[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nigdy nie zadowalały jej ojca.  Poniewa\ rodzice nie doczekali się potomka płci męskiej, ojciec uparł
się, \ebym to ja, jako najstarsza, przejęła rodzinne interesy. Kiedy uświadomił sobie, \e nic z tego nie
będzie, zaczął na gwałt szukać mi mę\a z \yłką do interesów. Pewnie dlatego nigdy nie wyszłam za
mą\.
 Nie wiedziałam...
 Z tobą było inaczej.
 Istotnie. śadnej presji, \adnych nacisków.  Oparłszy się o komodę. Eve rozejrzała się po
pokoju, który opuszczała na wiele miesięcy.  Oczywiście posyłano mnie do najlepszych szkół,
liczono, \e będę się dobrze uczyła i zachowywała tak, \eby nie przynieść rodzinie wstydu, ale to
wszystko. Gdybym pózniej, po maturze, chciała wylegiwać się nad basenem, nikt nie miałby nic
przeciwko temu.
 Dość długo skrywałaś fakt, \e posiadasz inteligencję.
 Prawda? Przed sobą równie\.  Eve błysnęła zębami w uśmiechu.  Kiedy to odkryto, miałam
ju\ własny teatr. Ojciec wiedział, \e nie rzucę wszystkiego, aby pomagać mu w interesach. Masz
rację, Chris. Nie wiem, jak to jest być pierworodnym dzieckiem, które tylko w niewielkim stopniu
mo\e decydować o swoim losie. Mimo to jakoś nie umiem współczuć Aleksandrowi.
 Nie musisz. Myślę, \e on akurat chętnie poddał się woli swojego ojca. Sprawowanie władzy
le\y w jego naturze.  Z wazonika na komodzie wyjęła białą stokrotkę i wsunęła ją siostrze w dziurkę
od guzika.  Szkoda, \e stosunki między wami są takie napięte. Skoro jednak będziecie
współpracować, lepiej, \ebyście na siebie nie warczeli z byle powodu.
Eve wyjęła z wazonu pozostałe kwiaty; owinęła chustką ociekające wodą łodygi i podała
siostrze bukiet
 Nie sądzę, abyśmy mieli współpracować.
 To Aleks nie jest prezesem Centrum?
 Jest. Ale przecie\ nie zajmuje się wszystkim osobiście.  Zajrzała do torebki, \eby upewnić
się, czy nie zapomniała biletów lotniczych.  Wierz mi, ani jemu nie zale\y na bliskiej współpracy ze
mną, ani mnie z nim.  Zamknęła z trzaskiem torebkę.  Podejrzewam, \e jego niechęć do mnie jest
nawet większa ni\ moja do niego.
 Czy coś się stało, kiedy byłaś tam ostatnim razem?  Wstawszy z łó\ka, Chris poło\yła dłoń
na ramieniu siostry.  Po powrocie z Cordiny zachowywałaś się niespokojnie, jakby coś cię dręczyło.
Uznałam, \e to skutek przepracowania, ale teraz myślę, \e...
 Lepiej nie myśl  przerwała jej lekkim tonem Eve.  Nic się nie stało, jedynie potwierdziły się
moje przypuszczenia, \e Aleksander Bisset to zarozumiały, arogancki gbur. Gdyby całe to
przedsięwzięcie nie było tak wa\ne, chętnie machnęłabym na nie ręką. Bo\e, na samo wspomnienie
Aleksa ogarnia mnie złość.
 Widzę.  Chris postanowiła jak najszybciej napisać do Gabrielli i o wszystko ją dokładnie
wypytać.  Miejmy nadzieję, \e wasze kontakty będą sporadyczne.
 Bardzo na to liczę  oznajmiła Eve.
Słysząc zawziętość w jej głosie, Chris uznała, \e list za długo będzie szedł. Mądrzej będzie
porozumieć się z Brie telefonicznie.
 No dobra, jestem ju\ spakowana. To co, nic rozmyśliłaś się? Odwieziesz mnie na lotnisko?
 Jasne. Teraz potrzeba nam z pięciu rosłych tragarzy. \eby znieśli twój baga\ do samochodu.
Aleksander przyzwyczajony był nie tylko do stałej obecności ochroniarzy, ale równie\
fotoreporterów. Towarzyszyli mu niemal na ka\dym kroku. Dlatego starał się stać spokojnie, nie
krą\yć od ściany do ściany niczym lew w klatce. Na widok lądującego bezpiecznie samolotu
odetchnął z ulgą. Spóznienie wynosiło dwadzieścia minut.
Od tygodni nie rozmawiał z Eve. Wszelkie plany ustalenia dokonywane były pisemnie, w
dodatku poprzez sekretarki oraz asystentów. Chocia\ od jej wyjazdu z Cordiny minęły ponad dwa
miesiące, ich ostatnie spotkanie w stajni na farmie Brie utknęło mu w pamięci tak wyraznie, jakby
miało miejsce zaledwie dzień czy dwa temu. W nocy budził go zapach skóry Eve; w ciągu dnia, gdy
popadał w zadumę, widział przed oczami jej twarz.
Nie powinien o niej myśleć, ale nie umiał się powstrzymać. Bo jak miał zapomnieć o gorącej
fali namiętności, która go zalała, kiedy trzymał Eve w ramionach? Jak miał zapomnieć o \ądzy i
tęsknocie, która z\erała go niemal codziennie od tamtej pory?
Próbował znalezć ukojenie w pracy. Nie pomogło. Obowiązki nie zdołały przysłonić mu obrazu
Eve. Ojciec wrócił do Cordiny. Odbył się pogrzeb Sewarda. Sprawcy wybuchu pozostawali nieznani,
a przynajmniej nikomu nie udowodniono winy. Księstwu zagra\ała destabilizacja, a on wcią\
rozmyślał o kobiecie, której nie miał prawa po\ądać.
Gdy wysiadła z samolotu, zapragnął jej z podwójną siłą. Musiała być zmęczona podró\ą, mimo
to tryskała energią. Włosy, zaplecione w warkocz, miała upięte na czubku głowy, okulary
przeciwsłoneczne zasłaniały pół twarzy. Idąc, mówiła coś do towarzyszących jej osób, a jednocześnie
usiłowała wło\yć jaskrawoczerwony \akiet. W prawej ręce trzymała aktówkę, przez lewe ramię
przewiesiła sobie torbę podręczną. W ciągu tych dziesięciu czy piętnastu sekund, jakie upłynęły,
odkąd pojawiła się w hali przylotów miejscowego lotniska, Aleksander zauwa\ył ka\dy szczegół jej
wyglądu.
Szminkę miała startą, policzki lekko zaró\owione. Czerwony \akiet zdobiły złote guziki.
Kosmyk włosów wysunął się z warkocza i opadał luzno nad lewym uchem. Przy lewej piersi, w
dziurce od guzika, tkwiła biała stokrotka  mocno zwiędła. Ciekaw był, kto ją tam umieścił; kto
odprowadził Eve na lotnisko i patrzył, jak jej samolot odrywa się od ziemi.
Nagle go spostrzegła. Kolor odpłynął jej z twarzy, i w ruchach pojawiło się napięcie. Nie
spodziewała się, \e przyjedzie po nią na lotnisko. Wiedziała, \e będzie jakieś oficjalne powitanie, ale
nie przyszło jej do głowy, \e Aleksander osobiście się pofatyguje. Zupełnie inaczej wyobra\ała sobie
ich pierwsze spotkanie. Miała być wypoczęta, wykąpana, ubrana w długą wieczorową suknię, którą
kupiła specjalnie w tym celu. A do niego, następcy tronu, zamierzała odnosić się uprzejmie, lecz z
chłodną rezerwą.
Teraz myślała tylko o jednym: jak wspaniale się prezentuje. Był wysoki, przystojny, dobrze
zbudowany Oczy miał czarne, spojrzenie nieprzeniknione; natychmiast zapragnęła poznać wszystkie
jego tajemnice. Chciała uśmiechnąć się szeroko, rzucić mu się na szyję, wyrazić radość ze spotkania.
Powstrzymała jednak ten odruch.
 Wasza Wysokość...  Dygnęła.
Nie widział błysków fleszy ani tłumu dziennikarzy. Skupiony był na niej  na jej lekko
wydętych ustach i oczach, w których czaiło się wyzwanie.
 Panno Hamilton.  Wyciągnął rękę. Po chwili wahania podała mu swoją. Gdyby nie to
wahanie, po prostu by ją uścisnął, a tak zło\ył na niej pocałunek. Usłyszał, jak Eve wciąga powietrze.
 Serdecznie witam w Cordinie.
 Dziękuję, Wasza Wysokość.
Usiłowała uwolnić rękę, lecz trzymał ją zbyt mocno.
 O baga\ proszę się nie martwić, właśnie trwa rozładunek.  Uśmiechnął się; od czasu jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl