[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Atmosfera w całym domu stała się wyraznie napięta. BenHaim siedział w tym samym fotelu, w którym
zostawili go poprzedniego wieczoru być może siedział w nim przez cały ten czas. Z nieobecnym wyrazem
twarzy ssał dawno wygasłą fajkę.
Wygląda na to, że ThurgoodSmythe wywiera na nas pewien nacisk. Powinienem był domyślić się
wcześniej, iż nie ograniczy się jedynie do poproszenia nas o przysługę. To nie w jego stylu.
Co się właściwie stało? zapytała Dvora.
Obławy. Na całym świecie, w każdym niemal kraju. Raporty wciąż napływają. Nazywają to aresztowaniami
prewencyjnymi. Powołują się na stan zagrożenia. Mają naszych ludzi, wszystkich. Misje handlowe i
przedstawicieli biznesu, a nawet tajnych agentów, o których sadziłem, że wciąż są bezpieczni. Wszystkich
aresztowano. Dwa tysiące ludzi, może więcej.
Przyciska śrubę przyznał niechętnie Jan. Czy podejrzewa pan, jaki może być jego następny krok?
Co więcej mógłby jeszcze zrobić? Tych kilka tysięcy naszych obywateli, których aresztował, są jedynymi
osobami, które legalnie, czy też nie, przebywają poza granicami Izraela. A on ma ich wszystkich. - Jestem
pewny, że to do czegoś prowadzi. Znam sposób, w jaki ThurgoodSmythe przeprowadza swe operacje i
wiem, że to dopiero pierwszy krok.
Ponure prognozy Jana sprawdziły się w przeciągu niecałej godziny. Na wszystkich dwustu dwunastu
kanałach telewizyjnych przerwano nadawanie bieżących programów, by podać ważne obwieszczenie.
Wygłaszał je doktor Bal Ram Mahant, obecny Prezydent Narodów Zjednoczonych. Stanowisko to od dawna
było wyłącznie tytularne, a jego funkcja polegała głównie na otwieraniu i zamykaniu kolejnych sesji Narodów
Zjednoczonych. Czasami wygłaszał także przemówienia, przy okazjach takich, jak ta. Orkiestra wojskowa
grała dziarskie marsze, a cały świat obserwował ekrany i czekał. W końcu dzwięki muzyki zamarły, a na
ekranie ukazała się twarz doktora Mahanta. Skinął głową, jakby przed niewidzialną publicznością i zaczął
mówić wysokim, podniesionym głosem:
Obywatele świata. Jesteśmy pośrodku toczącej się, okrutnej wojny, spowodowanej przez anarchistyczne
elementy zamieszkujące planety Konfederacji Ziemi. Nie jestem, tu jednak po to, by mówić o wielkich
bitwach, które nasi dzielni żołnierze toczą i wygrywają w imię całej ludzkości. Jestem tu, by opowiedzieć
wam o większym nawet zagrożeniu dla naszego bezpieczeństwa. Pewne ilości osobników z Izraela,
przejmuje dostawy tak życiowo dla nas ważnej żywności, dla swych własnych celów. Są oni żerującymi na
wojnie spekulantami, robiącymi fortuny na nieszczęściu i głodzie innych. Nie możemy na to pozwolić. Muszą
oni zrozumieć, że ich postępowanie jest sprzeczne z etyką i prawem. Sprawiedliwości musi się stać zadość,
zanim inni zdecydują się podążyć ich śladem. Doktor Mahant westchnął, wszak ciężar odpowiedzialności za
świat spoczywał na jego barkach. Najwidoczniej zaakceptował to brzemię, wzruszył bowiem lekko
ramionami i kontynuował dalej:
Nawet w tej chwili nasze wojska posuwają się w głąb Egiptu, Jordanii i Syrii, oraz wszystkich pozostałych
najważniejszych producentów żywności w tym rejonie. Przyrzekam, iż nikt z was nie będzie głodny. Dostawy
żywności będą kontynuowane pomimo oburzających praktyk tej egoistycznej mniejszości. Rebelia zostanie
złamana i wspólnie podążymy ku ostatecznemu zwycięstwu.
Twarz Prezydenta zastąpiona została powiewającą na wietrze białobłękitną flagą Ziemi. Z głośników
buchnął ogłuszający aplauz. Trąby zagrzmiały nawet głośniej, niż na początku audycji.
BenHaim wyłączył telewizor.
Nic z tego nie rozumiem przyznał zdezorientowany Jan.
Za to ja rozumiem bardzo dobrze odparł BenHaim. Zapomina pan, że reszta świata nie ma nawet pojęcia
o istnieniu naszego narodu. Nie obchodzą ich nasze losy, byleby tylko ich brzuchy napchane były do pełna.
Te ziemie zamieszkane są przez spokojnych wieśniaków, którzy wysyłają swe produkty poprzez własnych
przedstawicieli. Lecz to my nauczyliśmy ich, jak nawadniać i użyzniać pustynię, to my zapewniliśmy im
niezbędne rynki zbytu na ich produkty. W naszym wreszcie posiadaniu znajdują się wszystkie morskie i
powietrzne środki transportu. Do tej pory. Czy widzi pan, co on zamierza z nami zrobić? Zewsząd jesteśmy
wypędzani, ponownie zamykani w obrębie własnych granic. Wkrótce nastąpią dalsze restrykcje. A wszystko
to jest dziełem jednego tylko człowieka ThurgoodSmythe'a. Nikt nie przejmuje się losem tego niewielkiego
zakątka świata, nie w obecnych czasach. I proszę zauważyć, jakim znakomitym okazał się znawcą historii. Z
jaką pieczołowitością odszukał stare terminy, których głównym zadaniem już w średniowiecznej Europie
było podsycanie antysemityzmu. Spekulanci, krwiopijcy, bogacący się gdy reszta przymiera głodem. Jego
przesłanie jest zupełnie jasne.
Jan skinął głową.
Ma was w garści. Jeżeli nie zrobicie, czego chce, będzie cierpiał cały wasz kraj.
Ten kraj i tak będzie cierpiał. Przetrwamy jedynie wtedy, gdy wielkie potęgi tego świata nie będą zwracały
na nas uwagi. Tak naprawdę, to tych naszych kilkanaście bomb atomowych przeciwko ich setkom tysięcy
stanowi bardzo iluzoryczną równowagę. Jesteśmy zbyt mali i słabi, by zawracać sobie nami głowę. Tak
długo, jak pozostawaliśmy spokojni i zapewnialiśmy im w zimie świeże pomarańcze i avocado, byliśmy
bezpieczni. Teraz ThurgoodSmythe chce to wszystko zmienić, a wojna dostarczyła mu doskonałego
pretekstu. Ich oddziały suną wolno w stronę naszych granic. Nie możemy ich powstrzymać. Zajmą wszystkie
wyrzutnie naszych rakiet porozmieszczane poza granicami naszego państwa. A gdy tego dokonają, będą
mogli zrzucić własne bomby lub wysłać czołgi. Nie będzie to już miało większej różnicy. Tak czy owak,
przegramy.
ThurgoodSmythe rzeczywiście może tego dokonać rzucił ze złością Jan. Nie z zemsty, iż nie otrzymał
waszej pomocy byłoby to działanie emocjonalne, a osobników emocjonalnych zawsze można przekonać,
by zmienili zdanie. Lecz ThurgoodSmythe jest człowiekiem innego pokroju. Działa bez zbędnych nerwów i
zawsze doprowadza do końca to, co zaplanował. Chce, byście byli tego pewni.
Zna go pan bardzo dobrze powiedział BenHaim, spoglądając uważnie w twarz Jana. -A ja sądziłem, że to
tylko zbieg okoliczności. Teraz rozumiem, dlaczego jako emisariusza przysłał właśnie pana. Nie było
właściwie potrzeby, by pan osobiście doręczył nam jego przesłanie. Chciał jednak, byśmy byli absolutnie
pewni jego motywów, byśmy dokładnie wiedzieli, jakim jest typem człowieka. Jest więc pan adwokatem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl