[ Pobierz całość w formacie PDF ]

adwokatom, że sami prosili Koziołkina o zaproponowanie Skałonowi złagodzenia wyroku, bo
nie są pewni winy Rogowa.
Siedzimy teraz w innej celi, 11-tej. Więcej tu powietrza, z okna widać kawałeczek Wisły,
czasami widać tratwy, a daleko za wałem las i małe wzgórza. Trzeba włazić na okno,
by zobaczyć. Nieraz talk włazimy, czepiając się kraty i patrzymy, aż nam ręce zdrętwieją.
Wyjęto nam przecie wreszcie ramy zimowe. Pomimo obietnicy zawiadowcy trzeba było
wciąż przez kilka dni im przypominać.  Dobrze" odpowiadają dyżurni i idą sobie, zamykając
drzwi; znowu trzeba wołać i znowu  dobrze, powiem zawiadowcy".
25 czerwca.
Otrzymałem następujący list od więznia z Ostrowca:  W maju 1908 r. naznaczano
do Ostrowca kapitana Aleksandrowa (naczelnika straży ziemskiej pow. grójeckiego, znanego
inkwizytora) i mianowano go naczelnikiem ochrany ostrowieckiego okręgu. Rozpoczął on
swoją działalność z całym oddaniem się i prawie systematycznie co kilka dni aresztował
po kilka lub kilkanaście osób aż do połowy stycznia b.- roku; w tym właśnie czasie spośród
aresztowanych w ciągu paru miesięcy i trzymanych w więzieniu wyłowił się prowok
Wincenty Kotwica (agitator PPS) i wskazał na Staniszewskiego i Bolesława Lucińskiego, jako
członków ostrowieckiego komitetu lokalnego PPS. Facetów aresztowano i rozpoczęto
torturowanie. Aleksandrów mieszka na końcu miasta i w tymże lokalu ma swoją kancelarię,
areszt zaś, w którym trzymano tych facetów, jest na drugim końcu miasta. Gdy więc strażnicy
30
przyszli do aresztu po Staniszewskiego, wezwanego na badanie, związali mu obydwie ręce w
tył postronkiem; koniec postronka trzymał strażnik, inni zaś strażnicy otoczyli ich kołem i
przez całą drogę z jednego końca miasta na drugi popędzali Staniszewskiego, prowadzonego
na postronku, to batami, to kolbami karabinów, to wreszcie kułakami, nagląc do pośpiechu.
Kiedy wreszcie Staniszewski stanął przed obliczem Aleksandrowa, ten zaproponował mu
przyznanie się, że jest członkiem komitetu, gdyż to mu karę złagodzi. Gdy na propozycję
Staniszewski milczał, Aleksandrów rozkazał swoim oprawcom wymierzyć mu batami 25
uderzeń, nadmieniając mu, że o ile się nie przyzna po 25, każe mu dać drugą porcję i więcej ;
groził 250 uderzeniami. Po tym rozkazie oprawcy rzucili się na Staniszewskiego, usiłując
ściągnąć z niego ubranie. Skazany jednak nie pozwolił się szarpać : sam się rozebrał i na życzenie
oprawców położył się na podłodze. Dwaj strażnicy chcieli się usadowić jeden na nogach,
drugi na głowie swej ofiary, lecz Staniszewski odezwał się:  jeżeli choć raz się ruszę lub
krzyknę to nie 25 ale 100 batów mi dajcie". Nahajka poszła w ruch, po 5 jednak czy 6
uderzeniach Aleksandrów rozkazał wstrzymać się. Gdy badany się ubrał, zrobiono mu na nowo
propozycję przyznania się, a gdy milczał, rozkazano strażnikom zagrać z nim w  ciuciubabkę".
 Gra" jest taka: strażnicy robią koło, jak do  ptaszka", i puszczają w środek swoją ofiarę,
kułakując ją i popychając od jednego strażnika do drugiego. Gdy po paru takich próbach
Aleksandrów nie mógł nic wydobyć, postawił mu do oczu świadka Kotwicę, który przemówił:
 co się pan będzie zapierał, kiedy przecież ja sam na pana głosowałem".
Po aresztowaniu Lucińskiego Aleksandrów zaczął go indagować w ten sam sposób. Luciński
przyznał się, że był członkiem lokalnego komitetu. Aleksandrów widząc w nim podatny materiał
obrał inną taktykę. Zaczął ubolewać nad Lucińskim, że cierpi niewinnie, że go szkoda, bo
młody i ma żonę, ale widzi dla niego deskę zbawienia: chcąc się uwolnić od kary za
niepopełnione przestępstwa, powinien tych wszystkich ludzi, którzy go namówili do
partii, wydać, a wtedy kara będzie mu darowana i zostanie wypuszczony na wolność.
Luciński w zupełności do tego się zastosował i zaczął sypać... Przy jego i Kotwicy
pomocy wyłowiono wszystkich, kto tylko nie zdążył drapnąć. Wielu cofnięto z zesłania i
nawet ze służby wojskowej, aresztując ich za dawne grzechy. Oprócz znęcań, jakie
stosowano do Staniszewski ego, Lucińskiego i innych, były fakty takie: przyjechał tu z
nami do X Pawilonu Szcześniak (młody chłopak; ma 11 spraw gardłowych) wsypany
przez Kotwicę. Gdy nie chciał się przyznać do zarzucanych mu czynów, a żona
Aleksandrowa nie mogła słuchać krzyku bitego, brano go wieczorem o 10 11 godzinie i
prowadzono w pole za miasto, tam rozbierano i bito do utraty przytomności, po czym
odprowadzano do kozy i wprost rzucano częstokroć nieprzytomnego na podłogę lub pryczę;
na drugi dzień rano prowadzono obitego wczoraj przed oblicze Aleksandrowa, a gdy
znów się wypierał, wieczorem powtarzała się egzekucja. W ten sposób załatwiono się z
bardzo wielu ludzmi. A., członek lokalnego komitetu, wyprowadzony pewnego wieczoru
na taką operację, chciał rozbić sobie głowę o ścianę, lecz tylko się skaleczył. Obito go za to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl