[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sam podpalił dwór.
Aż podskoczyłem. To było niezwykle śmiałe przypuszczenie.
- Chwileczkę, Kling - powiedziałem. - Chcę powtórzyć Mateuszowi.
Gdy to usłyszał karmiciel kotów, również skoczył do góry.
- To mi pomysł! - zawołał. - Pomysł, co się zowie! Do stu piorunów! A jednak zgadza
się bardzo dobrze z kilkoma innymi rzeczami. Przez cały czas myślałem, że chce się nas
pozbyć, bo sam robi coś takiego, czego nie powinien. Wprawdzie nigdy nie przypuszczałem, że
mógłby podłożyć ogień pod swój własny dom, gdyż z całym urządzeniem i wszystkim, co się
tam mieści, musi być wart grube tysiące. A potem znowu był wściekły, żeśmy wybili okna. To
znowu nie zgadzałoby się z tym, że nie zależy mu na domu. Ale mimo to warto się nad tym
zastanowić. Powiedz psu, aby mówił dalej.
- Sprawa wygląda przecież tak - ciągnął dalej Kling - okoliczności, iż Dornton miał przy
sobie klejnoty i że w nocy psy nie znajdowały się jak zwykle wewnątrz domu, świadczą o tym,
że spodziewał się pożaru.
- Tak - rzekłem - to się zgadza. Ale jego straty byłyby jednak olbrzymie.
- Poczekaj chwilkę - powiedział Kling - może się okazać, że jego straty byłyby jeszcze
większe, gdyby pożar nie wybuchł. Zastanówmy się: teraz, gdy dojdziemy do wniosku, że
Dornton podłożył ogień pod swój własny dom - a takie rzeczy się zdarzały, ja sam znam
podobne przypadki - to najbliższe pytanie powinno brzmieć: co go skłoniło do podpalenia?
Przypuśćmy, że chciał się czegoś pozbyć. Ale czego? Może istnieje ktoś, kogo chciał zgładzić?
Zapytałem Mateusza. Odpowiedział, że nie zna nikogo takiego.
- Czy ma rodzeństwo? - zapytał Kling.
- Nie - odrzekł Mateusz - wiem to na pewno.
- Dobrze - mówił dalej Kling. - Chciał więc zniszczyć jakiś przedmiot, jeśli ludzie nie
wchodzą w rachubę. Dlaczego nie zniszczył tego przedmiotu zamiast palić cały dom?
Ponieważ go szukał i nie mógł znalezć. To możliwe. A nawet mocno prawdopodobne, jeśli to
był...
- Testament? - przerwałem mu.
- Tak jest, właśnie tak - powiedział Kling i skinął głową. - Dlaczego chciał zniszczyć
testament? Może dlatego, ponieważ wiedział, że ojciec zapisał majątek nie jemu, synowi, lecz
komu innemu. Jeśli testament nie istnieje, on, jako jedyne dziecko, dziedziczy wszystko.
Wiedział jednak zapewne, że testament istnieje i że prawie na pewno znajduje się w domu. On
sam nie mógł go znalezć, ale obawiał się. że znajdzie ktoś inny. Nie trzeba zapominać, że
odprawił całą dawną służbę i zakupił dwa złe psy podwórzowe, aby odstraszały ludzi. W końcu
postanowił spalić cały dom, a wraz z nim testament. Cóż znaczyła ta strata wobec posiadania
tuzina innych domów i dóbr, których nigdy nie odwiedzał, ponieważ obawiał się, że w czasie
jego nieobecności we dworze ktoś znalezć może testament.
ROZDZIAA XXXII
STARY PAN DORNTON
- Zgadza się! Zgadza się! - zawołał Mateusz podskakując z wrażenia, gdy mu
przetłumaczyłem, co Kling powiedział.
- Ogrodnik opowiadał mi, że ojciec i syn nie mogli się pogodzić i dlatego Ernest
Dornton przebywał przeważnie w podróżach, dopóki stary pan nie umarł. A ojciec nie chciał,
aby ludzie wiedzieli o jego złych stosunkach z synem, jasne? I pewnie dlatego trzymał w
tajemnicy swoją ostatnią wolę. To wszystko zgadza się ze sobą - jak kropka z i. Ten pies to
czarownik! Ale pamiętajcie: musimy szybko działać. Dornton jest zdolny podpalić dom po raz
drugi.
- Ach! - odezwałem się. - Tak prędko się na to nie odważy. To by zbyt podejrzanie
wyglądało. Musi przecież mieć się nieco na ostrożności. Jeśli wie, że testament istnieje, to to,
co chciał uczynić, jest prawdziwym przestępstwem. Teraz wszystko rozumiem - wcale się nie
dziwię, że był na nas taki wściekły.
- Przede wszystkim musicie się dowiedzieć - ciągnął dalej Kling - komu stary pan
Dornton zapisał majątek.
W tej chwili skoczył na stół Pyskacz, o którym ze wzruszenia zapomnieliśmy zupełnie,
i przemówił:
- Słuchajcie, może ja będę wam mógł służyć pomocą. Znałem bardzo dobrze starego
Dorntona. To był prawdziwy pan. Nie widywałem go we Dworze na Wrzosowiskach, ponieważ
przyjeżdżał tu tylko raz do roku na kilka tygodni. Ale do innej z jego posiadłości, gdzie
przebywał stale, zwykłem przylatywać wcześnie w jesieni. Gdy był już w podeszłym wieku,
wycofał się z pracy i spędzał ostatnie swe lata bardzo spokojnie, zdobywając nagrody za swoje
krowy, owce i konie, a przede wszystkim konie pociągowe. Był bardzo dobry dla zwierząt ten
poczciwy staruszek. W swoim ogrodzie stawiał wszędzie naczynia z wodą, skrzyneczki do lęgu
i różne tym podobne urządzenia dla ptaków, a jego stary służący musiał co rano sypać ziarno i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl