[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bardzo dobrze.
Pierwszym krokiem w sytuacji zadławienia ciałem obcym jest seria uderzeń w plecy. Stary sposób,
czasami skuteczny, ale nie tym razem.
Kolejny etap to chwyt Heimlicha, ale w przypadku czterolatka, drobnego i słabo umięśnionego,
należało uciskać ostrożnie.
Gdyby to nie poskutkowało, konieczna byłaby tracheotomia. Pierwszym z brzegu nożem Mike
musiałby przebić tchawicę, by włożyć do niej jakąkolwiek rurkę, nawet rurkę od długopisu. Ale nie
teraz, jeszcze nie!
Spróbował raz, bez rezultatu, drugi raz... Jest! Srebrna kulka wystrzeliła na podłogę, chłopiec
zachłysnął się powietrzem, jego policzki zaczęły nabierać koloru.
Rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi. Jeszcze przed chwilą pogrążona w ciszy sala ponownie1 roz-
brzmiała gwarem.
Mike czuł, jak opada mu adrenalina.
- Niech go pani zaprowadzi w jakieś spokojne miejsce, da mu coś do picia i pozwoli odpocząć kilka
minut. Zajrzę do niego. - Zwrócił się do gapiów. - Moi drodzy, jest dobrze. Za pięć minut Alex będzie
zdrowy jak rybka. Wracajmy do zabawy.
Gdy matka wyprowadzała Alexa, podeszła do Grace inna kobieta, blada jak płótno.
- One były bezpieczne. Na opakowaniu było napisane,
94
GILL SANDERSON
że można je jeść. - Chwyciła Grace za rękę. - Gdyby on umarł...?
- Pauline, te groszki są bezpieczne - pocieszała ją Grace. - Od lat pieczesz ciasta na wszystkie nasze
uroczystości i nigdy nic złego się nie wydarzyło. Może ta kulka, która dostała się Alexowi, była trochę
większa, a może przylepiła się do lukru. Jak nauczymy dzieci porządnie gryzć jedzenie, to nie będzie
problemów. Ja teraz poprowadzę liska, a ty zaparz herbatę dla rodziców.
Mike podziwiał podejście Grace do ludzi. Tak, on uratował Alexa, ale ona wiedziała, kto piekł to
ciasto, wiedziała, jak poczuje się ta kobieta i błyskawicznie ją pocieszyła oraz znalazła jej zajęcie.
Dzieci bawiły się dalej, a dorośli, jeden po drugim, podchodzili do Mike, by mu pogratulować.
- Przestałeś być obcym - zauważyła Grace, gdy przygasły światła w oczekiwaniu na przybycie
Mikołaja. -Zostałeś zaakceptowany.
Każde dziecko dostało prezent od Mikołaja, drugi wzięło sobie spod choinki. Potem wszyscy zaczęli
się rozchodzić. Na pożegnanie Bethany rzuciła się Grace na szyję.
- Ubieraj się, skarbie. Zobaczymy się w czwartek, żeby pojechać na konie. - Grace zwróciła się do
Mike'a. - Dzięki za pomoc, nawet jeśli była to dla ciebie próba ognia.
- Bardzo mi się podobało, poza wypadkiem Alexa. Wpadnij do nas. Zostało jeszcze trochę wina.
- Dzięki, ale muszę tu posprzątać, a potem pojadę do domu, bo jestem skonana.
Znowu padał śnieg. Wracając do domu, Mike wziął Bethany na barana. Dziewczynka dostała od
Mikołaja
PAMITNA ZIMA
95
czarodziejską różdżkę z różowymi wstążeczkami i brokatem. Wymachiwała nią, czarując każdą
mijaną zagrodę, a gdy znalezli się w domu, musiała o wszystkim opowiedzieć dziadkowi. James
spojrzał na syna.
- O co chodzi?
- Musiałem zastosować chwyt Heimlicha małemu chłopcu. - Masował kark. - Tato, zajmiesz się
Bethany? Grace została posprzątać salę, a chcę z nią porozmawiać.
- Ona za dużo pracuje. Zabierz ją na kolację do pubu. Tam bardzo dobrze karmią.
- Słusznie, tato, dzięki.
Gdy wszedł do sali, Grace zamiatała. Nie odezwał się słowem, ale sięgnął po czarny foliowy worek i
zaczął zbierać porzucone talerzyki i kubki.
- Nie rób tego. Kilka mam jeszcze tu wróci.
- Muszę coś robić, żeby się odprężyć. Bethany opowiada teraz dziadkowi, jak było na balu.
- Byłeś rewelacyjny w kwestii Alexa. Zadziałałeś błyskawicznie.
- Dzięki Bogu skutecznie. A ty kapitalnie zajęłaś się tą mamą, która upiekła to ciasto.
- Biedna Pauline była przerażona.
- Czy wiesz, że jesteś wyjątkowa? Grace, sprawy dzieją się tak szybko, że potrzebuję chwili oddechu.
Czy jak skończymy sprzątać, dasz się zaprosić do pubu? Ojciec mówi, że tam dobrze karmią.
Przez moment myślał, że Grace odmówi.
- Chwila oddechu? To brzmi zachęcająco. Dziękuję, z przyjemnością.
ROZDZIAA ÓSMY
Przekraczając próg pubu, poczuła, jak opuszcza ją napięcie. W bogato udekorowanym gwarnym
wnętrzu panowała zdecydowanie świąteczna atmosfera. Gdy przepychali się do stolika w rogu, z
różnych stron dobiegały ich pozdrowienia.
- Cześć, Grace! Dobry wieczór, doktorze.
- Szkoda, że wcześniej tu nie wpadłem - powiedział z uśmiechem Mike. - Najpierw drink, następnie
interesy, a na koniec relaks. Czego siÄ™ napijesz?
- Czerwonego wina. - Obserwowała, jak omiatając wzrokiem półki nad barem, Mike konsultuje się z
barmanem. W końcu wrócił do stolika z dwoma kieliszkami, butelką oraz kartą dań.
- Zdrowie.
- Zdrowie. - Podniosła kieliszek do warg. Wino było wyśmienite. - Co to za interesy?
- Kupno dworu. Minie trochÄ™ czasu, zanim prawnicy siÄ™ dogadajÄ… i podsunÄ… nam umowÄ™ do
podpisania. Nie rozumiem, dlaczego to tyle trwa. - Potarł czoło. - Niezależnie od tego już teraz
chciałbym przystąpić do działania. Mógłbym, na przykład, przeprowadzić remont kapitalny
centralnego ogrzewania. Albo kuchni. Albo wziąć się za kosztorys ogrodu zimowego. Chciałem cię
zapytać, czy już mogę zaczynać. Czy ufasz mi, że nie wycofam się z tej transakcji?
PAMITNA ZIMA
97
Czy mu ufa? Poprzedni dwaj mężczyzni, którzy mieli coś wspólnego z dworem, okazali się niegodni
zaufania, ale teraz to jest Mike. On jest inny.
- Tak, ufam.
- Na pewno? Nie chcę, żebyś się bała, że sprowadzam rzeczoznawcę, żeby zbić cenę, w międzyczasie
rozgrzebując dom tak, że nie będzie nadawał się do sprzedaży. Muszę się zorientować, co trzeba
naprawić.
- W porządku, Mike, mam do ciebie zaufanie. Mogę ci dać zapasowe klucze. Kiedy chcesz zacząć?
- Najlepiej jutro.
Jutro! Błyskawicznie. Tego się po nim nie spodziewała. A może jednak? To przecież ta sama
nieustępliwość, z jaką przekonywał starego pana Lawrie o konieczności położenia się w szpitalu. Taki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl