[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przytaknęła ruchem głowy. Hunter cicho zaklął.
- No a potem wciągnęłaś mnie do tej gry - w dalszym ciągu mówił gniewnym, oskar\ającym
głosem.
- Nie mogłam sama ujawnić jego oszustw, ale za \adną cenę nie chciałam, by mu się udało -
wyjaśniła 'z westchnieniem. - Sądziłam, \e jęśli prasa dowie się, \e w Phoenix nie dokonano
\adnego rewelacyjnego odkrycia, to cała prawda wcześniej lub pózniej wyjdzie na jaw.
- I do tego wykorzystałaś mnie.
- Hunter, czy nie widzisz, \e byłeś moją jedyną
szansą? - spojrzała na niego błagalnie. - Czytałam przedtem twoje rel?or:ta\e o korupcji i o
działaniach rządu w Ameryce Srodkowej. Tą sprawa świetnie do ciebie pasowała, tyle w niej
chciwości i oszustw. Wiedziałam, \e gdy raz buldog Kincaide rozpocznie dochodzenie, nie
przerwie go, a\ wyjawi prawdÄ™.
- Ale nie sądziłaś, \e DeRocher zwali winę na ciebie?
- Wiedziałam, \e mo\e spróbować. Nigdy go nie lekcewa\yłam, Hunter. Dlatego wybrałam
ciebie. Myślałam, \e jesteś dość sprytny, by nie dać się zwieść. No i nie miałam wyboru.
- Niech to diabli! - zaklął i spojrzał na nią niemal z podziwem. - A ja przez cały czas wyrzucałem
sobie, \e wsadziłem kij w gniazdo os, które ciebie pogryzły. W rzeczywistości,. to ty wszystko
zaplanowałaś.
- Bardzo przepraszam - szepnęła. - Powinnam była ci powiedzieć, ale bałam się, ze gdybyś
wiedział, co mi grozi, nie zgodziłbyś się na podjęcie tej sprawy. - Z pewnością - odrzekł wprost. -
To wszystko śmierdzi. Ty wzięłaś winę na siebie, sekrecik Nealsa pozostał w ukryciu, a
DeRocher ma się świetnie.
JilI nie trudziła się, by mu odpowiedzieć. Hunter szeptał pod nosem coś, czego wolała nie
słyszeć.
- Nie rozumiem, jak mogJaś pozwolić, by tak mu się wszystko udało - powiedział z
rozdra\nieniem. - Teraz wszyscy myślą; \e DeRocher wykonywał istotne doświadczenia w
Phoenix i niewiele mu brakowało do znalezienia lekarstwa na stwardnienie rozsiane, ale ty
sfałszowałaś wyniki i wszystko zepsu~aś
- podczas gdy w rzeczywistości było dokładnie odwrotnie. Twoja kariera jest zrujnowana, a
DeRocher wkrótce będzie sławny. Zrobi furorę wykorzystując _ wyniki! twoich badań, tak jak
Neals wykorzystał prace Oftaga.
- Niezupełnie.
Hunter zatrzymał się i spojrzał na nią uwa\nie przez zmru\one powieki.
- Coś ty zrobiła?
- Nie jestem taka łatwowierna, jak myślisz, Hunter - Jill roześmiała się cicho. - Mo\e i cierpię na
skrajną naiwność, ale nie lubię, jak ktoś chce zrobić mnie w konia. Po ukazaniu się twojego
pierwszego artykułu członkowie rady wściekli się i postanowili zastopować wszystkie badania
nad stwardnieniem rozsianym. Na wszelki wypadek, bo a nu\ miałeś rację, a nie tylko wystawiłeś
się na oskar\enie o oszczerstwa. Kazali opieczęto\Vać laboratorium, \eby nikt nie mógł zatrzeć
śladów. Gdy odkryli, \e rzeczywiście ktoś robił sztuki z wynikami doświadczeń, zawiadomili
Komitet Nadzoru. Wiesz, co było dalej. Zebrane dowody wskazywały na mnie. Postawili
stra\nika przed moją pracownią, bym nie mogła usunąć \adnych d,owodów winy~ skonfiskowali
wszystkie moje notatki i materiały badań, no i wyrzucili mnie za drzwi, a\ do pełnego
wyjaśnienia sprawy.
Do dziś pamiętała pełne zdumienia niedowierzanie, gdy przekonała się, \e jej własna
pracownia stała się dla niej niedostępna. Nie zapomniała równie\ szoku i przera\enia w oczach
kolegów, gdy w pełnej ciszy obserwowali, jak opuszczała laboratorium pod eskortą dwóch
potę\nych stra\ników. Prawie nikt nie mógł spojrzeć jej w oczy.
- Dr Neals ostrzegł mnie wcześniej, miałam trzy godziny czasu. Dobrze je wykorzystałam. ~
Zimno się uśmiechnęła. - Przemknęłam się do pracowni, najpierw pocięłam i wyrzuciłam
wszystkie moje notatki, a pózniej dobrałam się do komputerowego konta DeRochera i
zmieniłam parę liczb.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - brwi Huntera stykały się nad nosem.
- Wszystkie wyniki moich badań, jakie ma teraz DeRocher, nie są warte funta kłaków. Nie uda
mu się powtórzyć moich doświadczeń, choćby starał się sto lat. Nie zrobiłam nic 'nazbyt
oczywistego - nie chciałam, aby zaczął coś podejrzewać - ale zmieniłam dość danych, by
wszystko mu się pokręciło. Nie jest dość dobry, by zrozumieć, czemu nic' mu nie wychodzi -
uśmiechnęła się złośliwie. - Będ\ie musiał popracować na swą sławę,' nie uda mu się
wykorzystać moich doświadczeń.
Hunter milcząc wpatrywał się w jej twarz, a gdy wreszcie w pełni zrozumiał, co zrobiła, parsknął
śmiechem.
- A ja zawsze myślałem, \e jesteś taka chodząca słodycz i dobrOć. Zaczynam sądzić, \e słodyczą
i dobrocią dorównujesz aligatorom, z którymi zabawiałaś się wczoraj.
- Czasami mi się udaje, Kincaide - jej uśmiech był ciepły i serdeczny.
- W cią\ czegoś nie rozumiem - wrócił do rzeczy Hunter. - Czemu uciekłaś? Sądziłem, i\ to
dlatego, \e mnie obcią\ałaś odpowiedzialnością za wszystko, co stało się w Phoenix, ale jeśli
sama wszystko zaplanowałaś, to dlaczego ...
- Uciekłam, bo byłam przera\ona - krótko odrzekła.
- Bałaś się mnie? - wykrztusił z trudem.
- I ciebie, i siebie. Ciebie, bo zmieniłeś się nie do poznania. Cały czas tylko węszyłeś i
wypytywałeś, wszystko poza dochodzeniem stało się dla ciebie niewa\ne, nawet ja. A siebie
bałam się, bo za bardzo mi na tobie zale\ało - uśmiechnęła się lekko, widząc wyraz Jego twarzy.
- Wykorzystałeś mnie, Hunt, a mnie to nie przeszkadzało, czy to normalne? Wiedziałam, \e
zale\y ci na materiałach do reporta\u, i gotowa byłam ci je dać. Kusiło mnie, by ci wszystko
powiedzieć, wyłącznie dlatego, by sprawić ci przyjemność. Stałam się tak od ciebie zale\na, \e
nienawidziłam samą siebie. Bałam się, \e albo sam dowiesz się prawdy o Nealsie, albo sama ci
wszystko powiem. Wolałam uciec. Myślałam, \e jeśli zniknę, to uznasz całą sprawę za
zakończoną i zapomnisz o Phoenix' i Nealsie - znowu się uśmiechnęła. - No, ale ty działałeś
zgodnie ze swym przezwiskiem. Gdy· raz poczuÅ‚eÅ› krew, ju\ nie puÅ›ciÅ‚eÅ›. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl