[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pokazał się następny slajd i ze zdumienia aż zamrugałem oczami. Staliśmy z Indią
bardzo blisko siebie, pod rękę, wpatrując się w diabelski młyn na Praterze.
 Ukryta kamera!  Paul wziął garść popcornu.  Założę się, że żadne z was nie
wiedziało, że zrobiłem to zdjęcie!
 Nie, skąd, pokazałeś mi je tylko dwanaście razy! Następny slajd.
 Mógłbym dostać odbitkę, Paul?
 Jasne, Joey, nie ma sprawy.
Przemknęła mi przez głowę bolesna myśl, że kiedyś, gdzieś daleko, Tate owie będą
pokazywać te slajdy komuś innemu i ten ktoś spyta obojętnym tonem, kim jest facet sto-
102
jący obok Indii. Znałem buddyjskie powiedzenie, że przemijalność rzeczy rani, i rzadko
spędzało mi to sen z powiek. Niemniej, gdy szło o Paula i Indię, naprawdę się zastana-
wiałem, co bym bez nich zrobił. Wiedziałem, że życie biegłoby dalej, ale byłoby to tak,
jak z chorymi na serce, którym lekarz zabrania używać soli. Po jakimś czasie zaczynają
się chwalić, że ją odstawili i zupełnie im jej nie brakuje. Wielkie rzeczy. Każdy może
p r z e t r w a ć; jednakże celem życia jest nie tylko przetrwanie, lecz także znalezienie
w nim odrobiny przyjemności. Ja też mógłbym żyć bez soli, ale nie byłbym szczęśliwy.
Ilekroć spojrzałbym na stek, myślałbym sobie, o ile lepiej by smakował, gdybym tylko
mógł go trochę posolić. To samo odnosiło się do Tate ów: podróżowali przez życie tak
swobodnie i radośnie, że chciałeś im w tej podróży towarzyszyć. Dzięki nim wszystko
stawało się dużo bogatsze i pełniejsze.
Po tym, co się wydarzyło w moim życiu, byłem rozdarty między strachem przed
miłością a tęsknotą za nią. W krótkim czasie naszej znajomości Tate owie nieświado-
mie sforsowali mury mojego serca i sprawili, że zacząłem wymachiwać czerwoną flagą
miłości tak wysoko, jak tylko się dało. Nie wiedziałem, czy kocham ich pojedynczo,
czy też razem, jako Paula i Indię / Indię i Paula. Nie dbałem jednak o to, bo nie miało to
znaczenia. Kochałem ich i to mi wystarczało.
Rozdział 4
Pewnego dnia Paul ni stąd, ni zowąd zadzwonił i oświadczył, że jedzie w dwutygo-
dniową podróż służbową na Węgry i do Polski. Nie chciał jechać, ale musiał, i tyle.
 Joey, chodzi o to, że unikam tych cholernych wyjazdów, jak mogę, bo czasami
India staje się nerwowa i przygnębiona, jeśli nie ma mnie dłużej niż kilka dni. Rozu-
miesz? Nie zdarza jej się to za każdym razem, ale czasem wpada w lekką histerię. . .
Dokończył to zdanie niemal szeptem i przez kilkanaście sekund na linii panowała
cisza.
104
 Nie ma sprawy, Paul. Będziemy spędzać razem mnóstwo czasu. O nic się nie
martw. Myślałeś, że ją opuszczę, czy co?
Westchnął i odezwał się już swoim normalnym głosem  twardym i stanowczym.
 To świetnie, Joey. Prawdziwy z ciebie przyjaciel. Nie wiem, co mi strzeliło do
głowy. Przecież to jasne, że się nią zaopiekujesz.
 Hej, vuoi un puno?
 Co?
 To po włosku  chcesz w dziób? Za kogo ty mnie uważasz?
 Wiem, wiem, kretyn ze mnie. Ale opiekuj się nią n a p r a w d ę dobrze, Joey.
Jest moim skarbem.
Skończywszy rozmowę, długo trzymałem słuchawkę w dłoni. Paul wyjeżdżał tego
popołudnia i miałem zjeść z Indią kolację. Zastanawiałem się, co powinienem włożyć.
Moje nowiusienkie, nieprzyzwoicie drogie spodnie od Gianniego Versace? Dla Indii
Tate tylko to, co najlepsze.
Kiedy się ubierałem, przemknęła mi przez głowę myśl, że dokądkolwiek pójdziemy
w ciągu najbliższych dwóch tygodni, ludzie będą nas brać za małżeństwo. India i Joe.
105
Nosiła ślubną obrączkę i jeśli ktoś ją zauważy, pomyśli, że dostała ją ode mnie. India
i Joseph Lennoxowie. Uśmiechnąłem się do siebie w lustrze i zacząłem nucić starą
piosenkę Jamesa Taylora.
India włożyła tweedowe bryczesy koloru złotych jesiennych liści i rdzawy golf. Bez
przerwy trzymała mnie pod rękę, była zabawna, elegancka i jeszcze bardziej urocza niż
zwykle. Od początku prawie nie wspominała o Paulu i po jakimś czasie ja też przesta-
łem.
Zakończyliśmy ten pierwszy wieczór w snack-barze nieopodal Grinzingu. Gang
punkowatych motocyklistów posyłał nam mordercze spojrzenia, ponieważ się śmia-
liśmy i znakomicie bawiliśmy. Nie próbowaliśmy ukryć naszego zadowolenia. Jakiś
chłopak z ogoloną głową i agrafką w uchu zmierzył mnie wzrokiem pełnym  nie wie-
działem  odrazy czy zazdrości. Jakim prawem taki sztywniak jak ja tak dobrze się
bawi? To niewłaściwe, niesprawiedliwe. Po jakimś czasie motocykliści wyszli. Po dro-
dze wszystkie dziewczyny przyczesały sobie włosy, a chłopcy ostrożnie, powoli, niemal
z czułością włożyli na głowy wielkie, okrągłe kaski.
106
Staliśmy pózniej na rogu ulicy vis-a-vis snack-baru, czekając w jesiennym chłodzie
na tramwaj do śródmieścia. Zmarzłem momentalnie. Złe krążenie. Widząc, że cały się
trzęsę, India roztarła mi ramiona. Był to poufały, intymny gest i zacząłem się zastana-
wiać, czy zrobiłaby to w obecności Paula. Cóż za absurdalna, niska myśl, uwłaczająca
zarówno Indii, jak i Paulowi. Zrobiło mi się wstyd.
Na szczęście India zaczęła śpiewać i przełamawszy moje poczucie winy, ostrożnie
do niej dołączyłem. Odśpiewaliśmy Love Is a Simple Thing, Summertime i Penny Can-
dy. Ośmielony, zaintonowałem Under the Boardwalk, ale powiedziała, że nie zna tej
piosenki. Nie zna Under the Boardwalk?
Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Dodałem, że to przebój
wszech czasów, ale tylko ponownie wzruszyła ramionami i spróbowała puścić kółko
z pary ciepłego oddechu. Powiedziałem, że musi się go nauczyć, i że nazajutrz ugotuję
dla nas kolację i puszczę jej wszystkie moje stare płyty Driftersów. Odparła, że dobrze.
W porywie entuzjazmu nie zdawałem sobie sprawy, co robię. Zaprosiłem ją do siebie
samą. S a m ą. Kiedy to do mnie dotarło, wydało mi się, że jest dziesięć stopni mniej.
107 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl