[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Travancore do Marsylii!
Na to ona zaczęła opowiadać, jak w tajemnicy przed Tomaszem nawet odbywała te same
ćwiczenia, któreśmy robili, licząc zawsze na to, że się jej w ostatniej chwili uda nas ubłagać,
byśmy ją wzięli ze sobą. Teraz tylko korzysta ze sposobności, wykonując zamiar z dawna
powzięty. Wie od Tomasza, że tam, na Księżycu, śmierć może znalezć, ale ona nie chce żyć
bez niego! I znowu nas błagała.
Wtedy O'Tamor, milczący od tego czasu, zwrócił się do Tomasza z zapytaniem, czy ją
chce wziąć ze sobą, a potem, gdy Woodbell, niezdolny słowa wymówić, skinął głową, poło-
żył rękę na bujnych włosach dziewczyny i rzekł powoli i z namaszczeniem:
- Pójdziesz z nami, córko. Może cię Bóg wybrał za Ewę nowemu pokoleniu, oby szczę-
śliwszemu niż ziemskie!
Tak mi żywo stoi ta scena w pamięci...
Ale oto Marta mnie woła. Tomasz znowu gorączkuje, trzeba mu dać chininy.
W dwie godziny pózniej.
%7łar, zamiast ustawać, wzmaga się jeszcze. Posunęliśmy się znów głębiej, aby go uniknąć.
Póki nie minie, niepodobna nawet myśleć o dalszej podróży. Strach mnie przejmuje, gdy so-
bie przypomnę, że mamy do zrobienia blisko trzy tysiące kilometrów, nim się dostaniemy do
celu... A kto nam zaręczy, że tam będzie można żyć?... Jeden O'Tamor nie wątpił, ale jego nie
ma już między nami.
Drogomierz na naszym wozie wskazuje, że przebyliśmy już sto sześćdziesiąt siedm ki-
lometrów; policzywszy czas, wypada po jednym kilometrze na godzinę. A wszak posuwali-
śmy się stosunkowo bardzo szybko.
Wyruszyliśmy w cztery godziny po wschodzie słońca, kierując się wprost ku zachodowi.
Sądząc, że się znajdujemy na Sinus Medii, chcieliśmy się przedostać na płaszczyznę między
górami Sommering i Schroter, a stamtąd, okrążywszy Sommering od północy! zachodu, zbli-
żyć się do równika i wzdłuż niego posuwać się prosto w kierunku pierścienia górskiego Gam-
bart i wyższego, dalej ku zachodowi na równiku położonego Landsberg.
Grunt był wyjątkowo równy, prawie bez szczelin, toteż wóz posuwał się szybko. Na-
dzieja i ożywienie wstąpiły w nasze serca; było nam ciepło i lekko - jedynie wspomnienie
OTamora zasępiało na chwilę naszą wesołość. Tomasz był zdrowszy, a Marta, widząc to,
promieniała radością. Zaczęliśmy na nowo snuć urocze plany. Droga wydawała nam się nie-
daleka, trudy niezbyt wielkie. Podziwialiśmy niesłychaną dzikość przepysznego w swej
martwocie krajobrazu lub też staraliśmy się z mapą rozłożoną przed oczyma odgadywać na-
przód fantastyczne widoki, które nas czekają. Varadol zaczął przypominać wszystkie badania
i dowodzenia O'Tamora, według których odwrotna strona Księżyca ma być krajem bynajm-
niej nie pozbawionym warunków do życia, a ciekawym i wspaniałym nad wszelki wyraz.
Rzeczywiście - mówiliśmy sobie -jeśli tam są takie same góry, jak te, które błyszczą się teraz
w słońcu przed nami na widnokręgu, a oprócz tego jeszcze zieloność i woda, to warto, zaiste,
przebyć trzysta ośmdziesiąt cztery tysiące kilometrów, aby kraj ten zobaczyć! Rozmawiali-
śmy żywo, a Tomasz i Marta, przytuleni, jak zwykle, całym ciałem do siebie, snuli już różo-
we plany przyszłego życia w tym raju. Nawet Selena, słysząc ożywione głosy, zaczęła szcze-
kać radośnie i skakać po całym wozie wraz z rozbawionymi szczeniętami.
Tak upłynęły trzy godziny i przebyliśmy już około trzydziestu kilometrów, gdy wtem Va-
radol, który z kolei stał przy sterze motoru, zatrzymał wóz. Przed nami wznosił się niewysoki,
obły wał skalisty, ciągnący się od południa ku północnemu zachodowi. Wał można było prze-
być z łatwością, ale chodziło o oznaczenie dokładne kierunku, w którym się mamy posuwać.
16
W północno-zachodniej stronie wznosiły się jakieś poszarpane, niebotyczne turnie, któreśmy
mieli za szczyty krateru Sommering. Krater ów, jak astronomowie na Ziemi tutejsze obrącz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl