równie silnie po\ądał jej ciała.
Na biurku Blake'a zabrzęczał interkom. Odruchowo odebrał połączenie, mając wcią\
przed oczami Summer Lyndon.
- Pański ojciec zaraz tu będzie, panie Cocharan.
Blake spojrzał na kontrakt le\ący na biurku. Potrzebował jeszcze godziny, \eby się z
nim uporać.
- Dziękuję - odpowiedział i w tej samej chwili Cocharan Drugi ukazał się w drzwiach.
Byli bardzo do siebie podobni. Ta sama sylwetka, identyczna karnacja. Jak na swoje
lata, ojciec Blake'a trzymał się świetnie. Jego ciało zachowało młodzieńczą sprę\ystość i
energię. Pojedyncze nitki siwych włosów, przetykające ciemną, gęstą czuprynę, były jedyną
oznaką wieku. Miał jasne, bystre spojrzenie. Poruszał się płynnym, pewnym krokiem wilka
morskiego, przywykłego do stąpania po deskach pokładu. Na gołych stopach miał płócienne
pantofle, a na ręku połyskiwał szwajcarski zegarek. Gdy się uśmiechał, zmarszczki wyryte
przez czas i słońce w kącikach oczu i ust rozchodziły się promieniście po twarzy.
Blake wstał, by przywitać ojca. Słony, morski zapach, który od dziecka kojarzył mu
się z tatą, mile połechtał jego nozdrza.
- Cześć, B.C. - Podali sobie ręce w szorstkim, męskim i serdecznym uścisku. - Jesteś
przejazdem?
- W drodze na Tahiti. - B.C. uśmiechnął się szeroko, muskając palcem daszek
kapitańskiej czapki. - Mo\e zwagarujesz z roboty i popływamy razem?
- Nie da rady. W ciągu najbli\szych dwóch tygodni nie będę miał ani chwili wolnej.
- Przepracowujesz się, chłopie. - B.C. podszedł do barku i starym zwyczajem sięgnął
po burbona.
Blake przyglądał się ojcu, który nalał sobie solidną porcję.
- Po prostu pracuję uczciwie.
B.C. uporał się błyskawicznie z pierwszym drinkiem i przygotował drugi. Kiedy biuro
nale\ało do niego, barek był zawsze zaopatrzony w najprzedniejszy burbon. Z przyjemnością
odkrył, \e syn podtrzymuje rodzinną tradycję.
- Być mo\e, chocia\ ja równie powa\nie podchodzę do wypoczynku - podkreślił.
- Zrobiłeś ju\ w \yciu, co do ciebie nale\ało, tato.
- Tak... - B.C. zamyślił się. Dziesięć godzin pracy dziennie przez dwadzieścia pięć lat.
W hotelach, na lotniskach i salach konferencyjnych.
- Jaki ojciec, taki syn - odezwał się po dłu\szej chwili, czule patrząc na Blake'a. Jakby
widział siebie ćwierć wieku temu. Wspomnienia przywiodły ciepły uśmiech na jego twarz. -
Ostrzegałem cię wiele razy, \ebyś nie pakował się w ten interes. Nabawisz się przez to
wrzodów.
- Nie jest tak zle. - Blake usiadł i przyglądał się ojcu. Zbyt dobrze go znał. Przy nim
uczył się \ycia, robienia interesów, nieraz obserwował go w akcji. Być mo\e rzeczywiście
wybierał się na Tahiti, ale z pewnością nie zatrzymał się w Filadelfii bez powodu.
- Przyjechałeś na zebranie zarządu, prawda?
B.C. przytaknął. Wydobył z barku paczkę solonych migdałów.
- Muszę dorzucić swoje trzy grosze - powiedział, wkładając do ust kilka sztuk. Gryzł
je dokładnie, ciesząc się myślą, \e jeszcze ma własne zęby i dobry wzrok. Te dwie rzeczy, w
połączeniu z dwunastometrowym jachtem, były wszystkim, czego potrzebował do szczęścia. -
Kupno sieci Hamiltona będzie oznaczało dwadzieścia nowych hoteli i przeszło dwa tysiące
pracowników. To powa\ny krok. Blake uniósł brwi.
- Uwa\asz, \e zbyt powa\ny?
B.C. roześmiał się i zasiadł w fotelu naprzeciw syna.
- Tego nie powiedziałem. śaden z nas tak chyba nie myśli.
- Racja. - Blake gestem podziękował za migdały, które podsunął mu ojciec. - Hamilton
to znakomite hotele, tyle \e niewłaściwie zarządzane. Same budynki są du\o warte. - Spojrzał
na ojca przenikliwie. - Przyjrzyj się Hamiltonowi na Tahiti, kiedy tam będziesz.
B.C. rozparł się wygodnie. Jest nieprzejednany, pomyślał z satysfakcją o synu.
Wszystko osiągnął własną pracą, tak jak on.
- Owszem, przyszło mi to do głowy. A, byłbym zapomniał, mama kazała cię uściskać.
- Co u niej?
- Bez reszty pochłania ją kampania na rzecz ratowania kolejnego rozsypującego się
zabytku. - Głos B.C. nie pozbawiony był dobrodusznej ironii. - Rzadko pokazuje się w
mieście. Za tydzień ma do mnie dołączyć. Niezłe ziółko z tej twojej matki. - Mrugnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl