[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ależ, panie majorze! Chciał się pan u mnie uczyć na flecie. Nie pamięta pan?
F e r d y n a n d
szybko
I poznałem pańską córkę. (po chwili) Nie dotrzymał pan słowa, stary przyjacielu. Ułożyli-
śmy się, że u pana kupię sobie spokój dla moich samotnych godzin. Pan mnie oszukał i sprze-
dał mi skorpiony. (spostrzegłszy gest M i l l e r a) Nie, niech się pan nie boi, stary przyjacie-
lu. (wzruszony rzuca mu się na szyję) Pan temu nie winien.
M i l l e r
ocierając łzy
Bóg mi świadkiem.
F e r d y n a n d
znów chodzi po pokoju, pogrążony w myślach
Bóg igra z nami w sposób osobliwy i niepojęty. Na cienkich, niedostrzegalnych nitkach
często wiszą grozne ciężary. Gdyby to człowiek mógł przeczuwać, że w tym owocu czyha na
niego śmierć... Ha, gdyby mógł przeczuwać... (chodzi szybciej, potem z przejęciem chwyta
rękę M i l l e r a) O mój kochany! Drogo zapłaciłem panu za te parę lekcji na flecie, a jednak
nie zyska pan na tym nic. Pan też traci... I straci może wszystko. Przygnębiony odstępuje od
niego.
M i l l e r
stara się ukryć swoje poruszenie
A lemoniady jak nie ma, tak nie ma. Pójdę zobaczyć, jeśli pan pozwoli...
F e r d y n a n d
To nic pilnego, kochany panie Miller... (szeptem na stronie) Szczególnie dla ojca.  Niech
pan zostanie. O co to miałem zapytać? Wiem. Czy Luiza to pańska jedynaczka? Więcej dzieci
pan nie ma?
M i l l e r
ciepło
Nie mam więcej, panie baronie, i nie chciałbym mieć więcej. Bo z niej to taka dziewczyna,
że całe serce ojcowskie zagarnie. Miłość swoją roztrwoniłem na nią bez reszty.
F e r d y n a n d
wstrząśnięty do głębi
Ha!... No niech pan już idzie zobaczyć, co z tą lemoniadą, kochany panie Miller.
107
M i l l e r wychodzi
SCENA CZWARTA
F e r d y n a n d sam.
Jedyne dziecko... Czujesz, co to znaczy, morderco? Jedyne, morderco! Słyszałeś? Jedyne!
Ten człowiek nie ma nic na Bożym świecie, tylko swoje skrzypce i tę jedynaczkę. Chcesz mu
ją zabrać? Zabrać? Zabrać ostatni szeląg żebrakowi? Kalece chcesz pogruchotać kule? Czy
się odważę?... Potem stary będzie szybko wracał do domu, bo ledwo może się doczekać, by
na twarzy dziecka całe swoje szczęście odnalezć... I wejdzie tu  a ona leży, zwiędły kwiat,
umarły, brutalnie stratowany... Ostatnia, jedyna, najwyższa nadzieja. Ha, i staje ojciec nad
nią, staje  i nagle wyda mu się, że cały świat zatrzymał oddech. I struchlałe oczy starca za-
czną w tej bezgranicznej pustce szukać Boga... I nie znajdą Boga, i powrócą z niczym. Boże!
Boże! Przecież i mój ojciec ma też tylko jednego syna  jedynego syna, lecz nie jedyne bo-
gactwo. (po chwili) Zresztą, cóż on traci? Czy taka dziewczyna, dla której najświętsze uczu-
cia miłości były tylko zabawką, potrafi ojca uszczęśliwić? Nie. Na pewno nie. I powinien mi
być wdzięczny za to, że rozdepczę żmiję, nim pokąsa jeszcze i jego.
SCENA PITA
F e r d y n a n d, M i l l e r wraca.
M i l l e r
Zaraz panu przyniesie, panie baronie. Biedactwo siedzi tam i zapłakuje się na śmierć. Wy-
pije pan w tej lemoniadzie także jej łzy.
F e r d y n a n d
Oby tylko łzy... Skoro już zaczęliśmy rozmawiać o muzyce, panie Miller... (wyjmuje sa-
kiewkę) Jestem jeszcze pańskim dłużnikiem.
M i l l e r
Co znowu! Ależ, panie baronie! Za kogo pan mnie ma? Jest przecie w pewnych rękach.
Niech mnie pan nie zawstydza. Toć, za wolą Bożą, nie widzimy się dzisiaj ostatni raz.
F e r d y n a n d
Kto wie? Niech pan bierze. A nuż mi się nagle co przydarzy.
M i l l e r
śmieje się
Jeżeli tylko o to chodzi, panie baronie... Myślę, że można zaryzykować!
F e r d y n a n d
Ryzykowałby pan w istocie... Czy pan nigdy nie słyszał, że nagle umierają młodzi ludzie,
dziewczęta, chłopcy, dzieci nadziei, przyszła pociecha zawiedzionych ojców? Czego zmar-
twienie i starość nie zniszczy, to może znienacka roztrzaskać piorun. I pańska Luiza nie jest
nieśmiertelna.
108
M i l l e r
Bóg mi ją dał.
F e r d y n a n d
Słyszy pan, co mówię? Nie jest nieśmiertelna. Ta dziewczyna jest pana okiem w głowie.
Przylgnął pan do niej duszą i sercem. Niech pan będzie ostrożny. Tylko zdesperowany gracz
stawia wszystko na jedną kartę. Kupiec, który ładuje cały swój majątek na jeden statek, jest
szaleńcem. Niech pan słucha i poduma nad tą przestrogą. Ale dlaczego nie bierze pan swoich
pieniędzy?
M i l l e r
Jak to, panie baronie? Tę całą, potężną kiesę? Co też pan powiada?
F e r d y n a n d
Powiadam, że jestem winien. Proszę! (rzuca sakiewkę w stół, kilka złotych monet wypada)
Przecież tego nie będę trzymał przy sobie na wieki.
M i l l e r
zdumiony
Co to było? Na Boga żywego! To nie brzęczy jak srebro. (podchodzi do stołu i woła z
przejęciem) Ależ... Zwięte nieba! Panie baronie! Panie baronie! Gdzie pan buja? A to mi do-
piero roztargnienie! (składa ręce) tu przecież leży... Mnie chyba kto oczarował... A może...
Niech mnie kaci! Macam... Macam... A to samo złoto! Czyste, żółte, prawdziwe złotko!...
Nie, szatanie, ty mnie nie kupisz!
F e r d y n a n d
Czy pan sobie pociągnął starego czy młodego wina, panie Miller?
M i l l e r
szorstko
A niech to piorun! Nie widzi pan? Złoto!
F e r d y n a n d
I co z tego?
M i l l e r
Do kaduka! Przecież mówię, błagam na rany Pana Jezusa... To złoto!
F e r d y n a n d
I cóż w tym szczególnego?
M i l l e r
milczy, potem podchodzi do F e r d y n a n d a, urażony
Aaskawy panie, ja jestem skromny, prosty człowiek, a pan chce mnie może namówić do
jakiegoś szelmostwa... Bo jak mi Bóg miły, tyle pieniędzy w uczciwy sposób zarobić nie
można.
109
F e r d y n a n d
wzruszony
Niech pan będzie spokojny, przyjacielu. Te pieniądze zarobił pan od dawna i niech mnie
ręka Boska broni, bym za nie miał kupować pańskie sumienie.
M i l l e r
skacze jak opętany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl