[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i czysto, co było pewną pociechą.
 A tak. Jasne, racja. Dostrojenie!  Poczułem, jak ciepły podmuch oddechu
rozszedł się po wnętrzu hełmu.
Urządzenie kliknęło szybko dwa razy, zaburczało i ucichło, a po chwili przed
oczami mignęła mi zielona błyskawica i coś eksplodowało w hełmie na tyle silnie,
że strąciło mnie z fotela na podłogę. Prosto na odkurzacz. Mała dzielna maszynka
próbowała jechać dalej, wierciła się i popiskiwała, ale przygnieciona masą ponad
stu pięćdziesięciu funtów żywej wagi nie miała szans. Uniosłem ręce, żeby zerwać
hełm, który wypełnił się tymczasem smrodem palonych obwodów.
 Pomocy!
 Sir, sir, proszę się nie ruszać, sir. . .
 Zdejmijcie to ze mnie!
Ktoś mnie pchnął i przetoczył, szybko rozpiął mocowanie hełmu i ściągnął
go jednym, silnym szarpnięciem. Pierwsze, co ujrzałem, to leżący na boku od-
kurzacz. Jeden z ochroniarzy trzymał hełm i patrzył na mnie. Z poważną miną,
chociaż oczy mu się śmiały. Obok stała ekspedientka i załamywała ręce.
 To się jeszcze nigdy nie zdarzyło! Nigdy!
 No to mam szczęście. Co się stało?
 Nie wiem, sir.
 Nie wie pani. Sprzedaje pani towar, który zmienia się nagle w kuchenkę
mikrofalową, a pani nie wie, czemu? Dostrojenie, kurde. Moja dupa!
 Nic ci nie jest, Frannie?
90
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, zegarek Susan pisnął nachalnie. Przygryzła
wargi.
 To sygnał alarmowy. Odbiorę, musi chodzić o coś ważnego.
 No. I jeszcze moja głowa!
Uniosła zegarek do ust i coś wymamrotała. Podczas gdy rozmawiała, eks-
pedientka spytała mnie nieśmiało, czy zechcę wypróbować jeszcze jednego Bi-
ca. Zgromiłem ją wzrokiem. Potem dopiero zrozumiałem, że to była moja wina.
Hełm zaczął się fajczyć, bo komputer ześwirował, próbując odtworzyć wspomnie-
nia z czasu, którego jeszcze nie przeżyłem.
 Frannie, to Gus Gould. Mówi, że Floon oszalał. Chciał cię zaskoczyć
czymś przy śniadaniu i dostał ataku furii, że sobie poszliśmy.
Dotknąłem ostrożnie moich brwi. Zabolało.
 Poszliśmy sobie, bo to dupek. Dość mam niespodzianek.
 Ale to G e o r g e. Caz znalazł George a Dalemwooda i sprowadził go tutaj.
Czeka na ciebie w hotelu.
Spojrzałem na moje palce: były brudne od szczątków przypalonych brwi. Ale
co tam, jutro zginę pod motocyklem, furda brwi. Kto zwróci na nie uwagę?
 Ile mam lat, Susan?
 Siedemdziesiąt cztery.
 Jej oblicze wyrażało jedynie miłość i troskę.
 Na co umarła Magda?
 Na guz mózgu.
 Jezu słodki!
 Frannie, George kazał ci przekazać, że znalazł Vertue. Ma go ze sobą, co-
kolwiek to znaczy.
 Wiem, co to znaczy. Chodzmy.
Nie mogłem się doczekać powrotu do hotelu, ale w okolicy nie było akurat
żadnej taksówki, a moje nogi nie chciały nieść mnie zbyt szybko. Trzydzieści łat
po tajemniczym zniknięciu mój dawny przyjaciel pojawia się nagle w Wiedniu,
i to ze wskrzeszonym psem sprzed wieków? Ale określenie, że  znalazł Vertue ,
sugerowało, iż może chodzić o coś więcej niż tylko o samego psa.
Gdy ujrzałem hotel, zaraz sił mi przybyło. Jeszcze chwila. I wreszcie. . . Mu-
siałem tylko spławić jakoś Floona i dopaść George a sam na sam. On odpowie na
moje pytania. Jemu będę mógł nawet zrelacjonować wszystko, skąd się tu wzią-
łem i tak dalej, bo George zrozumie. Gdzie on się podziewał przez trzydzieści lat?
Co porabiał? Czemu opuścił Crane s View i zniknął na jedenaście tysięcy dni?
I czy naprawdę znalazł psa?
Wszystkie te (i jeszcze inne) pytania tłoczyły się w mojej głowie niczym pa-
sażerowie w porcie lotniczym przed świętami. Nie wiedziałem, od czego zacząć,
wszystko chciałbym wiedzieć od razu. Co się tak grzebiesz, stary? Tam w środku
czeka na ciebie George Dalemwood, który wie wszystko. Już niedługo!
91
Ulica była pełna ludzi, zatem nic dziwnego, że nie widziałem go, jak podcho-
dził. Susan już dwa razy poprosiła mnie, abym zwolnił, ale nie posłuchałem. Być
może George będzie wiedział nawet, jak uratować Magdę. . .
 Przepraszam, panie McCabe, ale nie może pan wejść do hotelu.
 Astopel! A ty czemu tutaj?  Rozejrzałem się, czy i Franniego juniora
gdzieś nie widać. Ale nie, Astopel był sam, a po chwili obaj zaznaliśmy szczegól-
nej samotności. Wszystko wkoło zamarło nagle, niczym na fotografii. Susan też.
Stała obok, wyraznie zaniepokojna, z wyciągniętą ku mnie ręką.
 Nie możesz się spotkać z George em.
 C z e m u n i e?
 Bo sam musisz znalezć odpowiedzi. Już ci to mówiłem. Nie możesz wypy-
tywać innych. To musi być twoja własna robota, panie McCabe.
 Gdy parę chwil temu mało się nie upiekłem, całkiem bez sensu zresztą, to
nie protestowałeś, a teraz mówisz, że nie mogę zadać kilku pytań przyjacielowi?
 Nie możesz.
 A jeśli i tak spróbuję?
 To napotkasz to.  Wskazał szerokim gestem na zastygły świat wkoło.
 Wiesz co, Astopel? Jeszcze chwila, a wyjdę z siebie, a wtedy rozpieprzę
ten twój fotoplastikon! Jak dotąd co rusz ląduję w ślepej uliczce. Powiedziałeś,
żebym poszukał odpowiedzi w przyszłości. Teraz chcę to zrobić, a ty mnie po-
wstrzymujesz. No to co niby mi zostało? Mam tylko tydzień!
 Pięć dni.
 Dobra, pięć dni. Mam pięć dni. Zatem powiedz mi, z łaski swojej, co mam
robić?
 Może lepiej będzie, jeśli wrócisz do swojego czasu. Może tam na coś wpad-
niesz.
 Ale wyświadcz mi jedną uprzejmość. Musisz się zgodzić. To jedyne, co mi
przychodzi do głowy, cholera. . .
 Co takiego?
 Pozwól mi zobaczyć teraz George a. Tylko zobaczyć, jak wygląda. Fizycz-
nie jak wygląda. Wiem, że to mi pomoże. Mogę? Zgodzisz się?
 Tak.
Zdumiała mnie trochę jego szybka odpowiedz, ale triumfalnym gestem unio-
słem zwiniętą w pięść dłoń do góry.
 Ha! Zatem chodzmy!  I ruszyłem w kierunku hotelu.
 Nie musisz tam wchodzić, McCabe. Chyba że chcesz. . .
 %7łartujesz? Im mniej używam tych kulasów, tym lepiej.
 Dobrze.  Spojrzał na niebo. Ja też. I nagle miast błękitu wiedeńskiego
nieba ujrzałem sufit i biały kinkiet. Opuściłem wzrok w poszukiwaniu George a. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl