[ Pobierz całość w formacie PDF ]

noc.
Cofnął ręce jak oparzony i odsunął się. Usiadł na łóżku i potarł
twarz rękami, czując, jak walczy w nim pożądanie i frustracja.
- Jack? - powiedziała drżącym głosem.
- Miałaś rację, Maddie. Na balu powiedziałaś, że bliski związek
zepsułby nasze kontakty.
- Myliłam się. Chcę tego. Chcę być z tobą. - Spojrzała mu prosto
w twarz.
Była taka dumna i piękna. Jednak Maddie pragnęła miłości i
małżeństwa. Powinna być z kimś, kto ją uszczęśliwi. Temu
mężczyznie ofiaruje to, co najcenniejsze. Jeśli jej to odbierze, Maddie
go znienawidzi. Nie mógł na to pozwolić. Maddie musi stąd odejść,
bo inaczej on nie potrafi się powstrzymać.
116
RS
- To wszystko było cudowne, Maddie. Wycieczki po Londynie,
wyprawa do sklepu.
- Ale mówiłeś ...
- To prawda. Było cudownie. Jesteś wspaniała. Niestety, seks
skomplikowałby wszystko.
Spojrzała na niego zranionym wzrokiem.
- Nie rozumiem. Czy mówisz tak dlatego, że nigdy tego nie
robiłam?
- Chodzi o to, że nic nas nie łączy, Maddie. - Odsunął się na
skraj łóżka. Gdyby był bliżej, nie mógłby się powstrzymać, żeby jej
nie dotknąć.
Skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając z zakłopotaniem. Z jej
oczu zniknęła rozkosz i pożądanie. Nie mógł przeboleć, że to jego
wina, ale przede wszystkim musiał myśleć o tym, żeby jej nie
skrzywdzić.
- Idz już - wycedził. Jeszcze chwila, a nie pozwoli jej w ogóle
odejść.
Westchnęła z rozpaczą, po czym podniosła się z łóżka. Chwyciła
sweter i przyciskając go do piersi, wybiegła z sypialni.
Wspaniale, bracie! - pomyślał. Fatalne geny dały o sobie znać.
Jesteś taki sam jak ojciec.
Przeczesał palcami włosy, a potem przycisnął pięści do oczu,
starając się wymazać z pamięci dręczący obraz. Maddie była
zszokowana i zraniona. Ale on nie mógł zachować się inaczej. Chciał
mieć ją dziś przy sobie, i to wcale nie dlatego, że jej pożądał.
117
RS
Nieprawda. Dlatego też. Potrzebował jej w każdym możliwym
sensie, i nie mógł tego znieść. Chciał być wolny i niezależny. Dostał
już w życiu nauczkę, że powinien liczyć tylko na siebie.
Kazał Maddie odejść dla jej dobra. Jutro mu za to podziękuje i
szybko zapomną o tym, co się stało.
118
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Maddie jak odrętwiała zamknęła drzwi i przekręciła klucz. Po co
ten klucz? - pomyślała z goryczą. Przecież mogłaby tańczyć nago po
pokoju, a Jack i tak nie tknąłby jej nawet palcem. Co za ironia, że
teraz, gdy wreszcie zdecydowała się być z mężczyzną i chciała, żeby
to był Jack, on ją odrzucił!
W jej serce zaczęła się wkradać złość. Rzuciła czarny stanik na
krzesło, a potem wciągnęła sweter przez głowę. Wkładanie go przy
Jacku byłoby takie... upokarzające* Myślała tylko o tym, żeby jak
najszybciej uciec.
Ze wstydu chciała się zapaść pod ziemię. Czuła się upokorzona,
gdy mężczyzna, którego kiedyś kochała, potraktował ją jak przedmiot.
Wstydziła się, kiedy plotka o tym krążyła po uniwersytecie. Ale to
było nic w porównaniu z tym, co się stało teraz.
Zakochała się w człowieku, który ją odrzucił. W Nowym Jorku
było pełno modelek i aktorek - najpiękniejszych kobiet świata. To one
stanowiły grono jego narzeczonych.
Narzeczonych, wymamrotała pod nosem. Co za eufemizm!
Kochanek! Jej oczy zapłonęły, a potem wypełniły się łzami. Ze mną
nigdy się nie prześpi!
Była niedoświadczona, ale nie raz słyszała, że mężczyzni bez
przerwy myślą o seksie i nie zmarnują żadnej nadarzającej się okazji.
Tym bardziej żałosne było to, że ją odrzucił. Nie wymagałoby to od
119
RS
niego żadnego wysiłku. Była tuż obok, w jego łóżku. Chętna i gotowa.
Naprawdę gotowa. A on i tak jej nie chciał.
Może była nie dość zgrabna? Albo ładna? Miała za jasne włosy
czy za ciemne? Co mu się nie podobało? Pocałował ją i było tak
wspaniale.
Nigdy nie była owładnięta namiętnością, nawet wtedy gdy
studiowała na uniwersytecie. Jej decyzja, żeby się przespać z tamtym
draniem, wynikała z logiki - należało przejść na następny etap. Ale
kiedy tamta znajomość się rozpadła, nie czuła bólu, tylko wstyd.
Wiedziała, że teraz nie chodzi tylko o seks. Pragnęła mieć przy sobie
Jacka.
Kiedy opadło z niej odrętwienie, poczuła ból promieniujący z
żołądka, który ogarnął jej całe ciało.
Jack nie chciał z nią być nie z powodu jej wyglądu. To była
sprawa chemii. Ona ją czuła, a on nie. Maddie była dla niego tylko
zabawką. Przynajmniej miał tyle przyzwoitości, żeby ją odepchnąć,
zanim zrobiła z siebie zupełną idiotkę. Wciągnęła głęboko powietrze,
czując na swetrze zapach Jacka.
Nie może mnie kochać, pomyślała. Nie jest zdolny do miłości.
Jej serce zadrżało, bo drzazga utkwiła w nim na zawsze.
Następnego ranka Maddie wciąż pragnęła skryć się w mysią
dziurę. Jej oczy były opuchnięte i czerwone, bo płakała w poduszkę
przez całą noc. Na pewno wyglądała okropnie. Teraz byłoby całkiem
zrozumiałe, gdyby ją od rzucił. W grobowym milczeniu jechali na
lotnisko.
120
RS
Niestety, potwierdziło się, że ten mężczyzna jest dla niej
niebezpieczny. Gdyby zachowywał się jak zwykły uwodzi ciel,
wcześniej zorientowałaby się, że zamierza ją odrzucić Zwiodło ją to,
że zaczął jej się zwierzać.
Ona, zwolenniczka przysiąg małżeńskich, była zakocha na w
Jacku, królu jednodniowych romansów. Z laptopem na kolanach,
pogrążony w pracy, siedział teraz naprzeciw niej w sali odlotów.
Od czasu do czasu zerkała na niego, choć każde spojrzenie
sprawiało jej ból. Gdyby choć był też niewyspany i opuchnięty!
Niestety, wyglądał całkiem normalnie. Czarnowłosy, przystojny,
barczysty Jack. A gdyby...
Zerknął na nią, bo właśnie zabrzęczała jej komórka Jack
zmarszczył brwi, kiedy ich spojrzenia się spotkały, po czym znów
wpatrzył się w komputer.
Maddie otworzyła telefon.
- Halo.
- Cześć, kochanie. Tu mama.
- Mama... - Na dzwięk znajomego ciepłego głosu wzruszenie
ścisnęło ją za gardło. Głupio byłoby teraz się rozkleić, skoro dotąd
trzymała się tak dzielnie.
- Jesteś tam, Maddie? - spytała z niepokojem Karen Ford. - Czy
wszystko w porządku?
- Tak, mamo. - Znów dławiło ją w gardle.
Poczuła się tak, jak wtedy, gdy mając dziesięć czy jedenaście lat,
zgubiła się, gdy była z rodziną w ogromnym wesołym miasteczku.
Długo wędrowała przerażona, szukając rodziny. Jednak nie poddała
121
RS
się i wybuchnęła płaczem, dopiero gdy spostrzegła matkę. Teraz, jako
dorosła kobieta, zdawała sobie sprawę, że nic jej wówczas nie groziło.
Natomiast bliskość Jacka zawsze stwarzała zagrożenie.
- Co robisz? - spytała Karen.
- Jestem na lotnisku w Dublinie. Właśnie wracamy do Londynu.
- Co robisz w Irlandii?
- Jack chciał odwiedzić matkę. To niedaleko od Londynu.
- Wiem - odparła sucho matka. - Nigdy nie wspominałaś o jego
rodzinie.
- Bo jej nie znałam.
I wolałaby jej nie znać. Spotkanie z nimi odmieniło Jacka. W
lekkomyślnym młodym człowieku, który odniósł wielkie sukcesy w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl