[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zakończył.
Ola Havard kiwał tylko głową w milczeniu.
- A kim ty będziesz?
- Nie, ja... - Ola Havard łamał nerwowo w palcach jakieś zdzbło. - Ja jeszcze nie wiem -
wykrztusił cicho.
- Ale ty masz dwór, jak słyszałem - wtrącił Johannes. - Możesz zostać gospodarzem, jak
wujek Oja.
- To nie jest mój dwór - wymamrotał Ola Havard cicho. - Ja nie jestem dziedzicem
Storhaug. Ja chyba wcale nie jestem jakiś ważny...
- Owszem, jesteś - wtrąciła Mali i położyła mu rękę na ramieniu.
Serce jej krwawiło z powodu Oli Havarda. Wydawał się taki malutki i zagubiony przy tym
kocim gniezdzie. Tak mało miał pewności siebie i nadziei na przyszłość. Sześcioletni
chłopiec nie powinien przeżywać takich zmartwień, pomyślała.
- Jesteś grzeczny, zręczny i bardzo zdolny, Ola Havardzie - rzekła zdecydowanie i
pogłaskała go po policzku.
- Moja mama tak nie mówi... nie...
Głos uwiązł mu w gardle. Nie chce mówić nic złego o matce, pomyślała Mali, spoglądając
na chłopca. Dzieci często tak się zachowują, są lojalne wobec dorosłych, którzy wcale na to
nie zasłużyli. Zwłaszcza jeśli chodzi o rodziców.
- Ci, co wyrażają się o tobie zle, nie wiedzą, co mówią - stwierdził Johannes rezolutnie i
wstał. - Możesz być, czym tylko zechcesz, Ola Havardzie. Mój tata zawsze mi powtarza, że
człowiek może osiągnąć wszystko, jeśli tylko chce. Może przyjedziesz do Oslo i razem
będziemy się uczyć na weterynarzy?
- Ale ja przecież nic nie wiem o zwierzętach...
- No więc będziemy się uczyć, przecież mówię - wyjaśnił Johannes z powagą. - W takiej
szkole dla weterynarzy. A może wolałbyś zostać...
- Ja myślę, że pojadę do Ameryki - rzekł Ola Havard nagle. - Moja babcia opowiada o
wielu takich, co pojechali, ma znajomych, którzy mogliby mi przysłać bilet. Ona zna ludzi,
którzy tam mieszkają - powtórzył. - Mógłbym zarobić dużo pieniędzy i...
- Co ty mówisz, chciałbyś pojechać tak daleko? - spytała Mali. - A co by twoja mama
powiedziała, gdybyś wyruszył do Ameryki?
- Nic by nie powiedziała - odparł nagle ze łzami w oczach. - Nie powiedziałaby nic.
Mali poczuła ukłucie w sercu. %7łe też to dziecko mówi takie rzeczy. Widocznie jednak ma
swoje powody, pomyślała z gniewem wobec Laury. Ta kobieta nigdy się specjalnie nie
troszczyła o Olę Havarda, Mali stwierdzała to wystarczająco często. Nie troszczą się też o
niego ci mężczyzni, których ona sprowadza do domu. Wprost przeciwnie, najczęściej
sprawiają wrażenie, że chłopiec im po prostu przeszkadza. Oni chcą mieć jego matkę.
Chłopca dostają jakby na dodatek, co mały musiał dawno już zauważyć.
Znowu pomyślała, że mały powinien wiedzieć, kim naprawdę jest. To by mu dodało
odwagi. Pogłaskała jego jasną grzywkę i pomogła mu wstać.
- Wszystko się jakoś ułoży - powiedziała jeszcze. Ale specjalnie pewna tego nie była. Bo
przecież sama nie jest jeszcze gotowa poświęcić niczego, by pomóc temu dziecku.
Powiedzieć mu, kim jest, żeby mógł myśleć, iż on także coś znaczy.
- Gdzie się podziała Herborg? - spytał Oja przed kolacją. - Od podwieczorku właściwie jej
nie widziałem.
- Jest w sypialni razem z Dorbet i Tordhild, przymierzają ślubny strój - poinformowała
Mali. - Tylko że ty nie możesz go widzieć, pamiętaj.
- Nie, niech Bóg broni - wtrąciła Ingeborg przerażona. - To oznacza nieszczęście, gdyby
pan młody miał zobaczyć pannę młodą w stroju przed dniem ślubu.
- Ech, to jakieś straszne przesądy - skwitował Oja.
- Mimo to człowiek powinien się z nimi liczyć, bracie - poradził Sivert z bladym
uśmiechem. - Bo widzisz, dla kobiet takie sprawy wiele znaczą. Poza tym jest też w tym
trochę napięcia, sam będziesz ciekawy, co zobaczysz w sobotę.
Oja nic na to nie odpowiedział, wziął gazetę i usiadł. Nie bardzo rozumiał, o co chodzi w
tym zamieszaniu ze ślubną suknią, ozdobami, welonem i wszelkimi tajemnicami. Dla niego
najważniejsze jest to, że dostanie Herborg za żonę. Dla mnie mogłaby iść do ślubu w
zwyczajnej letniej sukience, pomyślał. Ale głośno nie protestował. Sam widział, jaka Herborg
była uszczęśliwiona w ostatnim czasie. Uśmiechała się do niego tajemniczo, kiedy ją
obejmował, i pytała, czy odczuwa napięcie. On odpowiadał, że tak, oczywiście. I właściwie
nie mijał się z prawdą. Pewnie, że odczuwał napięcie. Ale to chyba z innego powodu niż
ślubna suknia. Oja doznawał skurczu żołądka, kiedy sobie pomyślał, że zostało już tylko pięć
dni, a potem ona będzie na zawsze jego. Zostanie nową młodą gospodynią w Stornes. To
wprost trudne do uwierzenia. Oja uśmiechał się sam do siebie.
- Czeka cię wielki dzień - rzekł Sivert, spoglądając na brata. - Nawet nie wiesz, jak się
cieszę z twojego powodu, Oja. I uważam, że lepszej żony nie mogłeś sobie wymarzyć.
- Rzeczywiście, to akurat jest pewne - zgodził się Oja z przekonaniem. - Nie ma wielu
takich jak Herborg.
- No i wszyscy się teraz uspokoją - mówił dalej Sivert, zerkając na matkę. - Kiedy
dziedzic Stornes się ożeni, pozostanie tylko czekać na kolejnego spadkobiercę. Przyszłość
zostanie zapewniona, i to w najlepszy sposób - dodał.
Oja spojrzał na niego spod oka.
- Naprawdę tak uważasz? - bąknął cicho.
- Tak uważam - potwierdził Sivert spokojnie. - I cieszę się na tę sobotę chyba tak samo jak
ty, bracie. Bo nareszcie wszystko będzie tak jak powinno w tym dworze. Jest już najwyższy
czas dodał.
Oja się zarumienił. Kiedy spojrzał znowu na Siverta, w jego wzroku była wdzięczność.
Mali domyślała się, że dla Oi wyjątkowe znaczenie mają i słowa brata, i to, że słyszy je akurat
teraz.
- Czy mogę zagrać dla ciebie i Herborg w kościele? - spytał nagle Sivert.
Oja popatrzył na niego zaskoczony.
- A ty byś chciał?
- Chciałbym, jeśli mi pozwolisz.
- Możesz być pewien, że pozwolę - odparł Oja. - Oboje z Herborg przyjmiemy to z wielką
radością. A co nam zagrasz?
- O nie, nie - uśmiechnął się Sivert. - Z tym jest tak sam jak ze ślubną suknią. Musisz
trochę poczekać, dowiesz się, jak usłyszysz.
Mali spoglądała na obu swoich synów i czuła w duszy radość niczym falę wielkiego
ciepła. To będzie naprawdę radosny dzień ta sobota, pomyślała. A jeszcze niedawno nie
mogła nawet marzyć, że wszystko skończy się tak szczęśliwie. Widocznie Bóg nadal otacza
ich swoją łaską. Pomyśleć, że Oja i Sivert zostali serdecznymi przyjaciółmi. %7łe ta cała sprawa
dziedziczenia rozwiązała się najlepiej, jak to możliwe, że Sivert jest szczęśliwy ze swoją
Tordhild, a Oja w końcu dostał tę, którą kocha, chociaż był czas, że sprawy rysowały się
ponuro.
Tak jest, tym razem Bóg nad nami czuwał, pomyślała Mali. Czuwał i okazał się łaskawy.
Drzwi się otworzyły i do izby weszła Ruth z Marileną na rękach. Wciąż jeszcze widać było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl