[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Pędzi do zwycięstwa, coś takiego! Niech no tylko skończę z nim sprawę, to nie będzie
nawet kuśtykał do zwycięstwa.
 W polityce jak w miłości.
 O czym ty mówisz?
 %7łe nigdy nie wiadomo.
Kate skrzyżowała ręce na piersi.
 Nie mogłabyś od razu powiedzieć, o co ci chodzi?
 Skąd wiesz, że mi o coś chodzi?
 Widać to po tobie.
 Jak to, widać?
 Wyglądasz jak ktoś, w kim aż kipi od dobrych rad. Drżą ci kąciki ust, a twoje uszy
przylegają płasko do głowy.
Myrtle wybuchnęła śmiechem.
 Brzmi to tak, jakbyś mówiła o koniu wyścigowym. Kate odłożyła butelki z szamponem
i uściskała Myrtle.
 A ty jesteś przecież moją ukochaną siostrą. Tylko nie wiem, czemu jesteś dzisiaj taka
małomówna. Zwykle wypowiadasz swoją kwestię, nie zważając, czy ktoś ma ochotę cię
słuchać, czy nie.
 Są rzeczy, które są zbyt ważne, żeby o nich paplać.  Myrtle zdjęła okulary i zaczęła
czyścić szkła.  Z drugiej strony są rzeczy zbyt poważne, żeby o nich nie mówić.
 A więc mów.
 Chodzi mi o ciebie i Bena Adamsa.
 Mów dalej. Ja słucham.
 Obserwuję was dwoje przez całe lato i wydaje mi się, że się kochacie, ale jest coś, co
was wstrzymuje. I podejrzewam, że to wychodzi od ciebie. Czy mam rację?
 Nie wiem nic o miłości, ale co do reszty, to tak. To ja nas wstrzymuję.
 Dlaczego?
 Joe.
 To jest najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam.
 Nie masz racji. Nasze małżeństwo było błędem. Częściowo był to mój błąd. yle
wybrałam i nie umiałam znalezć znośnego kompromisu.
 A więc zamierzasz płacić za to przez resztę życia?
 Nie. Nie uważam, że płacę za błędy. Po prostu jestem rozsądna.
 Odrzucając Bena Adamsa nie jesteś rozsądna. To wspaniały mężczyzna.
 Wiem o tym.  Kate usiadła na krześle dla klientek i zaczęła się na nim obracać. 
Wczoraj wieczorem, kiedy spojrzałam przez okno na ten idiotyczny rower, pomyślałam sobie,
czy nie czas już przestać się przejmować tym, co było kiedyś.  Zatrzymała się i spojrzała na
Myrtle.  Sama już nie wiem. Czasem wydaje mi się, jakby to wszystko było wczoraj, a znów
kiedy indziej, że minęły już miliony lat. Po prostu nie wiem, co mam o tym myśleć.
 Daj sobie z tym spokój. Oderwij się od Joego, od złego małżeństwa i od Biloxi. Od razu
będziesz wiedziała, co masz myśleć i robić.
Kate uśmiechnęła się krzywo.
 Czy możesz mi to obiecać, Myrtle?
 Mogę to wypisać szminką na czole Córy Lee, jeśli sobie życzysz.
 Jesteś wspaniała, Myrtle.
 Należy ci się wygrana. Bierz Bena. Wygrywaj wybory. Zgarniaj całą stawkę.
Kate uniosła kciuki na znak, że przyjmuje wyzwanie i poszła przywitać pierwszą tego
dnia klientkę.
Okazało się wkrótce, że Kate nie ma czasu na rozważania o przyszłości i o miłości do
Bena. Zbyt była zajęta wyborami. Czasem wydawało się jej, że pędzi szaloną kolejką w
wesołym miasteczku, bez żadnej osłony i bez wpływu na kierunek i szybkość jazdy. Czuła się
wtedy wątła i nieodporna na ciosy. Marzyła tylko o tym, żeby schronić się w bezpiecznym
zaciszu serca Bena, oprzeć się na nim jak na niewzruszonej opoce, być bezpieczną i
hołubioną. A więc zawsze Ben. Wśród gorączki tego lata, która trawiła Saltillo, Ben trwał jak
uosobienie pewności, niezmienności i bezpieczeństwa. Gdy widziała jego uśmiechniętą twarz
w tłumie, gdy czuła przelotny dotyk jego dłoni, gdy słyszała jego głos, dzwięczny i głęboki 
wszystko to zbliżało ją do niego coraz bardziej.
Kiedy indziej bywało, że Kate czuła się silna i niezależna. Całą duszę wkładała w walkę
wyborczą, parła naprzód z wigorem i konsekwentnie. Miała ambicję i jasne poczucie celu.
Patrząc na Bena, widziała wtedy siłę, błyskotliwość i zapał. Widziała charakter i wytrwałość
godne jej samej. A więc znów Ben. W te dni, gdy Saltillo dyszało w gorącym uścisku lata,
Kate patrzyła na niego z podziwem i szacunkiem. Osaczał ją delikatnie i swą potężną
obecnością nasycał stopniowo pory jej skóry aż do momentu, kiedy  prawie kocham
zamieniło się w  kocham na pewno . Rozstała się z przeszłością bezboleśnie, nie tęskniąc za
nią i nawet nie zauważając, że odchodzi. Na jej miejsce przyszła bardzo realna obecność Bena
Adamsa.
Ben zmagał się z problemami miasta, prowadził swą kampanię i znajdował czas na
odnowę sił przy łowieniu ryb. Kate była obecna w tym wszystkim. Była w samym centrum
jego egzystencji. Wkroczyła jak żołnierz przy wtórze werbli, wojownicza i uzbrojona do
walki i... została na obiedzie. I nie tylko na ten jeden obiad, ale na wszystkie następne obiady
w jego życiu. Ben wiedział, o tym i świadomość tego dawała mu siłę.
Tego lata, gdy uprzykrzone upały nie opuszczały Saltillo, Ben wypatrywał Kate. Jego
oczy ścigały ją wśród tłumu na wiecach, jego ręce wyciągały się ku niej, gdy przechodziła, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl