[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Hawkmoona rozdziawił szeroko gębę.
 A teraz, d'Avercu, może byłbyś łaskaw dołączyć tu do mnie!  zawołał niemal żartobliwym
tonem
Hawkmoon.
Francuz okrążył nadbudówkę i po schodkach wkroczył na pokład rufowy. Wyszczerzył w uśmiechu
zęby.
 Dobra robota, przyjacielu.
 Zaczekamy do świtu!  oznajmił głośno Dorian.  Wówczas skierujecie statek do brzegu. Kiedy
będziemy już wolni, być może zostawimy waszego herszta przy życiu.
Ganak skrzywił się.
 Tylko głupcy obchodzą się w ten sposób z Lordem Yaljonem. Czyżbyście nie wiedzieli, że jest on
najpotężniejszy wśród władających rzeką książąt ze Starvelu?
 Nic mi nie wiadomo o Starvelu, mój drogi, lecz jeśli zdołałem stawić czoło zagrożeniom
płynącym z
Granbretanu, a nawet odważyłem się wyprawić do samego serca tej krainy, nie wierzę, byś mógł
zaskoczyć mnie jakimiś wymyślnymi grozbami. Strach należy do tych odczuć, których bardzo rzadko
doznaję. Jednego możesz być pewien: kiedyś dosięgnie cię moja zemsta. Twoje dni są policzone.
Ganak zaśmiał się.
 Szczęście pomieszało ci w głowie, niewolniku! Zemsta będzie należała do spadkobierców Lorda
Yaljona!
Zwit zaczynał powoli rozjaśniać niebo na horyzoncie. Hawkmoon zignorował drwiny Ganaka.
Zdawać by się mogło, że minęły wieki, nim słońce wreszcie wzeszło na niebie, zdobiąc odległe
drzewa.
Statek stał zakotwiczony blisko lewego brzegu, niedaleko przytulnej zatoczki, widocznej kilkaset
metrów dalej w dole rzeki.
 Wydaj rozkazy wioślarzom, Ganaku!  zawołał Hawkmoon.  Sterujcie ku lewemu brzegowi.
Marynarz skrzywił się tylko, nie mając zamiaru go słuchać.
Książę otoczył ramieniem gardło Yaljona, który zaczynał odzyskiwać świadomość, po czym
przyłożył
ostrze miecza do jego szyi.
 Mogę postarać się, żeby Yaljon umierał powoli, Ganaku!
Niespodziewanie herszt piratów zachichotał szyderczo i pisnął:
 Umierał powoli... umierał powoli... Hawkmoon popatrzył na niego zdziwiony.
 Tak, wiem, gdzie zranić, byś konał długo i w straszliwych męczarniach.
Ale Yaljon nie odpowiedział  stał nieruchomo, z trudem oddychając w miażdżącym uścisku.
 Ruszaj, Ganaku! Wydaj rozkazy!  zawołał d'Averc. Marynarz wciągnął głęboko powietrze.
 Wioślarze!  krzyknął, po czym zaczął ich instruować. Zatrzeszczały wiosła, plecy niewolników
pochyliły się i statek powoli popłynął ku lewemu brzegowi szerokiej rzeki Sayou.
Książę Dorian wpatrywał się uważnie w Ganaka, gdyż tamten mógł ich oszukać, ale marynarz stał
bez
ruchu i tylko uśmiechał się krzywo.
W miarę zbliżania się do brzegu Hawkmoona ogarniało odprężenie. Tak niewiele już dzieliło ich od
wolności. Wierzył ponadto, że na lądzie nie będą ścigani, gdyż żeglarze nie porzucą statku w nurcie
rzeki.
Usłyszał nagle okrzyk d'Averca, który pokazywał coś w górze. Zadań głowę i ujrzał spadającego ku
nim
na linie chłopaka.
To był Orindo z dzikim uśmiechem na ustach, ściskający w garści pałkę z twardego drewna.
Hawkmoon odepchnął Yaljona i uniósł ręce w górę, żeby osłonić głowę. Dziwnym trafem nie
przyszło
mu na myśl, że powinien skorzystać z miecza i przebić spadającego chłopaka. Otrzymał tak silny cios
w
ramię, że aż zatoczył się do tyłu. D'Averc podbiegł i chwycił Orinda wpół, przyciskając mu ręce do
boków.
Yaljon, który nagle odzyskał werwę, rzucił się w stronę głównego pokładu i gromady marynarzy,
przerazliwie wrzeszcząc nieludzkim głosem.
D'Averc pchnął Orinda za hersztem, klnąc głośno.
 Dwukrotnie daliśmy się nabrać na tę samą sztuczkę, Hawkmoonie. Ta lekkomyślność mogła
kosztować nas życie!
%7łeglarze prowadzeni przez Ganaka z wrzaskiem natarli na stojących na górnym pokładzie przyjaciół.
Książę zamierzył się na Ganaka, ale brodaty marynarz zdołał sparować cios, jednocześnie szerokim
łukiem wyprowadzając cięcie na jego nogi. Hawkmoon zmuszony był odskoczyć w tył i piraci wdarli
się na pokład rufowy. Ganak stanął przed nim z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
 A teraz, niewolniku, przekonamy się, czy potrafisz walczyć z człowiekiem!
 Nie widzę tu żadnego człowieka  odparł książę Koln  tylko dzikie zwierzę.  Zaśmiał się.
Ganak zaatakował, ale Hawkmoon miał w dłoni znakomicie wyważony miecz, który zabrał
Yaljonowi.
Walczyli zaciekle, to cofając się, to nacierając, podczas gdy d'Averc utrzymywał pozostałych
marynarzy na dystans. Brodacz był wyśmienitym szermierzem, lecz jego szabla nie mogła się równać
z
połyskliwym mieczem herszta piratów.
Wreszcie Hawkmoon natarł na jego ramię desperackim pchnięciem i miecz o mało nie wypadł mu z
dłoni, kiedy trafił na osłonę szabli, jednak szybko ponowił atak i zdołał zranić przeciwnika w lewą
rękę.
Tamten zawył niczym zwierzę i z impetem rzucił się na wroga.
Książę spokojnie zripostował i tym razem ciął Ganaka w prawą rękę. Strumyczki krwi pociekły po
obu
spalonych na brąz przedramionach, Hawkmoon zaś jak dotąd nie odniósł żadnej rany. Ganak raz
jeszcze
rzucił się ku niemu w ślepej desperacji.
Teraz Hawkmoon wymierzył prosto w serce, chcąc zaoszczędzić piratowi dalszych zmartwień.
Ostrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl