[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wy znali Johnny ego. Może. Ale w głębi duszy miałem przeczucie, że to jakaś
grubsza sprawa. NaprawdÄ™ wielka. ZgarnÄ…Å‚em drobniaki z wilgotnego kontuaru
i znów wziąłem się do roboty.
Przejażdżka na Coney Island przyniosła mi przyjemne ukojenie. Do godziny
szczytu zostało jeszcze jakieś dziewięćdziesiąt minut i jazda przez FDR Drive
i Battery Tunnel nie trwała długo. Przy Shore Parkway opuściłem szybę i na-
pełniłem płuca chłodnym morskim powietrzem od Narrows. Zanim dotarłem do
Cropsey Avenue, nie czułem już w nozdrzach woni krwi.
Dotarłem wzdłuż 17 Zachodniej do Surf Avenue i zaparkowałem przy ogro-
dzonej platformie samochodzików elektrycznych. Coney Island poza sezonem
wydawało się wymarłym miastem. Szkieletowe rusztowania kolejki górskiej
wznosiły się nade mną jak metalowo  drewniane pajęczyny, brakowało jed-
nak głośnych okrzyków, a wiatr pojękujący wśród przypór swym zawodzeniem
przypominał gwizd lokomotywy.
Po Surf Avenue kręciło się kilka podejrzanych indywiduów, szukających sobie
jakiegoś zajęcia. Po pustych ulicach wiatr gnał płachty gazet jak krzewy burzanu.
Wysoko w górze kołowała para mew, wypatrująca porzuconych resztek. Stoiska,
gdzie sprzedawano watę cukrową, stanowiska wróżek, salony gier i tunele strachu
były zamknięte na głucho. Wyglądały jak klowni bez makijażu.
Nathan s Famous było jak zawsze otwarte. Zajrzałem tam na hot doga i pi-
wo. Sprzedawca wyglądał, jakby prowadził swój bufet od dnia, kiedy otwarto tu
pierwszy lunapark, i spytałem go, czy słyszał kiedyś o wróżce zwanej Madame
Zora.
 Madame jak?
75
 Zora. Była bardzo popularna w latach czterdziestych.
 To masz pecha, stary  powiedział.  Pracuję tu niecały rok. Spytaj mnie
o prom na Statem Island. Od piętnastu lat prowadziłem bufet na Gold Star Mother.
No dalej, rzuć jakieś pytanie.
 Czemu to rzuciłeś?
 Nie umiem pływać.
 I co z tego?
 Boję się, że utonę. Nie chciałem kusić losu.  Uśmiechnął się, brakowało
mu czterech zębów. Przełknąłem resztę hot doga i popiłem piwem. Bowey, po-
między Surf Avenue a Boardwalk, było bardziej alejką w cyrku niż ulicą. Szedłem
nią, mijając mroczne stragany i stoiska, zastanawiając się, co począć dalej. Społe-
czeństwo Cyganów było bardziej zamknięte niż Ku  Klux  Klan w Georgii,
dlatego wiedziałem, że z tej strony nie mogę liczyć na żadną pomoc. Pora pokrę-
cić się tu i tam. W końcu może natrafię na kogoś, kto przypomni sobie Madame
Zorę i zechce o niej pogadać. Postanowiłem zacząć od Danny ego Dreemana. Pro-
wadził on muzeum figur woskowych na rogu 13 i Bowey. Spotkałem go w 1952,
kiedy dopiero co wyszedł z Dannemora po czteroletniej odsiadce. Federalni usiło-
wali wsadzić go za machlojki papierami wartościowymi, ale w rzeczywistości był
on jedynie kozłem ofiarnym dla pary oszustów z Wall Street, nazwiskiem Peavey
i Munro. Pracowałem dla trzeciej strony, ofiary ich machlojek, i przyłożyłem rękę
do rozwikłania tej sprawy. Danny wciąż miał wobec mnie dług, dlatego od czasu
do czasu puszczał farbę, kiedy zwracałem się do niego o pomoc w tej czy innej
sprawie.
Gabinet Figur Woskowych mieścił się w wąskim parterowym budynku wci-
śniętym pomiędzy pizzerię a salon gier. Wysokie na stopę, karmazynowe litery
układały się w napis:
ZOBACZCIE:
SAL AMERYKACSKICH PREZYDENTÓW
50 SAAWNYCH MORDERCÓW
ZABÓJSTWO LINCOLNA I GARFIELDA
DILLINGERA W KOSTNICY
PROCES  FATTY ARBUCKLE A
UCZY! BAWI! SZOKUJE!
W kasie siedziała harpia z barwionymi henną włosami, w wieku wdowy po
prezydencie Grancie, układając pasjansa, jak automat z sąsiedniego salonu gier.
 Zastałem Danny ego Dreemana?  spytałem.
 Jest z tyłu  mruknęła, wyłuskując z dołu talii waleta trefl.  Pracuje
przy galerii.
 Mogę wejść? Chcę z nim pogadać.
76
 Mimo to będzie to pana kosztowało  skinęła pomarszczoną głową w stro-
nÄ™ kartonika z napisem: WSTP 25 CENTÓW.
Wyjąłem z kieszeni ćwierćdolarówkę, wsunąłem przez okratowane okienko
i wszedłem. Gabinet cuchnął jak kanał ściekowy. Na zapadającym się kartono-
wym suficie pstrzyły się wielkie zacieki koloru rdzy. Wypaczona drewniana pod-
łoga skrzypiała i jęczała pod moimi stopami. Wzdłuż ścian, w przeszklonych ga-
blotach stały na baczność woskowe manekiny, cała armia Indian ze sklepów z ar-
tykułami tytoniowymi.
Pierwsza była sala amerykańskich prezydentów: galeria identycznych postaci
w strojach z wodewilowej wypożyczalni kostiumów. Następna była sala morder-
ców. Przeszedłem żwawo przez pomieszczenie obrazujące zbrodnię, chaos i mor-
derstwa. HallMills, Snyder  Gray, Bruno Hauptmann, Winnic Ruth Judd, zabój-
cy  Samotne Serca  byli tu wszyscy, uzbrojeni w woreczki z piaskiem, piły do
mięsa, wpychający rozczłonkowane zwłoki do skrzyń i kufrów, tonący w powodzi
czerwonej farby. Na samym końcu odnalazłem Danny ego Dreemana, klęczącego
w jednej z gablot. Był to mały człowieczek w znoszonej, wyblakłej bluzie robo-
czej i szarych, wełnianych spodniach. Zadarty nos i rzadki jasny wąsik nadawały
mu wyglądu przerażonego chomika. Wrażenia dopełniało gwałtowne mruganie
powiek, kiedy mówił. Postukałem w szybę, a on uniósł wzrok; spojrzał na mnie
i uśmiechnął się, trzymając w ustach kilka gwozdzików do wykładzin. Wymamro-
tał coś niezrozumiale, odłożył młotek i wypełzł tyłem na zewnątrz. Pracował nad
odwzorowaniem dokonanego w zakładzie fryzjerskim zabójstwa Alberta Anasta-
zji, Niesławnego Kata Murder Inc. Dwaj zamaskowani mordercy mierzyli z re-
wolwerów do siedzącej na fotelu postaci z zakrytą głową, podczas gdy fryzjer stał
z tyłu, czekając na kolejnego klienta.
 Się ma, Harry  zawołał radośnie Danny Dreeman, zachodząc mnie nie-
spodziewanie od tyłu.  I co myślisz o moim najnowszym majstersztyku?
 Wygląda, jakby wszyscy cierpieli na stężenie pośmiertne  odparłem. 
Umberto Anastazja, zgadza siÄ™?
 Wygrałeś darmowe cygaro. Musi być całkiem niezłe, skoro od razu odga-
dłeś.
 Byłem wczoraj przy Park Sheraton, więc to morderstwo od razu przyszło
mi na myśl.
 To będzie największa atrakcja nadchodzącego sezonu.
 Spózniłeś się o rok. Trup ostygł, nagłówki również.
Danny zamrugał nerwowo.  Fotele fryzjerskie są drogie. W ubiegłym sezo-
nie nie stać mnie było na taki zakup. Ale sam powiedz, że ten hotelik to istna żyła
złota dla mojego biznesu. Wiedziałeś, że w dwudziestym ósmym rąbnęli tam Ar-
nolda Rothsteina? Wtedy nazywał się jeszcze Park Central. Chodz, odwrócę go.
Sam zobaczysz.
77
 Kiedy indziej, Danny. Widziałem dość rzeczywistych zbrodni, wystarczy
mi tych atrakcji na dłuższy czas.
 Tak też myślałem. Można się tego spodziewać. Co więc sprowadza cię w te
strony, o czym bym dotąd nie wiedział?
 Ty mi powiedz, wiesz przecież wszystko.
Oczy Danny ego wyglądały jak szalone semafory.
 Nic nie wiem  wykrztusił.  Ale domyślam się, że jeśli zjawia się u mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl