[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Odchodzimy jeden po drugim. Taka jest prawda, Thorze. Jesteś jednym
155
z niewielu, którym jeszcze zależy. Nieliczni są ci, co nie padli ofiarą alkoholizmu
lub onksu.
— A cóż to jest? Jakaś choroba? — zapytała Kate. Znowu ogarniała ją złość.
Wbrew własnej woli wyciągnięta z mieszkania i wleczona na końcu młota nad ca-
łą wschodnią Anglią, czuła się głęboko poirytowana faktem, że zmusza się ją teraz
do konwersacji z ogarniętą manią samobójczą staruszką, podczas gdy Thor siedzi
sobie, zadowolony, zwaliwszy na nią brzemię, którego wcale nie miała ochoty
dźwigać.
— To przypadłość, kochanie, której ulegają tylko bogowie. Polega na tym,
że nie ma się dłużej ochoty być bogiem, i właśnie dlatego zapadają na nią tylko
bogowie, rozumiesz.
— Rozumiem.
— W ostatnim stadium choroby po prostu kładziesz się na ziemi, a po chwili
wyrasta ci z głowy drzewo i po wszystkim. Łączysz się na nowo z ziemią, prze-
sączasz się w jej trzewia, przepływasz przez jej życiodajne arterie, a w końcu wy-
pływasz jako ogromne, czyste źródło i, co prawdopodobne, wpuszczają w ciebie
natychmiast ogromny ładunek chemicznych odpadów. Być bogiem to dziś ponury
interes, nawet kiedy się jest tylko martwym bogiem.
Umilkła na chwilę, zadumana.
— No dobrze — rzekła wreszcie, trzepnąwszy dłońmi po kolanach. Jej wzrok
prześliznął się po Thorze, który otworzył już oczy, ale tylko po to, żeby zapatrzyć
się we własne kolana i kłykcie. — Tak. Słyszałam, że masz dzisiaj spotkanie,
Thorze.
— Mhm — mruknął Thor, nieporuszony.
— Słyszałam, że wezwałeś dzisiaj wszystkich do Wielkiej Hali na Godzinę
Wyzwania, zgadza się?
— Mhm — odrzekł Thor.
— Hm, Godzina Wyzwania? No cóż. . . Między tobą a ojcem od dłuższego
czasu nie układa się najlepiej, co?
Thor nie miał zamiaru dać się wciągnąć. Nie odpowiedział.
— Według mnie, ta historia z Walią była koszmarna — ciągnęła Tsuliwaen-
sis. — Nie wiem, dlaczego na to pozwoliłeś. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że
to twój ojciec i Ojciec Wszechrzeczy, i że to bardzo komplikuje sprawy. Ale ten
Odyn, ten Odyn. . . Znam go już od tak dawna. Wiesz, że kiedyś zgodził się złożyć
w ofierze jedno oko, żeby dostać w zamian mądrość? Jasne, że wiesz, kochanie,
jesteś przecież jego synem, prawda? No cóż, zawsze twierdziłam, że jeśli chodzi
o tę akurat umowę, powinien narobić szumu — powinien zażądać oka z powro-
tem. Wiesz, co chcę przez to powiedzieć, Thorze? I jeszcze ten obrzydliwy Toe
Rag. To ktoś, kogo należy się strzec, Thorze, bardzo się strzec. No cóż, spodzie-
wam się, że jutro rano o wszystkim usłyszę, prawda?
Thor wstał, przesuwając plecami po ścianie. Ciepło uścisnął dłonie staruszki
156
i obdarzył ją skąpym uśmiechem, lecz nie odezwał się. Lekkim skinieniem głowy
zasygnalizował Kate, że wychodzą. Ponieważ była to jedyna rzecz, jakiej w tej
chwili pragnęła, oparła się pokusie rzucenia przekornego: „Naprawdę?”, i wywo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl