[ Pobierz całość w formacie PDF ]

końcu kamień. Płytkie rany znaczyły żylaste ramiona. Wzrok miała rozgorączkowany, usta zaciśnięte w
cienką, ostrą linijkę, białka oczu migotały jak śnieg. Krew ściekała z jej skóry na ziemię.
- Mary - odezwałam się.
- Znów go zawiodłam - szepnęła rozedrganym głosem. - Przez to zamroczenie. Pozwoliłam, żeby to
się stało. Znowu, znowu.
- Nie - zaprzeczyłam stanowczo. - Nie mogłaś nic zrobić, żeby temu zapobiec.
Kobieta skrzywiła się i uderzyła dłonią w czoło. Omal nie wybiła sobie oka kamieniem. Zrobiłam
kolejny krok w jej stronę. Rozpacz deformowała staruszce twarz. %7łal zacisnął mi serce - żal nad nią i nad
sobą.
174
- Zagubiony - wydyszała. - Nie mogę mu pomóc. Nie mogę pomóc, a on mnie potrzebuje. A to ciało...
to ciało nie jest takie jak kiedyś. Nie jest... - Z wściekłością przesunęła ostrym końcem kamienia po ręce. -
Takie... - znów się chlasnęła, a z ręki potoczyła się krew... - jak kiedyś.
Nie pozwoliłam, by ponownie się zraniła. Złapałam dłoń trzymającą kamień. Spodziewałam się, że
Mary go wypuści, ale ona zaczęła ze mną o niego walczyć. Używając całej siły. I stwierdziłam, że ma jej
zadziwiająco dużo i że jest zdumiewająco szybka. Machnęła nogami i wolną ręką, a ja, nie wiedząc jak i
kiedy, znalazłam się na ziemi. Dek i Mai zaskoczeni skrzeknęli mi do ucha.
Przez chwilę oszołomiona leżałam na plecach, aż zobaczyłam, że Mary znowu przytyka ostry czubek
kamienia do skóry. Chwyciłam ją za kostki i pociągnęłam. Nie tak, żeby zwalić kobietę z nóg, lecz na tyle
mocno, żeby się zachwiała. I gdy starała się odzyskać równowagę, błyskawicznie się podniosłam. Zee i
reszta chłopców przyglądali się nam z cienia. Dałam im znak, żeby trzymali się z daleka, i znów
spróbowałam odzyskać kamienny nóż. Mary z prędkością pioruna i wdziękiem baletnicy poderwała w
górę nogę, żeby kopnąć mnie w twarz. W oczach miała furię, siwe włosy sterczały na wszystkie strony.
Warczała, odsłaniając zęby.
- Mary! - krzyknęłam, szamocząc się z nią zawzięcie. -Posłuchaj mnie!
Coś wreszcie chyba do niej dotarło, bo przestała się szarpać - choć nadal była tak spięta, że nie
śmiałam się rozluznić. Gapiłyśmy się na siebie, stojąc jedna przed drugą w bezruchu. Nagle oczy Mary
zabłysły dziwnie, jakąś przerażającą wiedzą.
- Grant - wychrypiała. - Jest w niebezpieczeństwie.
- Tak - potwierdziłam. - Musimy go odszukać.
Cała zakrwawiona spojrzała w niebo i zaczęła bezgłośnie poruszać ustami. Chciałam się od niej
odsunąć, ale wtedy jej ręka wystrzeliła w moją stronę i chwyciła mnie mocno za ramię. Naprężyłam się
gotowa do walki, jednak staruszka nie zamierzała się więcej ze mną zmagać. Patrzyła na gwiazdy, a jej
twarz ożywiała się szokująco.
- Słyszę jego pieśń - wyszeptała i złapała mnie lepką od krwi ręką za kark. Nie widziałam jej oczu,
stałyśmy zbyt blisko siebie, ale dokładnie słyszałam, co mówi: - Kobieta Granta. Usta Zwiatła nigdy nie
działają w pojedynkę.
- Nie rozumiem - powiedziałam zaintrygowana napięciem w głosie Mary. Wyczuwałam, że wie coś,
co ja też powinnam wiedzieć. - Wyjaśnij mi, o co chodzi.
- Jedno serce się wypala - wydyszała. - Dwa żyją.
Te słowa zapadły we mnie jak zaklęcie. Dek i Mai ukryci głęboko w moich włosach zaczęli nucić, a
Zee otarł mi się o nogę. Mary spojrzała na demona. Bez strachu. Nigdy nie bała się chłopców.
- Znalazłem ich - wycharczał Zee.
175
Stara kobieta odsłoniła zęby, raczej w uśmiechu, choć może to było warknięcie. Miałam ochotę zrobić
to samo, bo ciemność poruszyła się w moim sercu; spokojna, rozważna. Byłam przerażona, ale nie aż tak
bardzo, by ukrywać swoje instynktowne reakcje przed samą sobą.
Wysunęłam prawą rękę do Zee, ale on nawet nie zerknął na pierścień. Pobłyskując czerwonymi
ślepiami, rozprostował pazury i zaczął grzebać w ziemi.
- Biegniemy. Polujemy, słodka Maxine.
- Polujemy - zgodziłam się i wyciągnęłam dłoń. -Mary? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl