[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wystawiony na niebezpieczeństwa, ale nie pamiętał, by kiedykolwiek
został zaatakowany przez człowieka, pomijając ciężkie pobicie, po
którym trafił do prowincjonalnego szpitala w Północnej Dakocie.
38
RS
Zwierzęta, nawet te najbardziej drapieżne, zachowują się zupełnie
inaczej. Kłopot w tym, że nie pamiętał, co się wydarzyło przed pięciu
łaty na bocznicy kolejowej. Nie potrafił powiedzieć, kto i dlaczego
próbował go wtedy zabić.
Bo przecież ktoś próbował.
A teraz powrócił, by dokończyć dzieła.
Mike nie wiedział, jak sobie poradzi w wodzie, ale nie zamierzał
tkwić w miejscu, czekając aż zginie. Zanurzył się cicho, zaskoczony
głębokością rzeki przy brzegu. Chciał popłynąć kilkadziesiąt, kilkaset
metrów z nurtem - nie miał innej szansy na uratowanie skóry. Po
chwili prąd Missisipi poniósł go ze sobą.
Zaraz po usłyszeniu pierwszego strzału Liza rozpoznała w
napastniku Trenta Maxwella. Odetchnęła z ulgą na jego widok. I zaraz
padł drugi strzał. Trent strzelał do nieuzbrojonego człowieka, który
być może już był ranny.
Rzuciła się na przyjaciela, chwyciła za nadgarstek, pociągnęła
dłoń z pistoletem w dół.
- Zwariowałeś! - Odwróciła wzrok, usiłując wypatrzyć coś w
mroku. Nic, żadnego ruchu, żadnego odgłosu, tylko cichy szmer rzeki.
- Chryste, zabiłeś go! - Targały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony
człowiek, który chodził za nią od kilku tygodni, budził w niej lęk, z
drugiej, nie chciała dopuścić, żeby stało mu się coś złego.
- Chybiłem. Nic ci nie jest? - Trent położył dłonie na ramionach
Lizy, w prawej ciągle jeszcze trzymał pistolet.
- Co to za jeden? Czego chciał?
39
RS
Liza nie była w stanie wykrztusić słowa. Nagle zrobiło się jej
przerazliwie zimno. Drżała na całym ciele, chociaż wieczór był
wyjątkowo ciepły.
- Już dobrze, jestem z tobą - szepnął Trent. Zamknęła oczy,
oparła głowę o jego pierś.
- To był Duke - powiedziała po chwili, kiedy trochę się
uspokoiła. - Chciał ze mną rozmawiać. Jesteś pewny, że go nie
trafiłeś? Zapadła głucha cisza.
- Duke Massone? - odezwał się wreszcie Trent. Mimo wysiłków
nie potrafił ukryć niedowierzania.
- Mówiłam ci, że widziałam go wcześniej. Dzisiaj pierwszy raz z
nim rozmawiałam. - W mroku nie mogła nic wyczytać z twarzy
Trenta, czuła jednak, że zesztywniał.
- Chodzmy stąd. - Objął ją ramieniem i pociągnął w kierunku
oświetlonej ulicy.
- Może powinniśmy gdzieś zadzwonić. - Lizę ogarnęły wyrzuty
sumienia. Stając w jej obronie, Trent użył pistoletu, co mogło narazić
go na poważne nieprzyjemności.
- Gdzie mielibyśmy dzwonić?
Nie bardzo wiedziała. Na pewno nie na policję. Gdzie zatem?
- Może po karetkę? - podsunęła niepewnie.
- Nie trafiłem go, to pewne. Gdybym miał taki zamiar, już by nie
żył. Popłynął w dół rzeki. Wnosząc z obyczajów tego faceta, minie
kolejnych pięć lat, zanim znowu go zobaczysz.
Liza poczuła się tak, jakby ją spoliczkował.
40
RS
- Trent...
- Przepraszam. Wyraziłam się niezręcznie. Usiłowałem obrócić
całą sprawę w żart, nie wyszło. Zrozum moją sytuację. Widzę faceta,
który cię goni, nie wiem, czy jest uzbrojony, czy nie, w mroku nie
mogłem dojrzeć. Zatrzymujecie się, zaczynasz go błagać, żeby
zostawił cię w spokoju. On podnosi rękę do marynarki. Byłem z tyłu,
za nim.
Przestraszyłem się, że sięga po pistolet, i strzeliłem. Nie
chciałem go zranić, tylko ostrzec.
- Chybiłeś celowo.
- Owszem. Chciałem tylko, żeby ten niby Massone odczepił się
od ciebie. Mówił coś jeszcze? Domyślasz się, co to za jeden?
- To znaczy? - Liza poczuła, że zaczyna tracić cierpliwość. Trent
zachowywał się tak, jakby cała ta historia była jedynie wytworem jej
chorej wyobrazni.
- Widziałam go. Ty też go widziałeś. Strzelałeś do niego. To był
Duke. Nie rozmawiaj ze mną jak z osobą, która ma zwidy. To się
naprawdę zdarzyło. On tutaj był. Stał przede mną.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Widziałem jakiegoś mężczyznę. W mroku, z daleka, nie
mogłem mu się przyjrzeć. Słyszałem, jak wołasz, żeby zostawił cię w
spokoju. Nie wiem, kto to był ani czego chciał, ale skoro dama chce
zostać sama, facet powinien zastosować się do jej prośby.
Liza próbowała coś jeszcze tłumaczyć, wiedziała jednak, że nie
przemówi Trentowi do rozsądku. Nawet gdyby wyraznie widział
41
RS
twarz Duke'a i tak trwałby przy swoim. Założył, że Massone nie żyje,
i tej wersji się trzymał.
Powoli zbliżali się do Francuskiego Rynku, widać już było jasno
oświetlony teren. Dopiero teraz Liza zdała sobie sprawę, że kot gdzieś
znikł.
Odwróciła się, zaczęła rozglądać, ale Kumpel przepadł bez
śladu.
- O co chodzi? - zapytał Trent.
- Kot. Nie widziałeś go?
Pokręcił głową.
- Nie widziałem żadnego kota - powiedział z krzywym
uśmiechem. - Nie masz dzisiaj ze mnie pociechy, Lizo. Nie
rozpoznałem Duke'a, nie zauważyłem kotka. Powinnaś wymienić
mnie na nowszy model, z lepszym wzrokiem. - Odgarnął kosmyk
włosów z czoła. - Widziałem za to ciebie, zauważyłem, jaka byłaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl