[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak? - Jonas pogłaskał dziewczynkę po głowie i popatrzył na Liz. - To zabawne, bo ja
właśnie o was myślałem.
- Będziemy robić paellę, bo to ulubione danie dziadka. Możesz nam pomóc - paplała
wesoło dziewczynka.
- Faith! - skarciła ją Liz.
- Chętnie - wtrącił Jonas. - Ale najpierw muszę porozmawiać na osobności z twoją
mamą.
- Czemu? - skrzywiła się Faith.
155
- Bo muszę ją przekonać, żeby za mnie wyszła. Jonas nie zwrócił uwagi na westchnięcie
Liz, tylko uważnie wpatrywał się w oczy dziecka.
- Mama powiedziała, że nie jesteś jej chłopakiem. Pytałam! - odparła Faith, wydymając
usta.
- Trzeba ją tylko namówić - szepnął jej do ucha i radośnie się uśmiechnął.
- Babcia mówi, że mojej mamy nie można do niczego przekonać. Jest okropnie uparta.
- Ja też jestem uparty, a w dodatku moim zawodem jest przekonywanie ludzi. Ale może
mogłabyś się pózniej za mną wstawić.
- No dobra - zgodziła się Faith z uśmiechem. - Mamo, mogę zobaczyć się z Roberto?
Podobno ich suka ma szczeniaki.
- Idz, ale tylko na chwilkę - powiedziała Liz, prostując i znów gniotąc ścierkę.
- Twoja córka jest naprawdę wspaniała - odezwał się Jonas z zachwytem, gdy Faith
pobiegła do domu swojego kolegi. - Porozmawiamy w domu, czy tutaj?
- Jonas, nie wiem, czemu wróciłeś, ale...
- Oczywiście, że wiesz.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- W porządku - Jonas skinął głową. - Skoro nie chcesz rozmawiać, zaciągnę cię do domu
i będę kochał tak długo, aż spojrzysz na wszystko z właściwej perspektywy. Zrozum
wreszcie, że cię kocham.
- Jonas, wiesz, że to niemożliwe - szepnęła i odwróciła wzrok.
- Błąd. To jest możliwe. Liz, ty mnie potrzebujesz.
- Sama umiem zadbać o siebie - odparła oburzona.
- Za to właśnie cię kocham - zaśmiał się Jonas.
- Ale...
- Nie powiesz chyba, że za mną nie tęskniłaś? - spytał, a Liz tylko otworzyła i zamknęła
usta. - Dobrze. Nie zaprzeczysz też, że spędziłaś wiele bezsennych nocy, rozmyślając o
nas? Potrafisz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że mnie nie kochasz?
156
Liz nigdy nie potrafiła dobrze maskować uczuć. Odsunęła się nieco i z przesadną
dokładnością zaczęła rozwieszać ściereczkę na balustradzie ganku.
- Jonas, nie mogę kierować się w życiu emocjami.
- Od teraz już możesz. Podobał ci się prezent od Faith?
- Słucham? - zdziwiła się nagłą zmianą tematu. - Tak, oczywiście, że tak.
- To dobrze, bo ja ci też coś kupiłem - powiedział i sięgnął do kieszeni. Wyjął nieduże
pudełeczko i wyciągnął z niego pierścionek z brylantem. Po chwili wsunął go na palec
Liz. - Dobrze. Teraz to już oficjalne.
- Jesteś śmieszny - parsknęła, ale nie potrafiła zdjąć z palca pierścionka z brylantem w
kształcie łzy.
- Poślubisz mnie - oznajmił. - To nie podlega dyskusji. Natomiast możesz zastanawiać
się, co robimy dalej. Na przykład, mógłbym rzucić moją praktykę i przenieść się na
Cozumel. Oczywiście musiałabyś mnie utrzymywać.
- Dopiero teraz zaczynasz robić się naprawdę śmieszny - uśmiechnęła się Liz.
- Zwietnie. Ja też nie byłem za bardzo przywiązany do tego pomysłu. Zatem ty mogłabyś
przeprowadzić się do Filadelfii, a ja bym cię utrzymywał.
- Nie potrzebuję tego - powiedziała i wojowniczo wysunęła brodę.
- Wspaniale. Oboje odrzuciliśmy dwa pierwsze pomysły-oznajmił i zrozumiał, że nie jest
mu tak łatwo, jak przypuszczał. -Albo możemy wziąć mapę, wybrać jakieś miejsce na
chybił trafił i tam zamieszkać.
- Nie możemy przecież w ten sposób decydować o naszym życiu - pokręciła głową i
zaczęła spacerować po ganku. - Nie widzisz, że to niemożliwe? - spytała, choć sama
zaczynała wierzyć w jego słowa. - Ty masz swoją karierę, ja swój sklep. Nigdy nie będę
dobrą żoną dla kogoś takiego jak ty.
- Będziesz dla mnie idealną żoną - powiedział i chwycił ją za ramiona. - Do diabła, Liz,
jeśli twoja firma jest dla ciebie tak ważna, zatrzymaj ją. Niech Luis pilnuje wszystkiego, a
my będziemy przyjeżdżać kilka razy w roku. Albo otworzysz nowy sklep. Wyjedziemy
gdzieś, gdzie potrzebują zdolnych nurków. Albo... - zawiesił głos i upewnił się, czy Liz go
słucha - mogłabyś wrócić na studia.
W jej oczach dostrzegł błysk zaskoczenia i zachwytu, ale po chwili pokręciła głową.
- To już skończone.
157
- Wcale nie - zaprzeczył z mocą. - Przecież tego pragniesz. Zatrzymaj sklep, otwórz
następny albo dziesięć innych, ale zrób też coś dla siebie.
- Miałam dziesięć lat przerwy - odparła, lekko unosząc brew.
- Boisz się?
- Tak - przyznała.
- Kobieto! - zaśmiał się Jonas. - W ciągu kilku ostatnich tygodni przeszłaś przez piekło, a
obawiasz się kilku wykładów?
- To mi się może nie udać - pokręciła głową i westchnęła.
- To co z tego? Potkniesz się i znów podniesiesz. Przysięgam, że będę przy tobie. Pora
zaryzykować, Liz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl