[ Pobierz całość w formacie PDF ]

został sam na sam z dwiema szlochającymi niewiastami. W
przerażeniu usiłował wymyślić coś, żeby odwrócić ich uwagę.
- Nie ma za co - powiedział. - A co u Chelsea?
- Przechodzi kwarantannę. Zabrali wszystkie psy, które zdołali
złapać. - Sue przytknęła chusteczkę do oczu, po czym wyprostowała
się, a Stefano z ulgą stwierdził, że niebezpieczeństwo minęło. Zapadła
niezręczna cisza.
- No... - powiedziała w końcu Bonnie do Sue. - A czy słyszałaś,
co rada szkoły postanowiła w sprawie Znieżnego Balu?
- Słyszałam, że zebrali się rano i właściwie chcą nam pozwolić go
zorganizować. Ale ktoś powiedział, że rozmawiali w tej sprawie z
policją. O, ostatni dzwonek! Lećmy na historię, zanim Alaric wpisze
nam uwagi.
72
RS
- Przyjdziemy za minutę - powiedział Stefano. - Kiedy ma być
ten Znieżny Bal?
- Trzynastego. W piątek - powiedziała Sue, po czym skrzywiła
się niemiłosiernie. - O rany, trzynastego w piątek. Nawet nie chcę
myśleć... Ale to mi przypomina, że chciałam z wami porozmawiać
jeszcze o czymś. Dziś rano wycofałam się z konkursu na Królową
Zniegu. To wydało mi się... Tak musiałam zrobić. I tyle. - Sue oddaliła
się w pośpiechu, niemal biegiem.
- Bonnie, co to jest Znieżny Bal? - spytał Stefano.
- To taki bal bożonarodzeniowy, tylko zamiast królowej balu
wybieramy Królową Zniegu. Po tym, co się zdarzyło przy okazji Dnia
Założycieli, bal chcieli odwołać. I jeszcze te psy wczoraj... Ale zdaje
się, że jednak się odbędzie.
- Trzynastego w piątek - dodał ponuro Stefano.
- Owszem. - Bonnie znowu miała wystraszony wyraz twarzy, jak
gdyby starała się wydawać mniejsza i nie rzucać w oczy. - Stefano, nie
patrz na mnie w ten sposób. Przerażasz mnie. Co jest nie tak? Czego
się boisz? Co się stanie na tym balu?
- Nie wiem.
Ale coś na pewno, pomyślał Stefano. Jeszcze żadna uroczystość w
Fell's Church nie odbyła się bez udziału innej mocy - a to mógł być
już ostatni bal w tym roku. Ale nie było sensu teraz o tym rozmawiać.
- Chodz, naprawdę się spóznimy.
Miał rację. Gdy weszli, Alaric Saltzman stał juz przy tablicy,
podobnie jak na pierwszej lekcji historii. Jeżeli nawet zdziwił się, że
przychodzą spóznieni, nie dał tego po sobie poznać i obdarzył ich
promiennym uśmiechem.
A zatem ty jesteś tym, który poluje na łowcę, pomyślał Stefano,
zajmując miejsce. Ale czy jesteś jeszcze kimś? Inną mocą?
Nic nie wydawało się mniej prawdopodobne. Alaric, z tymi nieco
zbyt długimi jak na nauczyciela włosami o barwie piasku i chłopięcym
uśmiechem, który wbrew wszystkiemu nigdy nie schodził mu z
twarzy, wydawał się zupełnie nieszkodliwy. Ale Stefano zawsze
strzegł się tego, co z pozoru wydawało się niegrozne. A jednak trudno
73
RS
mu było uwierzyć w to, że to Alaric Saltzman stał za atakami na Elenę
albo za szaleństwem psów. Nie mógłby tak doskonale grać.
Elena. Stefano zacisnął pięści pod ławką, a w piersi poczuł ból.
Nie chciał o niej myśleć. Przetrwał ostatnie pięć dni wyłącznie dzięki
temu, że spychał ją w najdalsze zakamarki umysłu, nie pozwalał, by
jej obraz stawał mu przed oczami. Oczywiście sam wysiłek, jaki
wkładał w trzymanie jej na bezpieczną odległość, pochłaniał mu
większość czasu i energii. A tu, w klasie, sytuacja nie mogła być
gorsza. Lekcja w najmniejszym stopniu nie zaprzątała jego uwagi. Nie
pozostawało mu nic, tylko myśleć o niej.
Zmusił się, by oddychać powoli i spokojnie. Elena była
bezpieczna i to się liczyło. Nic innego. Ale nie zdążył nawet
dokończyć w myślach tego zdania, gdy poczuł nagły przypływ
zazdrości, bolesny jak uderzenie bata. Ilekroć myślał o Elenie, musiał
pomyśleć także i o nim.
O Damonie, który cieszył się wolnością, ile tylko chciał. Który
właśnie w tej chwili mógł być z Eleną.
W umyśle Stefano rozgorzał gniew, jasny płomień zmieszał się z
gorącym bólem w piersiach. Stefano wciąż nie wierzył do końca, że to
nie Damon wrzucił go, krwawiącego i nieprzytomnego, do studni, by
tam skonał. I traktowałby cały pomysł Eleny z inną mocą, gdyby dał
się przekonać, że to na pewno nie Damon doprowadził ją do śmierci.
Damon był zły; nie znał litości ani nie miał skrupułów...
I cóż on takiego zrobił, czego ja nie zrobiłem? - zapytał Stefano
sam siebie po raz setny. Nic.
Tylko zabił.
Stefano starał się zabić. Chciał zabić Tylera. Na to wspomnienie
lodowaty płomień wściekłości skierowanej na brata nieco przygasł, a
Stefano obrócił się, by spojrzeć na ławkę w końcu sali.
Była pusta. Chociaż Tyler dzień wcześniej wyszedł ze szpitala,
wciąż nie wrócił do szkoły. Jednak Stefano nie obawiał się kłopotów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl